Elana Toruń w trzecim spotkaniu z rzędu uzyskała ten sam wynik. Tym razem żółto-niebiescy podzielili się punktami z KKS-em 1925 Kalisz. Patrząc na przebieg meczu, wynik 1:1 można uznać za szczęśliwy
Warunki atmosferyczne są równie dla wszystkich, ale trzeba przyznać, że w tym spotkaniu były wyjątkowo kapryśne. Zawodnikom obu drużyn nie pomagała mocno nasiąknięta murawa oraz rzęsisty deszcz. Na domiar złego gry nie ułatwiał szybko zapadający zmrok. Godzina rozpoczęcia spotkania chyba nie została dobrze przemyślana.
Choć torunianie nie przegrali w tym sezonie jeszcze ani jednego spotkania, a kaliszanom nie najlepiej się wiedzie od samego początku ligi, tych różnic nie było widać na boisku. To KKS był stroną przeważającą przez niemal całe dziewięćdziesiąt minut i to oni mogli, a nawet powinni wygrać to spotkanie. W pierwszych piętnastu minutach gospodarze mieli aż cztery dogodne sytuacje, jednak za każdym razem na straży stał Bartosz Poloczek. Jedne z nielicznych okazji Elany miały miejsce między 27. a 32. minutą spotkania. Najpierw po dośrodkowaniu z rzutu rożnego fatalnie zachował się Artur Lenartowski, który będąc mniej niż metr przed bramką… minął się z piłką. W kolejnej akcji piłka co prawda zatrzepotała w siatce po uderzeniu głową Daniela Ciacha, ale arbiter liniowy dopatrzył się pozycji spalonej obrońcy Elany. Przed przerwą wynik spotkania mógł otworzyć Robert Tunkiewicz, jednak świetnym refleksem popisał się Poloczek.
To co nie udało się kaliszanom pod koniec pierwszej połowy, udało się na początku drugiej. Po dośrodkowaniu z około 40 metrów, najwyżej w polu karnym wyskoczył Rafał Jankowski, który głową umieścił piłkę w siatce. KKS prowadził i konstruował kolejne akcje. W 75. minucie kapitalnym uderzeniem z powietrza popisał się Tomasz Kowalski. Na szczęście na posterunku był Poloczek. Elana wyglądała, jakby mecz rozpoczął się dla nich dopiero na kilkanaście minut przed jego zakończeniem. Wszystko zaczęło się od 79. minuty, w której żółto-niebiescy szczęśliwie doprowadzili do remisu. Po dalekim wyrzucie piłki z autu, futbolówka minęła wszystkich zawodników będących w polu karnym i trafiła pod nogi Macieja Mysiaka. Ten podkręconym strzałem dał Elanie kontaktowego gola. Jeszcze przed ostatnim gwizdkiem sędziego wysunąć torunian na prowadzenie mogli kolejni Ciach i Stefanowicz, ale ich strzały minimalnie minęły prawy słupek bramki kaliszan. W jednej z ostatnich akcji ładnym uderzeniem z dystansu popisał się Kordian Górka. Bramkarz KKS-u popisał się szczęśliwą interwencją wybijając piłkę nogą. Chwilę później sędzia zakończył sobotnie spotkanie.
Po czterech wygranych z rzędu, Elanę dopadła mała zapaść. Trudno mówić o kryzysie, bowiem torunianie wciąż nie przegrali ani jednego spotkania, ale trzy remisy z rzędu, podczas których trzeba było gonić wynik, trochę niepokoją. Należy jednak zwrócić uwagę na to, że jest to dopiero początek sezonu, a drużynie wciąż brakuje pełnego zgrania. Póki co żółto-niebiescy muszą zadowolić się pozycją wicelidera. Kolejne spotkanie czeka nas w sobotę, 23 września o godzinie 15:00. Rywalem podopiecznych Rafała Góraka będzie Lech II Poznań.
KKS 1925 Kalisz – Elana Toruń 1:1 (0:0)
Bramki: Rafał Jankowski 59′ – Maciej Mysiak 79′