Dziewiąta edycja gali X CAGE przyniosła spodziewane rezultaty. Wygrywali zawodnicy, którzy wygrać mieli. Bez sensacji zakończyła się również walka wieczoru. Michał Fijałka pewnie pokonał Joe’a Allena w main evencie i obronił mistrzostwo toruńskiej federacji
Gala X CAGE została zainaugurowana walką amatorską pomiędzy Bartłomiejem Gładkowskim a Mateuszem Ciechanowskim. Obaj zawodnicy mieli się zmierzyć na dystansie trzech trzyminutowych rund, ale pojedynek skończył się dużo wcześniej. Już na początku walka została sprowadzona do parteru, w którym lepiej czuł się Gładkowski. Zawodnik Husarii Włocławek wpiął się za plecy rywalowi i poddał go duszeniem mata leo.
Drugi pojedynek karty wstępnej przyniósł już więcej emocji. Dawid Wylegała oraz Maciej Szydłowski zaprezentowali dobrą walkę zarówno w stójce jak i w parterze. Wyrównane starcie padło łupem Wylegały, który tryumfował poprzez jednogłośną decyzję sędziów.
W trzeciej walce wieczoru przed swoją publicznością zaprezentował się pierwszy zawodnik No Limits Toruń. Łukasz Sacharuk w swojej debiutanckiej walce na dużej gali zmierzył się z Eliaszem Zdzitowieckim. Pojedynek zapowiadał się niezwykle ciekawie ze względu na wczorajszą przepychankę pomiędzy oboma zawodnikami, która miała miejsce podczas ważenia. Całe nieporozumienie szybko wyjaśnił Łukasz Sacharuk, ciężko nokautując swojego przeciwnika po zaledwie dwóch minutach walki. W ten sposób zakończyła się karta wstępna sobotniego wieczoru.
– To była moja pierwsza walka na dużej gali – powiedział po walce Łukasz Sacharuk. – Jestem bardzo dumny z tego, że mogłem zaprezentować się przed swoją publicznością i dać dobre show. Cieszę się, że wszystko potoczyło się po mojej myśli. Całe moje przygotowania były ciężką harówką, podczas której walczyłem ze swoimi słabościami. Udało mi się z nimi wygrać. Wczoraj Eliasz próbował mnie trochę prowokować. Z jego strony były dość „cwaniakowate” zagrywki, ale mi to nie przeszkadzało. Wiedziałem po co mam wejść do klatki i pomimo tych prób rozproszenia mnie, udało się wygrać.
W pierwszej walce karty głównej toruńskiej gali zmierzyli się Sergiusz Uzarek (Silesian Cage Club) oraz Piotr Wróblewski (Berserkers Team Barlinek). Miał to być wyrównany pojedynek pomiędzy zawodnikami tej samej klasy i z podobnym bagażem doświadczenia. Ostatecznie kibice zobaczyli walkę zdominowaną całkowicie przez Piotra Wróblewskiego. „Berserker” był niebywale aktywny w parterze. Świadczą o tym chociażby aż cztery próby poddania przeciwnika skrętówką, dwie anakondą, omoplatą, balachą oraz balachą na nogę. Ostatecznie zawodnik z Barlinka skończył Sergiusza Uzarka duszeniem trójkątnym nogami na początku trzeciej rundy.
W drugiej walce karty głównej kibice ponownie zobaczyli w akcji amatorów. W pojedynku pomiędzy Sewerynem Gawarkiewiczem (No Limits Toruń) a Arkadiuszem Jakubczykiem lepszy okazał się zawodnik z teamu gospodarzy toruńskiej gali. Gawarkiewicz bardzo dobrze wywierał presję na swoim przeciwniku w parterze. Często dochodził do pozycji bocznej i i obijał Jakubczyka. Parę razy próbował go poddać kluczem na rękę, ale bezskutecznie. Ostatecznie torunianin wygrał jednogłośnie na punkty.
– Na pewno było trudno, bo ciążyła na mnie presja – mówił po walce Seweryn Gawarkiewicz. – Byli moi znajomi, przyjaciele i koledzy z drużyny. Było ciężej niż na zawodach. Zawodnik był niewygodny, wyższy i bardziej doświadczony niż ja. Ponadto dopiero dzień przed walką dowiedziałem się, że można zadawać ciosy w parterze. Nie mogłem się pod tym względem wcześniej przygotować. Na szczęście udało się wygrać i z tego bardzo się cieszę.
