Swoją przygodę z muzyką zaczynał jako dodatkowy członek ekipy 71 Squad. Dzisiaj jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych raperów w Polsce. Paweł „Buczer” Buczkowski opowiada o swojej karierze, polskim rapie i planach na przyszłość. Zapraszamy do lektury
Chillitorun.pl: Ciebie i Twoją twórczość zna już wiele osób. Sądzę jednak, że niewiele z nich wie jak zaczynała się Twoja kariera i hasło 71 Squad nic im nie mówi. Opowiedz zatem o początkach Twojej przygody z rapem.
Buczer: Moje ukochane pytanie (śmiech). Powiem Ci szczerze, że w środowisku go nienawidzimy, natomiast rozumiem czemu ludzie je zadają. Mówiłem już o tym w wielu, wielu wywiadach, więc teraz w skrócie. Mam przyjaciela Kodiego, pozdrawiam serdecznie, i on zaczął nagrywać z Chesterem jakieś kawałki. To się nazywało 71 Squad a ja, że tak powiem, doszedłem na doczepkę. Zawsze słuchałem rapu i zawsze chciałem robić taką muzykę. W tamtych czasach okazało się, że można. Bo wtedy z nagrywaniem był duży problem, nie to co dzisiaj. Chłopaki mieli dostęp do sprzętu, więc postanowiłem dołączyć, a suma summarum zostałem sam. Im minęła zajawka już po paru pierwszych miesiącach.
CT: W listopadzie zeszłego roku, wydałeś swój trzeci solowy album „Emocje”. To bardzo refleksyjna płyta. Wyobrażasz sobie takiego Buczera, jak na tej płycie, siedem lat temu?
B: Nie. Nie wyobrażam sobie siebie takiego, osiem czy siedem lat temu byłem zupełnie innym człowiekiem. Tak naprawdę jestem bogatszy o kilka lat życia. W tym okresie wydarzyło się naprawdę wiele rzeczy i historii. O tym też jest ta płyta. Te siedem lat, w pewnym sensie, dalej ukształtowały mnie jako człowieka, bo z każdym rokiem zyskujesz nowe doświadczenia. Myślę, że za kolejnych parę lat też bym inaczej podszedł do tematu i też bym miał większy bagaż doświadczeń i o czym pisać. Na pewne rzeczy pewnie będę patrzył z innej perspektywy niż teraz, tak samo jak obecnie inaczej myślę o rzeczach o których jeszcze w inny sposób myślałem siedem lat temu.
CT: Czyli te przeżycia spowodowały zmianę tematyki Twoich utworów i stylu?
B: Potrzebowałem zrobić taki album. Przeżyć katharsis, oczyszczenie…
CT: „Nagrałem płytę życia, bo z życiem się rozliczam?”
B: Tak, dokładnie. To takie rozliczenie z pewnym, ciemniejszym etapem w moim życiu, depresyjnym, ponurym. Chciałem zamknąć ten temat i tym zamknięciem była płyta „Emocje”. Ja lubię pisać takie numery. Ogólnie lubię nagrywać kawałki o czymś. Teraz to moim zdaniem uciekło trochę w złą stronę. Technicznie raperzy są świetni, ale o czym oni mówią?
CT: No właśnie, w ostatnich latach w rapie pojawiła się teoria, że ta muzyka ma bujać a przekaz jest sprawą drugorzędną. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?
B: Jasne, można robić jedno i drugie. To się nawzajem nie wyklucza, absolutnie. Nawet trzeba tak robić. Oczywiście, można robić kawałki typowo o niczym, one są też potrzebne. Ale to się czasem staje jednostajne. Jeden kawałek, drugi, spoko. Ale robić cały taki album? Ja uważam, że ta muzyka powstała po to, żeby o czymś mówić. Była formą buntu, jakiegoś manifestu. Ja jako słuchacz też lubię się utożsamiać z tym, co mówi do mnie raper. Wsłuchujesz się w słowa i wiesz, że on o czymś opowiada, i albo się z tym identyfikujesz albo, nie. Jeżeli piętnasty raz słuchasz o tym, że: „Jestem zajebiście dobry i rozpie***lam wszystkich w pył” to się zastanawiasz: „spoko, ale ile można o tym gadać?”. Bo technicznie, naprawdę, poziom rapu w Polsce jest niesamowity. Chłopaki składają nieraz takie hashatagi, że trzy dni rozkminiasz o co chodzi. Tylko to już poszło w taką stronę, że jest tyle technicznego rapu, że aż ciężko się tego słucha. A ja lubię posłuchać sobie takiego prostszego rapu.
