W sobotnie popołudnie piłkarze FC Toruń w kolejnym meczu ligowym podejmowali AZS UŚ Katowice. Przez 40 minut na parkiecie dominowali torunianie, ale nie potrafili swojej przewagi udowodnić. Tym samym spotkanie zakończyło się remisem 2:2
Dla obu drużyn był to bardzo ważny mecz, ale w dwóch różnych kontekstach. Torunianom zależało na zbliżeniu się do trzeciego miejsca w tabeli Futsal Ekstraklasy, a katowiczanom na utrzymaniu się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Obie ekipy potrzebowały zwycięstwa, by zrealizować swoje cele. Żadnej nie udało się dopiąć swego. Mecz zakończył się wynikiem 2:2.
Pierwsza połowa sobotniego spotkania nie przyniosła kibicom wielkich emocji. Obie drużyny były świetnie przygotowane taktycznie i ciężko było przedrzeć się z piłką pod pole karne rywala. Gra toczyła się raczej w środkowej strefie boiska. Mimo to, torunianie potrafili sobie stworzyć sytuacje do objęcia prowadzenia. Najbliżej strzelenia pierwszego gola był Marcin Mikołajewicz, który w pewnym momencie znalazł się w sytuacji „sam na sam” z golkiperem gości. Ten jednak wyszedł z pojedynku zwycięską ręką. Chwilę potem Rafał Krzyśka znów musiał interweniować przy groźnym rzucie wolnym. Tym razem bliski pokonania katowickiego bramkarza był Michał Suchocki. Akademicy próbowali zrewanżować się dwoma strzałami na bramkę toruńską, ale z oboma bez problemu poradził sobie Nicolae Neagu.
Druga połowa była już znacznie bardziej emocjonująca. Przede wszystkim nareszcie zaczęły padać bramki. Pierwsze trafienie w meczu padło łupem gospodarzy, a strzelcem bramki został Mykola Morozow. Utrata gola zmusiła katowiczan do imponującej ofensywy. Akademicy w ciągu dwóch minut przeprowadzili dwie bardzo groźne akcje, po których zapachniało bramką wyrównującą. Ostatecznie padła ona za trzecim razem, a zdobył ją Adrian Pater. Cztery minuty później przyjezdni byli bliscy zdobycia drugiej bramki. Interweniował jednak Nicolae Neagu. Należy wspomnieć, że była to przedostatnia groźna akcja katowiczan w sobotnim spotkaniu. Od tej pory przy piłce niemal tylko i wyłącznie utrzymywali się gospodarze. Nie potrafili jednak udokumentować swojej przewagi i nie wykorzystali kilku znakomitych okazji do zdobycia bramki. Gdyby przynajmniej dwie z nich zostały zamienione na gola, torunianie cieszyliby się z dwóch punktów. Niestety, nawet druga bramka Morozowa nie dała zwycięstwa FC Toruń. Na osiem sekund przed końcem meczu trener AZS-u, Błażej Korczyński wziął czas, rozrysował wariant rozegrania tych ostatnich chwil, a jego piłkarze wprowadzili to w życie. Gola wyrównującego zdobył Jędrzej Jasiński.
– To był bardzo nerwowy mecz. Mieliśmy miliard sytuacji pod bramką przeciwnika i zabrakło koncentracji i zimnej krwi. Możemy mieć pretensje do siebie za to, że ten mecz nie skończył się dobrym dla nas wynikiem – powiedział po meczu Klaudiusz Hirsch, trener FC Toruń.
W trakcie spotkania nie brakowało kontrowersji związanych z arbitrami. Selekcjoner torunian miał wiele wątpliwości co do prawidłowego wykonywania ich pracy.
– Krzywdząca dla nas była ta ostatnia decyzja sędziów. Ja mam wrażenie, że w wielu sytuacjach dla arbitrów najważniejsza jest fryzura, słuchaweczki, opalenizna, to co widać w kamerach, a niekoniecznie to, co jest na boisku. Nie chcę się już wypowiadać dalej na temat pracy sędziów – to jest jakiś dramat – ostro skomentował pracę arbitrów Hirsch.
Następne spotkanie torunian będzie ligowym szlagierem. Podopieczni Klaudiusza Hirscha zmierzą się w nim z Rekordem Bielsko-Biała.