Trzecie starcie karty głównej było pierwszym w kategorii do 77 kilogramów. Kibice zobaczyli w nim Daniela Lewandowskiego oraz Tomasza Zyska, dla którego był to zawodowy debiut. Obaj zawodnicy dali popis dobrej walki w stójce, z której lepiej wyszedł Zysk. Zawodnik ze Szczytna konsekwentnie obijał swojego rywala aż w końcu doprowadził do tego, że ten był niezdolny do kontynuowania walki. Lewandowski obficie krwawił na twarzy i sędzia Cezary Wojciechowski podjął decyzję o zakończeniu pojedynku.
Kolejny pojedynek był z gatunku tych, na których nie można nawet mrugnąć okiem, by nie przegapić nokautującego uderzenia. Zmierzyli się w nim zawodnicy, reprezentujący dwa najlepsze kluby MMA w Polsce: Gracjan Szadziński (Bersekers Team Szczecin) oraz Marcin Jabłoński (Berkut Arrachion Olsztyn). Obaj fighterzy pokazali bardzo zachowawczy pojedynek w stójce, który w czwartej minucie zakończył Szadziński. Zawodnik ze Szczecina pewnie znokautował olsztynianina i odniósł kolejne zwycięstwo w karierze.
W szóstej walce wieczoru zmierzyli się Salim Touhari oraz Matt Inman, który na co dzień trenuje m.in. z Connorem McGregorem. Anglik nie walczył w tej walce, tak jak jego klubowy kolega i już po paru minutach był zmuszony uznać wyższość nokautującego go Touhariego. Mimo wszystko należy zaznaczyć, że był to bardzo wyrównany pojedynek, w którym Inman momentami przeważał, próbując dosięgnąć swojego rywala wysokimi i częstymi kopnięciami.
– Szykowałem się na niego. Wiedziałem, że Matt ma twardą głowę i przyjął w swoich poprzednich walkach dużo ciosów na głowę. Ciężko pracowałem, żeby go pokonać i się udało. Podobno Matt powiedział, że wybiera się do UFC? Wątpię, żeby po takiej walce się tam szybko znalazł – mówił po zwycięskiej walce Salim Touhari.
Następny pojedynek nie zdążył się jeszcze dobrze zacząć, a już trzeba było go kończyć. Postarał się o to Damian Domachowski. Torunianin obalił Damiana Pomockę i wpiął mu się za plecy. Gdy próba mata leo nie przyniosła rezultatów, Domachowski zaczął obijać łokciami zza pleców rywala i sędzia Piotr Michalak przerwał walkę.
– Nie zmęczyłem się wcale. Właściwie nie mam pojęcia dlaczego sędzia przerwał walkę w momencie, gdy pracowałem, by rywal nie rozbił mnie łokciami. Myślałem, że będzie zupełnie inaczej, nie tak wyobrażałem sobie tą walkę – mówił po przegranym pojedynku niezadowolony Damian Pomocka.
Po dziesięciu walkach karty wstępnej i głównej nadszedł czas na stoczenie walki wieczoru. W oktagonie naprzeciw siebie stanęli Michał Fijałka i Joe Allan. Pierwsza runda padła łupem zawodnika Berserkers Team Szczecin. Fijałka obalił zawodnika z Kurtyby i zajął pozycję boczną. Konsekwentnie obijał głowę przeciwnika i wygrał pierwsze starcie. Druga runda zaczęła się bardzo podobnie. „Berserker” ze Szczecina od razu poszedł po nogi Brazylijczyka. Ten z kolei wziął Polaka w półgardę, jednak i z tym Fijałka sobie poradził. Szczecinianin wpiął się za plecy rywala i poddał Allana duszeniem zza pleców – mata leo. Tym samym Michał Fijałka obronił mistrzowski pas federacji X Cage.
– Trochę się denerwowałem przed tą walką. Nie znałem swojego przeciwnika, ale wiedziałem, że jeśli przegram, to będzie wstyd. Na szczęście wszystko potoczyło się po mojej myśli i bardzo się cieszę, że obroniłem mistrzostwo – powiedział chwilę po pojedynku zawodnik Berserkers Team Szczecin.
(Fot. Krzysztof Maliszewski)