CT: Swego czasu, razem z PTP współpracowaliście z Tede i jego wytwórnią Wielkie Joł. Co było przyczyną tego, że wasze drogi się rozeszły.
B: Wiele czynników się na to złożyło. W pewnym momencie przestaliśmy się dogadywać. Na pewno w pewnym stopniu, może nie bezpośrednim, wpływ na to miał konflikt z Peją. Zostaliśmy tam wciągnięci w taką jedną historię, zupełnie bez naszej wiedzy i zgody. A my jednak z Rychem się przyjaźniliśmy i przyjaźnimy nadal. Jak mówiłem, było wiele czynników i nie chodziło nawet o ten beef (konflikt dwóch raperów – przyp.). Ale też uważam, że oni postąpili parę razy nie fair w stosunku do nas i dlatego nasze drogi się rozeszły.
CT: Nie żałujecie tej decyzji teraz, kiedy Tede jest na topie a Wielkie Joł razem z nim?
B: Nie, nie. Ja się nie oglądam za siebie. A co by nie powiedzieć, jednak Jacek odżył. Zresztą ja nigdy nie sądziłem, że on jest słabym raperem. On jest bardzo dobry w tym co robi. Mogą być między nami jakieś różnice, my się nie musimy prywatnie lubić, ale, nie można mu odmówić, że jest dobrym raperem. Podniósł się, a mało kto wytrzymałby psychicznie to, co on.
CT: Teraz pytanie z zupełnie innej beczki. Gdzie według Ciebie leży granica pomiędzy undergroundem a mainstreamem?
B: Moim zdaniem granica polega tylko na tym, że twój album jest na półkach w sklepach, albo go nie ma. Nie chcę tu mówić o sprzedaży ani o zasięgu, oglądalności, rozpoznawalności czy dotarciu do słuchaczy. Bo często jest tak, że ci undergroundowi raperzy zjadają dupą, jeśli chodzi o wyżej wymienione czynniki, mainstreamowych graczy. I w bardzo wielu przypadkach także jeśli chodzi o flow i technikę. Natomiast tym wyznacznikiem dla mnie zawsze było to, że underground to jest wydawnictwo nielegalne. Jesteś w podziemiu, robisz swoją robotę np. nagrywasz mixtape’y, płyty, ale wypuszczasz je własnym sumptem, albo wrzucasz je tylko w net i działasz sobie spokojnie. A mainstream to jest to ogólne wydawanie. Czyli rzucanie płyt na półki sklepowe, jesteś grany w radiu lub gdzieś tam w telewizji. Wiadomo, że u nas ten mainstream nie jest taki medialny, choć rapu jest pełno i sobie radzi świetnie. Przecież my, tak naprawdę, bijemy wszystkie możliwe rekordy. Zresztą sama sprzedaż płyt. Największą sprzedawalność mają właśnie hip hopowi artyści.
CT: W takim razie gdzie byś zakwalifikował ekipę PTP? To jeszcze underground czy już mainstream?
B: My wydaliśmy albumy, które były w sklepach. I wydajemy nadal. To jak najbardziej mainstream.
CT: Zadałem to pytanie, ponieważ z PTP najwięcej słychać właśnie o Tobie. Wiem, że Zelo pracuje nad swoim projektem, ale o Brożasie i Zawiku jest cicho.
B: Z Zawikiem nawet ostatnio rozmawiałem. Byłem w mieście, spotkaliśmy się w klubie i pogadaliśmy sobie. Między nami wciąż jest dobry kontakt. Tylko Zawik stwierdził, że chyba to nie jest droga dla niego. On robił płyty bardziej na ciśnienie. Miał czasem takie zrywy, że czuł zew, chciał nawijać i czuł głód tego. Ale nie ma takiej cierpliwości, którą się trzeba wykazać, kiedy chcesz dojść tam, gdzie chciałbyś być i gdzie Ci się być należy po tylu latach ciężkiej pracy. A Brożas robi, żłobi swoją solówkę. Tylko, że on pracuje naprawdę w wolnym tempie, ale ma ponagrywanych parę numerów. Zelo również. A niedługo będziemy robili „Ulice tego słuchają 2”. To już jest przybity temat, ta płyta powstanie i będzie gruba. Powrócimy na niej do naszych korzeni. Będzie mocno nawiązywać brzmieniowo do naszej pierwszej płyty, która wstrząsnęła Polską. I mamy zamiar zrobić to ponownie. Będzie to ciężkie zadanie zrobić album, który przebije tamten, ale, myślę że nam się to uda. A co do składu… Jesteśmy w trójkę. Zawikowi nikt drzwi nie zamyka, jeśli będzie miał ochotę to z nami nagra. Ale oficjalnie, na tą chwilę działamy Brożas, Zelo i ja.
