Głośna sprawa Łukasza Kierzkowskiego trafiła już do prokuratury. Oskarżany o rasizm trener, broni się, że jego komentarz nie wynikał z poglądów, a niepotrzebnych nerwów. Zdaje sobie sprawę, że popełnił błąd, ale kara jest niewspółmierna do czynu. Do głosu dochodzą również rodzice, którzy zdecydowanie bronią trenera i nie zgadzają się z decyzją dyrekcji ZSMEiE i K-PZPN. My wyjaśniamy całą sprawę
O co chodzi w tej aferze? Jeden z toruńskich portali dwa miesiące temu rozpoczął cykl materiałów o trenerze Łukaszu Kierzkowskim (byłym pracowniku Zespołu Szkół Mechanicznych, Elektrycznych i Elektronicznych w Toruniu, oraz Kujawsko-Pomorskiego Związku Piłki Nożnej), który skomentował opublikowany tam tekst. W komentarzu do artykułu o pobitym w Toruniu Turku, trener stwierdził, że obywatel Turcji mógł „cwaniakować” i przez to został pobity (cały komentarz poniżej).
W sprawę bardzo emocjonalnie zaangażowali się dziennikarz portalu, oraz znany ze skrajnych lewicowych poglądów Arkadiusz Brodziński, manager sportowy.
W momencie ich interwencji pojawiają się jednak nieścisłości i wątpliwości.
– Owszem, poniosły mnie emocje, ale nie jest to powód do zwolnienia. Głupotą jest oskarżanie mnie o rasizm, bo sam mam wielu znajomych o innym kolorze skóry, czy innych poglądach – mówi trener Kierzkowski, który podkreśla, że ani razu nie zapytano go o zdanie i nie miał możliwości obrony. – Umawiałem się z panią dyrektor Łopatko, że przeproszę za komentarz, który został rozdmuchany do granic absurdu. Niedane mi było tych przeprosin opublikować
Rzeczywiście, trener przygotował obszerne przeprosiny i chciał zakończyć sprawę. Interwencja zaangażowanych w aferę osób poskutkowała jednak zwolnieniem trenera z posad – zarówno w Zespole Szkół Mechanicznych, Elektrycznych i Elektronicznych jak i K-PZPN. Ciekawe są przyczyny zwolnienia – według władz szkoły jest to „utrata zaufania do pracownika”.
Sprawdziliśmy – owa przyczyna jest niezgodna z art. 30 § 4 kodeksu pracy. Brak zaufania do pracownika może być powodem zwolnienia tylko z powodów obiektywnych, które orzeka sąd. Powód wypowiedzenia umowy musi być więc w pełni konkretny.
Gdy wydawało się, że to koniec, to po zwolnieniu trenera rozpoczęła się prawdziwa wojna z jego osobą. Brodziński, który w komentarzach internetowych też nie przebiera w słowach, zaciekle pod każdym tekstem atakuje Kierzkowskiego. Sprawa trafiła również do prokuratury. W międzyczasie posądzono Kierzkowskiego o… gloryfikowanie Adolfa Hitlera(!). Wszystko przez to, że polubił film, w którym występuje dyktator III Rzeszy.
– To już kompletny absurd – mówi zainteresowany. – Polubiłem ten film tylko ze względu na jego treść historyczną. Jestem osobą, która kocha swój kraj, a żaden patriota nie będzie popierał takiego zbrodniarza jak Hitler.
Przeciwko trenerowi wyciągnięto bardzo poważne działa, a w niektórych artykułach (pomimo braku zarzutów prokuratorskich) jego nazwisko przedstawiano… inicjałem, na wzór kryminalistów.
Warto podkreślić, że znana antyrasistowska organizacja Toruń bez ksenofobii nie do końca podzielała decyzję o zwolnieniu trenera.
Według rodziców cała sprawa jest skandaliczna. W rozmowach z kilkoma opiekunami wychowanków trenera otrzymaliśmy obraz osoby szalenie sympatycznej, kompetentnej i znającej się na swoim fachu. Stanowisko rodziców jest zgodne – szkoła pod wpływem nagonki popełniła ogromny błąd
– Trener Kierzkowski współpracował z moim synem bardzo długo, znam go już dziesięć lat – mówi Maciej Kamiński, tata Kacpra, który gra teraz w Wiśle Płock. – Pan Łukasz bardzo angażował się w treningi i jest świetnym specjalistą. Podkreślam, że jest bardzo dobrym pedagogiem. Popełnił może mały błąd, ale kara jest absurdalnie wysoka. Wielu rodziców potwierdza moje zdanie. Będziemy bronić trenera Kierzkowskiego. To nie jest osoba słynąca z nienawiści. Dzięki niemu wielu młodych ludzi wyszło na porządnych obywateli.
Łukasz Kierzkowski również podkreśla, że jest zaskoczony całym obrotem sprawy. Dotychczas jego pracodawcy byli bardzo zadowoleni z jego pracy i zaangażowania.
Niestety, nie dostaliśmy odpowiedzi, dlaczego trener Kierzkowski nie miał prawa do obrony, a instytucje, które poddały się zewnętrznemu wpływowi wyraźnie nabrały wody w usta. Dyrektor ZSMEiE Małgorzata Łopatko przekładała spotkanie z nami, a później nie odbierała telefonu. Wyraźnie unikała odpowiedzi na pytania związane z trenerem. W pierwszej (i jedynej, mało konkretnej) rozmowie stwierdziła tylko, że „nie będzie udzielała odpowiedzi telefonicznej, a sprawa została wyjaśniona”. K-PZPN natomiast nie odbierał od naszej redakcji telefonów.
Od redakcji:
Nie popieramy i nigdy nie będziemy popierać rasizmu i podobnych. Zdecydowanym zaprzeczeniem obiektywizmu jest jednak brak umożliwienia obrony oskarżanemu człowiekowi, który przyznaje się do emocji, ale w żadnym wypadku nie chce być kojarzony z rasizmem. Przy domniemaniu niewinności, które (jeszcze, miejmy nadzieję, że jak najdłużej) obowiązuje w naszym kraju, stwierdzanie winy bez wysłuchania dwóch stron jest nadużyciem i zachowaniem karygodnym. Naszym zadaniem jest przedstawienie wizji dwóch stron, a Państwu – naszym czytelnikom – zostawiamy ocenę sytuacji.
Do sprawy z pewnością wrócimy