293 lat temu doszło do zdarzenia, które pociągnęło za sobą wiele konsekwencji w polityce wewnętrznej, jak i zewnętrznej Rzeczypospolitej w XVIII wieku. 16 i 17 lipca 1724 roku w Toruniu doszło do zamieszek, w których stronami konfliktu byli katolicy i luteranie. Wydarzenie nosi nazwę tumultu toruńskiego
W dzisiejszym świecie bardzo popularne jest mówienie o tolerancji, powszechnym szacunku i pokoju na świecie. Wszystkie te rzeczy mają wymiar abstrakcyjny i niezbyt często sprawdzają się w życiu społecznym. Psychologia tłumu cechująca się konformizmem, rozproszeniem odpowiedzialności, czy reprezentacją „jednej słusznej racji” wciąż jest zauważalna w wielu środowiskach. Politycy zaś próbując szukać wyborców starają się wspierać jedną, bardzo liczną grupę ludzi i bardzo często nastawiają ją przeciw drugiej. Tak było zawsze i jest po dziś dzień.
Rzeczpospolita po okresie średniowiecza kroczyła w stronę zapewnienia swobody wyznania, czego skutkiem była konfederacja warszawska z 1573 roku, która była początkiem prawnie gwarantowanej tolerancji religijnej. Później jednak do czasów rozbiorów polski tron kilkukrotnie zmieniał właściciela aż przyszedł czas na panowanie dynastii Wettynów. Pierwszym saskim królem Rzeczypospolitej Obojga Narodów został w 1697 roku August II Mocny.
Przydomek władcy był nieprzypadkowy, bowiem podobno potrafił gołymi rękami zginać podkowy. August II Sas był także „mocny” w stosunku do innowierców, a wierny katolicyzmowi, gdzie upatrywał swój „target” do wzmocnienia władzy. Jednym z przykładów, głośnym na skalę międzynarodową był tzw. tumult toruński mający miejsce 16 i 17 lipca 1724 roku.
W trakcie katolickiej procesji ku czci Matki Boskiej Szkaplerznej, niedaleko Kościoła św. Jakuba, uczeń luterańskiego Gimnazjum Akademickiego nie zdjął czapki przed Najświętszym Sakramentem. Jeden z uczniów katolickiego Kolegium Jezuickiego zrzucił mu nakrycie z głowy, zaś inna osoba w pobliżu postanowiła luteranina uderzyć. Wyszła z tego bójka między obiema stronami, która zakończyła się ujęciem dwóch katolików przez luteran. W trybie natychmiastowym rozeszła się plotka, że uczniów trzymają w kolegialnych podziemiach.
Wzburzeni mieszczanie wdarli się do szkoły i zdemolowali ją, a ponadto sprofanowali miejscową kaplicę oraz spalili na ulicy wyniesione figury i księgi. Jezuici nagłośnili tę sprawę do takiego stopnia, że usłyszał o tym król August II. Wydarzenie nazywane również „sprawą toruńską” było słynne szczególnie z faktu, iż władze w bardzo surowy sposób zaingerowały w wewnętrzne sprawy religijne Torunia. Władca Rzeczypospolitej powołał komisję, której zadaniem było osądzenie sprawców tumultu.
Protestanckie władze Torunia nie podjęły zbyt wielu kroków wyjaśniających całe zajście. Zwlekanie oraz ospałość władz Państwa Polskiego było normalne w czasie rządów Wettynów, a dla Grodu Kopernika korzystne. Jednak powołana komisja bardzo szybko wskazała winnych zajść. Złożone z 20 katolików kolegium skazało 16 listopada 1724 roku czternastu z oskarżonych, w tym prezydenta Torunia Johanna Gottfrieda Roesnera, burmistrza oraz 12 bezpośrednich, luterańskich uczestników tumultu.
Komisja postanowiła wykonać wyroki śmierci publicznie na Rynku Staromiejskim, oszczędzając poniżenia przed mieszczanami prezydentowi Roesnerowi, który został stracony na zamkniętym dziedzińcu Ratusza. Pozostałych skazanych poddali pod fantazję kata napędzanego rozentuzjazmowanym tłumem katolików. Innymi postanowieniami dekretu było m.in. przekazanie protestanckiego kościoła Mariackiego katolikom, czy usunięcie z miasta Gimnazjum Akademickiego.
Jednostronny wyrok władz Rzeczypospolitej Obojga Narodów odbił się szerokim echem, szczególnie w Prusach, Rosji oraz Anglii. Protestanckie władze państw zastanawiały się nad inwazją wojsk do Polski w celu pomocy wiernym. Tumult toruński był później pretekstem do antypolskiej kampanii, oskarżającą Rzeczpospolitą o nietolerancję.