[NASZ CYKL] Historia na murach wypisana #1: Jan Godfryd Roesner

0
1627

Toruń. O tym mieście można wiele mówić. W historii parokrotnie odegrało wielką rolę dla Rzeczypospolitej. Przede wszystkim dało światu Mikołaja Kopernika, który tym światem wstrząsnął. To tutaj podpisywano przywileje nieszawskie oraz pokoje toruńskie. Z lekcji historii wiedzą o tym niemal wszyscy i niemal wszyscy mogliby o tym coś powiedzieć. Toruń to jednak dużo więcej niż ogólnikowe, gdzieś zasłyszane, hasła historyczne. To miasto z arcyciekawą historią, która była chwalebna, burzliwa oraz czasem dramatyczna. Niewiele osób o tym jednak wie. A przecież dzieje naszego miasta są wypisane na ścianach ulic Starego Miasta. To miasto, w którym historia wciąż trwa i jest obecna pośród torunian. Sprawiają to pamiątkowe tablice rozmieszczone na całej starówce. Wystarczy tylko unieść głową i stawać się coraz to bardziej świadomym torunianinem. Zapraszamy zatem na podróż po ulicach Starego Miasta i wspólne poznawanie historii Grodu Kopernika. Kolejne odcinki będą się ukazywać co drugi tydzień 

Naszą przygodę rozpoczniemy od jednej z najbardziej wyrazistych postaci w historii Torunia, a mianowicie Jana Godfryda Roesnera. Chyba w historii naszego miasta trudno byłoby wskazać kogoś, kto bardziej podpadłby ówczesnym władzom Rzeczypospolitej, Radzie Miasta, Trzeciemu Ordynkowi, katolikom itd. Przykładów można by mnożyć jeszcze więcej. Mimo to Roesner po śmierci doczekał się pomnika na swoją cześć, epitafium oraz pamięci, która przetrwała do dziś.

Jan Godfryd Roesner przyszedł na świat 11 listopada 1658 roku w Sulechowie. Był synem Tobiasza i Teodory z domu Wendt. Ojciec młodemu Janowi musiał miłość do sprawowania władzy przekazać w genach. Tobiasz wszak był radnym we Wschowie, którą musiał jednak opuścić w 1656 roku i osiedlił się w Sulechowie. Źródła nie podają, czym potem zajmował się Tobiasz. Nie jest to jednak najważniejsze. Bohaterem tej opowieści jest jego syn. Zatem mały Jan musiał odziedziczyć po ojcu zamiłowanie do polityki i rządzenia. Chociaż, jak pokaże czas, niewiele wskazywało na to, by Roesner te zdolności faktycznie posiadał.

Swoją edukację Jan Roesner rozpoczął w Sulechowie, a kontynuował ją w Gimnazjum Akademickim w Toruniu. Wówczas po raz pierwszy miał kontakt z naszym miastem. Nie zabawił w nim jednak długo, ponieważ w 1679 roku rozpoczął studia prawnicze i historyczne na Uniwersytecie w Frankfurcie nad Odrą. Zakończył je już cztery lata później z pracą doktorską De remedis subisidaris. Po zakończonych studiach Roesner powrócił do Torunia. Wtedy rozpoczął swoją drogę do władzy. Przez trzy lata Roesner wiódł zwyczajne życie patrycjusza. Wszystko zmieniło się jednak w 1987 roku. Wówczas w Toruniu żył jeszcze znany pastor Aaron Bliwenitz. Ten zarekomendował Roesnera odpowiednim ludziom. To poręczenie skutkowało tym, że przyszły burmistrz Torunia objął stanowisko sekretarza miejskiego. To mu dawało dostęp do wyższych sfer. W nich też zapoznał swoją żonę – Katarzynę Kissling, która była córką rajcy Jana Kisslinga, z którym nigdy nie było mu po drodze. O tym jednak później.

