Jest jednym z najbardziej znanych, ale i kontrowersyjnych polskich raperów. Nie da się przejść koło niego obojętnie – jedni go kochają, inni nienawidzą. Z pewnością jednak zasługuje na miano legendy polskiego hiphopu, tworząc go już od dwudziestu lat. Tede, czyli Jacek Graniecki opowiada nam o swoich upodobaniach muzycznych, przepisie na swoją płytę, wielkich imprezach oraz jednym z największych konfliktów rapowych w ostatnich latach
ChilliTorun.pl: Po „Elliminati” powiedziałeś, że kończysz z przeszłością, że klasyka Cię już nie interesuje. Bierzesz jeszcze jakąkolwiek inspirację z tej klasyki czy Cię to w ogóle nie obchodzi i pochłonięty jesteś nowoczesnym nurtem?
Tede: Zdecydowanie robię taką muzykę, jaką lubię i jakiej słucham. Nie jestem niewolnikiem publiczności, nie jestem niewolnikiem kogokolwiek. To ja podejmuję ważne dla siebie decyzje. Mam zbiór płyt, m.in. Jay’a-Z, których nie słuchałem już kilka lat. Teraz niedawno do tego wróciłem i to potwierdza, że do pewnej klasyki można wrócić. Ale nie znaczy to, że będę cały czas katował muzykę z np. 1998 roku.
CT: A klasyka polskiego hip-hopu?
T: Dla mnie nie ma czegoś takiego jak klasyka polskiego hip-hopu. Co to w ogóle jest? Jest jedna rzecz, dla której warto żyć? (śmiech)
CT: Czyżbyś stronił od słuchania rodzimej muzyki?
T: Nie no, jasne, że nie. To, że ktoś się zafiksował na punkcie 1999 roku, to nie znaczy, że jest klasyką.
CT: Interpretacja z naszej strony była trochę inna – zostawiam to, co robiłem kiedyś, zapominam o tym, zakopuję i nigdy do tego nie wrócę.
T: Najpierw musiałbym nagrać taką płytę.
CT: Nie masz takich planów?
T: Planować, to ja sobie planuję od 5 lat. Poza tym robię muzykę, która sprawia mi przyjemność. Ja nie robię tego, dlatego, że muszę to robić. Nie sprawia mi przyjemności robienia tych tzw. „klasycznych” kawałków. Może jeden utwór, na takim klasycznym bicie jest spoko. Ale jakbym miał robić tego więcej, to bym się chyba zerzygał. Dla mnie nagranie takiego kawałku dla Pawbeatsa było ogromnym wyzwaniem.
CT: A planujesz reaktywować DJa Bucha i zasiąść za deckami?
T: Tak, myślę, że tak. Najprawdopodobniej w 2015 roku wyjdzie ostatni mixtape Dja Bucha.
CT: To ciekawe, co mówisz, bo ostatnio z mixtape’ami trochę ubogo…
T: Materiału powstaje dużo, ale tak samo jest z pracą i nie ma za bardzo czasu, żeby to odpowiednio skoordynować. Poza tym rynek jest bardzo zawalony tego typu rzeczami.
CT: A może w ogóle czujesz, że zbliżasz się do końca przygody z rapem? Jest dla Ciebie coś takiego jak emerytura w hiphopie?
T: Czy gdyby Elvis Presley żył, to by nie grał?
CT: Może chodzi bardziej o zostawienie rapowania, a zajęcie się np. sama produkcją.
T: Nie planuję życia. Z planami jest tak, że bardzo szybko mogą iść w łeb. Trzeba uważać, bo jak będzie „push that button” to chuj z tego planowania będzie (śmiech)
CT: Zbliża się Vanilla Hajs. Zdradzisz jakieś szczegóły?
T: Przez Elliminati do Kurt Rolson. Płyta będzie pojedynczym krążkiem, mam już dużo nagrane i tak naprawdę nie wiem, na co się zdecydować. Jest dużo energicznych kawałków, trochę „zamulaczy”, ale zdarzają się też takie refleksyjne kawałki. Premiera najprawdopodobniej będzie w czerwcu. Lubię wydawać płyty przed wakacjami.
CT: Nasi czytelnicy pytali, czy kupisz sobie w Mielnie kawałek plaży?