CT: Na przestrzeni ostatnich paru lat trochę się w polskim rapie pozmieniało. Pojawili się nowi wykonawcy, raczej z nurtu newschoolowego a i sam ten nurt zaczął być coraz bardziej popularny. Jak po tych zmianach oceniasz kondycję naszej rodzimej sceny?
B: Tak jak wcześniej mówiłem. Moim zdaniem technicznie rap jest na bardzo, bardzo wysokim poziomie. Quebo czy innym chłopakom nie można odmówić tego, że są zajebiści w tym co robią. Naprawdę rapują bardzo dobrze. Tylko gdzieś tam mi brakuje trochę tego przekazu. Jest boom na coś, co my robiliśmy już lata temu. I teraz ci, którzy zaczynają słuchać tych nowych wykonawców, nie mają pojęcia, ze ktoś to robił już wcześniej. Bo wtedy oni robili jeszcze w pieluchy. Jest to trochę frustrujące, że ludzie nie pamiętają tego kto to tak naprawdę w Polsce zaczął. A propos Jacka (Tede), on też płynie na tej newschoolowej fali. A ja pamiętam doskonale jak my przychodziliśmy do niego z materiałem, jaki był zajarany. Wtedy to było coś nowego. A teraz to po prostu wypływa na szersze wody. Ja pamiętam jak wychodziła nasza płyta „Ulice tego słuchają”. Wtedy byliśmy wszędzie! Każdy dzieciak na telefonie miał nasze kawałki, gdzie nie poszedłeś grała nasza muzyka. To było zajebiste i to musi wrócić. I powróci wraz z naszym nowym albumem.
CT: Co wyróżnia Ciebie i Twój rap spośród innych polskich wykonawców?
B: Moja muzyka jest o czymś. Ja kieruję przekazywane treści do ludzi dorosłych, z bagażem doświadczeń, którzy coś w życiu przeszli. To jest ważne. Może ja nie mam jakiegoś turbo – wielkiego zasięgu, bo mało jest małolatów, którzy słuchają mojej muzyki. Ona po prostu do nich nie trafia, nie rozumieją jej. Jak ma zrozumieć szesnasto czy czternastoletni człowiek to co nawija do niego trzydziestodwulatek? Facet, który coś tam w życiu przeszedł. Taki małolat nie wie o czym ta muzyka jest. Aczkolwiek są też młodzi, świadomi słuchacze, którzy muzykę sobie cenią i ją doceniają. Ale ja jestem zadowolony z tego, że mój fanbase to są ludzie 20 lat i wzwyż. Absolutnie nie dyskryminuję tutaj tych młodszych słuchaczy, chodzi o to, że ta muzyka jest dość specyficzna i każdy by jednak wolał trafiać do dorosłego, świadomego słuchacza a nie do kajtków po 13, 14 lat. Chociaż oni słuchają takiej muzyki. Sam pamiętam jak słuchałem Liroya gdy miałem 12 lat. Reasumując, myślę, że cechą wyróżniającą mnie jest to, że potrafię zrobić muzykę, która buja i ma przekaz w jednym.
CT: Na pewno pamiętasz swoje pierwsze kawałki. Jak z perspektywy czasu na nie patrzysz?
B: Jezu, oby to nigdy nigdzie nie wyszło (śmiech). A tak na poważnie to śmiesznie było. To przede wszystkim sprawiało mega radochę i to się zawsze przeżywało. I po dziś dzień tak jest. Ja lubię swoją muzykę, gdybym jej nie lubił, to bym jej nie robił. I tworzenie jej strasznie mnie cieszy. Cały czas mam satysfakcję gdy pójdę do studia i nagram dobry numer. Najważniejsze jest kochać to co się robi.
