Cisza, która mówi wszystko

0
3216

Niełatwą sztuką jest ująć czyjeś emocje, kiedy obiekt obserwacji skrywa je tak dobrze. Jeszcze trudniej jest to zrobić przy użyciu jak najmniejszej dynamiki. Surowy obraz świata, który został wyprany z kolorów, daje jednak możliwość odnalezienia pewnego sensu i odkrycia własnej tożsamości. „Ida”, która w 2013 roku zadebiutowała na ekranach, na nowo stworzyła definicję dobrego dramatu. Polska kinematografia, która obfituje w wysoce rozwiniętą gałąź gatunku, z dumą może prezentować swój najnowszy eksponat.

Takim dziełem może się pochwalić Paweł Pawlikowski, który uwiecznił powyższe komponenty, umiejętnie je ze sobą spajając na jednej rolce filmowej. Film umiejscowiony jest w latach 60, w czasach głębokiego PRLu. Wychowanka zakonu – Ida (Agata Trzebuchowska), na kilka dni przed złożeniem wieczystych ślubów, zostaje wysłana do jedynej krewnej, by poznać swoje więzy rodzinne. Nie wie jednak, że ta z pozoru formalna podróż, może zachwiać silne podstawy, na których była wychowywana. Agata Kulesza wcieliła się w rolę ciotki bohaterki – Wandę Gruz, która piastuje stanowisko wysoko postawionego Prokuratora Generalnego. Początkowe zmieszanie krewnej, towarzyszące odnalezieniu rodziny, zastępuje wewnętrzne poczucie spełnienia ukrytego obowiązku. Ida dowiaduje się, że jest Żydówką, a jej rodowe nazwisko Lebenstein skrywa historię, której obie bohaterki będą starały się dociec. Wspólnie udają się do wsi Piaski pod Łomżą, by tam szukać poszlak o Róży i Heimim – rodzicach młodej zakonnicy.

Nie jest to film akcji. Nie jest to również mroczny kryminał, w którym nie brakuje trupów i drastycznych scen. Już od samego spotkania Wandy i Idy, mamy do czynienia ze zderzeniem kontrastów. Delikatne, niewinne i niczego nieświadome sacrum, spotyka na swojej ścieżce cyniczne i bezkompromisowe profanum. Podczas trwania całego filmu, można obserwować wzajemne przenikanie się obu tych biegunów. O ile w większości przypadków ma to charakter bardziej pośredni i podświadomy, tak nie zabrakło również napięcia w postaci cielesnych i bezpośrednich starć różnic, które dzielą obie postaci. Momentami całe sekwencje wydawały się nie mieć żadnego znaczenia. W większości ujęć dominuje ogrom negatywnej przestrzeni, która przytłaczała nas masą anturażu. Paradoksalnie, wszystkie te zabiegi zastosowano, by pokazać minimalizm „Idy”. 80 minut statycznego obrazu, który obfituje w oszczędność zbędnego dialogu, gestów i emocji.

O ile ideologia zawarta w filmie może zachwycać, tak niektóre elementy przytłaczają i mogą zniesmaczyć świadomego widza. Jak wiele filmów o podobnej tematyce, ten również posiada złożone podłoże polityczne i obyczajowe. Choć się tego otwarcie nie mówi, obraz ukazany w dziele Pawła Pawlikowskiego, przedstawia głęboko zakorzenioną w polskiej krwi nienawiść do Żydów. Poruszony wątek okrucieństw i prześladowania, ma swoje odbicie w historii głównej bohaterki, która odkrywa tragiczną historię swojej rodziny. Historia polskich Żydów jest równie zagmatwana i mglista, co wizerunek Wandy Gruz, której postać wzorowana jest na Helenie Wolińskiej-Brus – stalinowskiej prokurator, która bez mrugnięcia okiem posyłała ludzi na śmierć. Wielu ekspertów oraz świadomych entuzjastów kina, zacznie domagać się wyjaśnienia niektórych zabiegów zastosowanych w filmie. Wzajemne przenikanie się tych dwóch osobowości, ma swoje skutki w podejmowanych decyzjach oraz poglądzie na dotychczasowe życie. „Krwawa Wanda”, bo właśnie taki przydomek nosi ciotka Idy, przeżywa wewnętrzne rozterki, spowodowane odkryciem prawdy o rodzinnej historii oraz przemyśleniami o własnych poczynaniach. Jest wielu przeciwników „wybielania” przeszłości tego typu osobników, którzy przyczynili się do niechlubnej historii naszego narodu. Z drugiej strony mamy Idę, która podświadomie wchłonęła część osobowości swojej towarzyszki. Znajduje się w sytuacjach granicznych z wieloma gestami i obyczajami panującymi na tym świecie, które z początku nie sprawiają dla niej trudności w postaci pokusy. Stanęła przed trudną próbą, która miała sprawdzić, czy ostateczna przysięga zakonna jest warta tak wielkiego poświęcenia.

Dzieło niewątpliwie dobrze zrealizowane. Maksimum przekazu, przy minimalnym użyciu dostępnych środków. Dla wielu może to być trudna pozycja, jednak przy odpowiednim poznaniu tła wydarzeń, nie wydaje się to być nadzwyczajnie wymagające. Film, który obecnie zgarnia najważniejsze nagrody akademii filmowych, jest obiecującym kandydatem do zdobycia najważniejszej statuetki – Oscara. Nie da się ukryć, że opisana pozycja zaskarbi sobie uwagę niejednego krytyka, jak również może być faworyzowana w trakcie omawiania ostatecznych werdyktów przy okazji rozdawania statuetek. Nie od dziś bowiem wiadomo, że wszechobecnie przewijające się tematy Holokaustu zawsze są „w cenie” i przez jakiś czas jeszcze nie znikną z piedestału. Nawet jeśli dane dzieło jest wewnętrznym sposobem na wyraz wrażliwości autora…