T: Tym razem zaskoczę – wcale nie jest powiedziane, że impreza w Mielnie w tym roku się odbędzie. Jest termin, dwa tygodnie wcześniej, ale w innym miejscu. Są jakieś przepychanki, negocjacje, a ze swoich źródeł wiem, że Mielno trochę zmienia profil. Zamiast miejsca dla młodych, robi się z tego spokojny kurort dla rodzin z dziećmi, trochę all inclusive. Nie wiadomo, życie pokaże. A jak nie będzie dotychczasowej opcji, to urodziny zrobimy dzień po dniu, w paru miejscach. (od momentu przeprowadzenia wywiadu, potwierdzono, że 39 urodziny artysty odbędą się w Mielnie – przyp. red.)
CT: Wróćmy jeszcze do poprzedniego pytania. Wspomniałeś o tych refleksyjnych kawałkach. Nie irytuje Cię trochę to, że te kawałki „melanżowe” są bardziej popularne niż utwory z przesłaniem?
T: No cóż, tak samo jest z moim popularnym „Drinem”. Sam z siebie nie słuchałem go od momentu nagrania. Ja ostatnio dopiero skumałem, że zaczynam tam nieswoją zwrotką (śmiech). Z drugiej strony, ja go nagrałem, więc go gram. Lubię jednak nagrywać też takie kawałki do przemyśleń. Ja lubię urozmaicenie. Jak nagrywam trzy z rzędu kawałki trapowe to czuję, że już za dużo. Wtedy muszę zmienić klimat, na te spokojne. Ja nagrywam cały czas, nie raz na kilka tygodni. Potrzebuję zmian, nie znoszę stagnacji.
CT: Nie boisz się, że słuchacze nie są tak wszechstronni muzycznie?
T: Nie, ja w nich wierzę. Wiem, że nawet Ci, którzy uważają, że część płyty jest „o niczym”, – chociaż ja tak nie uważam – zdają sobie sprawę, że pięć utworów z tego samego krążka ma przesłanie. Poza tym, robię to, co uważam za słuszne. To moja pasja i chcę ją wykonywać tak jak lubię. Liczę, że ludzie to zrozumieją.
CT: Sam też z pewnością jesteś słuchaczem. Powiedzmy, że rozdajesz nagrody – „Tede Jedynki”. Komu taką wręczysz w kategorii rapu?
T: VNM, Quebo, Sławy, Sitek… Nie mógłbym się zdecydować.
CT: A kiedy przyznasz się do Glamrapu?
T: Nie wiem czyj jest Glamrap, nigdy się do niego nie przyznam. Nie byłbym w stanie tego ogarnąć fizycznie. Wyobraź sobie jednak satysfakcję, jakby część z tych wszystkich chujowych polskich raperów wchodziła codziennie na stronę z tytułem mojej płyty.
CT: Odejdźmy trochę od tematu. Z wykształcenia jesteś dziennikarzem. W czym Ci to pomaga? W kontakcie z mediami?
T: Nie ukrywam się w mediach, choć specjalnie wstaję wcześniej, żeby zobaczyć Rysia Peję w Dzień Dobry TVN. Kwestia wykształcenia pomaga ci w komunikacji międzyludzkiej. Ludzie mnie zapraszali do tych mediów, ale też tam zapraszają innych. A to, że jeden pacan z drugim nie złożył zdania wielokrotnie złożonego, to go nie zaprosili. Proste. Zapraszali mnie, bo wiedzieli, że ja potrafię się z nimi dogadać. Na tym polega cała historia.
CT: To na koniec poruszymy sprawę Peji. Tylko tak szczerze – ten beef i w ogóle beefy w rapie to marketing, czy jednak kryje się pod tym coś głębszego?
T: Nie wiem jak to jest w innych przypadkach, ale przez beef z Peją dostałem po dupie, straciłem kupę szmalu, pełno fanów i kawał życia. Wiem jednak jedno – to w tym klubie (Od Nowa – przyp. red.), na koncercie PTP Rychu Peja z tej sceny mnie zobaczył i krzyczał „Jacek chodź tutaj” i się przytulał. To dokładnie było tu.
Marcin Morkowski, Marcin Lewicki
Podziękowania dla Mario Ruczkowski photography za udostępnienie zdjęć.