CT: Gdy zaczynałeś przygodę z rapem to miałeś swojego ulubionego wykonawcę, na którym starałeś się wzorować?
B: No jasne! Kto nie miał? Na przykład Rysiu Peja. Czasem jak z nim gadam to się śmieję, że mógłbym być jego hypemanem. Miałem nawet jego kasetę Slums Attack. Poza tym ja chłonąłem jak gąbka muzę wszystkich ówczesnych raperów. Gural, Pezet, WWO, 52 Dębiec. Pamiętam to dobrze, Hans jechał wtedy jak zły. No mnóstwo tego było. To był pierwszy boom na rap i tego wychodziło bardzo dużo. Teraz też jest na to zajwaka. I mimo wszystko jest to trochę kłujące. Bo widzisz, kiedyś wychodziły trzy, cztery teledyski rocznie i się na nie czekało. A teraz wychodzi po pięć dziennie. Nie jesteś w stanie sprawdzić wszystkiego. Choćbyś się zesrał, to nie sprawdzisz wszystkich płyt, teledysków, kawałków. W tym jest straszny przesyt, aczkolwiek jest czego posłuchać. Na pewno ciężko jest przykuć uwagę słuchacza, bo przy takiej masie, przy takim natłoku musi być coś, co chwyci i powiesz, „to jest to”. Zobacz jaki strzał zrobiliśmy z „Jeszcze będzie hajc”. To miało w półtora miesiąca cztery bańki. Przerobiliśmy klasyczny utwór i naprawdę fajnie nam to wyszło. Jaram się tym kawałkiem. W takim natłoku trafiliśmy w dziesiątkę. Albo spójrz na Gang Albanii i ich liczniki na You Tube. Jak oni wrzucają klip, to mają bańkę w dwa dni. Masakra! Ale to jest właśnie to coś innego, co przyciąga wzrok i słuch. Przyszli zupełnie z innej bajki i to przykuwa uwagę w tym natłoku tych takich przeciętnych rzeczy, które non stop wychodzą. Oczywiście to jest na poziomie, ale raczej nie na najwyższym.
CT: A teraz, gdy jesteś już starym wyjadaczem w branży, wciąż stawiasz sobie przed oczami wzór do naśladowania?
B: Nie, nie. Jeśli już to tylko i wyłącznie Stany. Może powiem inaczej. Ja już się nie wzoruję. Jestem na tym etapie, że nie muszę. Przez dwanaście lat nawijania wypracowałem sobie swój charakterystyczny styl i wokal. I od pierwszych dwóch czy trzech słów, gdy wchodzę na bit to wszyscy wiedzą, że to właśnie ja. I jestem na tyle wyrazisty i charakterystyczny, że nie muszę czerpać inspiracji z innych wykonawców. Ale z drugiej strony, gdy słuchasz muzyki, to nieuniknione jest to, że coś tam Ci z właśnie przesłuchanego kawałka w głowie zostanie i zainspirujesz się pewnymi rzeczami. Dlatego staram się nawijać tak, żeby tej inspiracji nie było nigdzie u mnie słychać. Nie chciałbym, żeby słuchacz po moim stylu wywnioskował, że gdzieś tam w przeszłości słuchałem płyty Yela Wolfa a potem kogoś innego. To wydaje się banalne, ale w rzeczywistości jest bardzo trudne. Jak nasłuchasz się jakiejś rytmiki, jakiegoś flow to potem Ci to w bani zostaje i gdy piszesz tekst to układasz go pod styl tego czy innego gościa. Trzeba uważać, żeby nie wpaść w tę pułapkę. Teraz jest to często spotykane i takie numery niestety przechodzą.
CT: Mówisz, że takie kawałki, które są inspirowane stylem innych raperów znajdują się w obiegu. A czy to nie świadczy źle o polskich fanach, że słuchają takich numerów? O ich niewyrobieniu muzycznym?
B: Dla nas rap to jest tylko i aż muzyka. Z jednej strony ona ma cieszyć, ma być przy tobie kiedy jest ci źle, kiedy jest ci dobrze czy po prostu, kiedy masz ochotę jej posłuchać. Ona ma dawać przede wszystkim radość i podnosić cię na duchu. Po to została stworzona. Jak mi jest źle, to lubię sobie posłuchać muzyki, która mnie relaksuje, odprężą i przenosi w inny świat. I jak się bawię to się bawię. Lubię jak w tle coś tam dudni. Po to jest muzyka zrobiona. W naszym środowisku jest to cała ideologia. To nie jest tylko muza, chociaż dla przeciętnego pana Kowalskiego jest i ma go cieszyć. Ludzie nie rozumieją tych naszych konfliktów, czemu my się spinamy o tamto czy tamto. Bo dla nas, dla ludzi, którzy ten rap tworzą, to jest coś więcej. Wiesz, w popkulturze czy w innych gatunkach muzycznych to możesz gadać co ci ślina na język przyniesie. Przez to wiele różnych imperiów danych postaci, zostało zbudowanych na fałszu. Kto ma wiedzieć o kim mowa, ten wie. I dlatego są często spiny. Często jest tak, że słuchasz sobie gościa co on w kawałku do Ciebie gada i myślisz, „Co on gada? Tydzień temu widziałem go na backstage’u i mówił zupełnie co innego.” A ta muzyka nie lubi fałszu, my o tym wiemy dlatego często mamy jakieś konflikty w środowisku.
CT: Nie samą muzyką żyje człowiek, jaki jest prywatnie Paweł Buczkowski?
B: Pracuję, mam swoją firmę odzieżową Detox Label. A tak naprawdę to mam mało czasu, żeby zajmować się czymkolwiek innym. Chodzę na siłownię, staram się o siebie dbać, uprawiać sport. Nie opływam w luksusach, jestem normalnym, przeciętnym gościem.
CT: Jakie jest Twoje największe marzenie związane z muzyką? Co jeszcze chciałbyś osiągnąć?
B: Mieć marzenia to podstawa. Inna rzecz to ich realizacja, ale chciałbym kiedyś, żeby mi na ścianie zawisła Złota Płyta. Marzę o czymś takim, bo to jest ukoronowanie moich starań. To by była zajebista sprawa. To jest moje takie muzyczne marzenie, żeby spojrzeć na to złoto i powiedzieć, „I did it”. A prywatnie? Myślę, że stabilizacja. Ja nie muszę mieć willi z basenem i Bentley’a. Po prostu chciałbym mieć taką porządną stabilizację. Zarabiać rozsądne pieniądze, żeby dało się jakoś żyć w tym popie***lonym kraju. I przede wszystkim chciałbym cieszyć się życiem, korzystać z niego.
CT: A marzy Ci się pójście za ciosem i nagranie jeszcze z jakąś inną ikoną amerykańskiego rapu, tak jak to było z Lil Waynem?
B: Pewnie, że bym chciał, tylko nie zawsze to jest możliwe. Z Lil Waynem udało mi się nagrać przez kontakt z Markiem (Battlesem). Kto wie? Życie jest zaskakujące. Jasne, że bym chciał z kimś stamtąd jeszcze nagrać. Tylko, że ich jest tam tylu, że gdybym miał nagrać z każdym, z którym bym miał ochotę to musiałbym zrobić czteropłytowy album (śmiech).
CT: Czy w najbliższej przyszłości można spodziewać się nowego krążka od Buczera?
B: Tak, pracuję nad solową płytą. Mam na razie nagrane dwa czy trzy kawałki. Singli na razie nie będzie. Robię też mixtape „Podejrzany o rap 4”. Dużo ludzi się mnie o niego pytało. Wypuściłem singiel, ten cover Roy Johnes’a (Nie tkną nas – dop. red). I z tego co widzę spodobało się, przypadło do gustu takie mocniejsze brzmienie. Idę w dobrym kierunku by zrobić ten wspomniany mixtape, a potem będzie solówka. Ale kiedy? Nie wiem, na razie jeszcze nad tym pracuję. Nie mam takiego ciśnienia. Przyzwyczaiłem ludzi, że rocznie wychodzi ode mnie multum projektów. Czas zwolnić, troszeczkę przystopować. Przecież ja wypuściłem już 20 płyt, to jest naprawdę bogata dyskografia i jest z pewnością czego słuchać. Mam jeszcze mnóstwo fanów, którzy zaczęli się interesować moją muzyką od PTP, „Podejrzanego” dwójki, trójki czy BOSSa lub Infamous mixtape’u. Ludzie cały czas to odkrywają i fajne jest to, że zaczynają kopać i sprawdzać wcześniejsze numery. Na przykład ktoś mnie znajdzie na kawałku z Sobotą i sobie pomyśli, „O, fajne to. Poszukam więcej tego Buczera.”