Podobizna Jana Godfryda Roesnera (fot. wikipedia)
Podobizna Jana Godfryda Roesnera (fot. wikipedia)

Skupmy się teraz na karierze, jaką w ciągu dekady zrobił Roesner. W 1698 roku został radcą miejskim. Co więcej, wielce łaskawy był dla niego król August II Mocny. Można powiedzieć, ze darzył Roesnera szczególną sympatią. Młody polityk był przez niego dwanaście razy mianowany na burgrabię toruńskiego i był stałym członkiem dworu. Można zatem śmiało powiedzieć, że w ciągu paru lat Roesnerowi udało się dojść na szczyt. Był lubiany przez króla, w Toruniu cieszył się posadą rajcy, a sam jeszcze prowadził interesy handlowe. Dość powiedzieć, że na nowym mieście znajdował się jego dom handlowy. To wszystko pozwoliło mu osiągnąć pozycję na tyle uprzywilejowaną, by w krótkim czasie móc ubiegać się o fotel burmistrza Torunia. Stało się tak po raz pierwszy w 1706 roku. Od tego czasu Roesner został wybrany jeszcze pięć razy na głowę miasta.

Można odnieść wrażenie, że w związku ze swoim uprzywilejowaniem Roesner wiódł bezproblemowe życie. Nic bardziej mylnego. Jeszcze w 1703 roku pojawiły się pierwsze poważne kłopoty na drodze młodego radnego. Trzeba powiedzieć jasno, że sam był sobie winien. Dlaczego? To się okaże już za parę chwil. Otóż w 1703 roku Toruń został otoczony przez Szwedów. Niewiele później go zajęli. Wówczas Roesner został oskarżony o wydatek miejskiej kasy na rzecz saski generałów. Za tak poważne przestępstwo, został wtrącony do więzienia. To była tylko represja ze strony Szwedów, ponieważ Roesner był wierny i lojalny zasiadającemu na polskim tronie Sasowi. Niemniej, więzienie dla niego stało się faktem. Wyszedł z niego dopiero w 1708 roku i od razu zaczęły się nowe kłopoty. W tym roku zmarł bowiem jego teść – Jan Kissling. Czas miał pokazać, że śmierć zabrała również jego żonę i to krótko po jej ojcu. Przyjrzyjmy się jednak dokładniej śmierci starego radnego i walki Roesnera z jego spadkobiercami. Burmistrz usunął z jego epitafium koronę i herb, co spotkało się stanowczą reakcją ze strony spadkobierców, którzy sprawę przedstawili sądowi królewskiemu. Ten wydał wyrok, by Roesner zwrócił z powrotem insygnia, ale burmistrz był sprytny. Wykorzystał swój urząd, by tego nie zrobić. Ostatecznie epitafium Kisslinga pozostało bez herbu i korony.

Jak widać, w kłopoty potrafił wpakować się sam, ale wiele z nich wynikało z jego lojalności wobec Augusta II. Wspomnieliśmy wcześniej, że Roesner po zajęciu Torunia był prześladowany przez Szwedów. Racja, ale szykany go spotykały również ze strony polskiej, a mianowicie ze strony wojsk wiernych Stanisławowi Leszczyńskiemu. Nie miał zatem łatwego życia. Do tego doszedł jeszcze konflikt religijny z jezuitami, który doprowadził do tzw. tumultu toruńskiego.

Swego czasu Roesner bronił, jako protoscholar gimnazjum protestanckiego, pewnego profesora Jana Arndta, który napisał sztukę Actum dramaticum de impia pietate Caiphae. Toruńscy jezuici uznali, że dzieło obraża papieża i domagali się ukarania Arndta. To było zarzewie poważnego konfliktu, do jakiego doszło w 1724 roku. Wówczas Roesner nadal pełnił funkcję burmistrza. Trzeba wiedzieć, że Toruń w tamtych czasach nie sprzyjał katolikom, którzy raczej byli traktowani, delikatnie mówiąc, po macoszemu. Często spotykali się z szykanami, które jednak nigdy nie przerodziły się w regularne prześladowania. Pewnego razu doszło do małej kłótni pomiędzy ewangelikami a katolikami. Doszło do bijatyki, która przerodziła się momentalnie w ogromny tumult. W efekcie zostało zdemolowane kolegium jezuickie. Jezuici zarzucili Roesnerowi, że ten nie podejmował zdecydowanych działań, by temu zapobiec. Faktycznie, burmistrz bagatelizował całą sprawę od początku. Co prawda wysyłał ludzi na ulice, ale ci nie potrafili zaprowadzić porządku. Prawdziwa interwencja nadeszła dopiero ze strony gwardii królewskiej, która zdołała uspokoić tłum. Dopiero po zakończonych zamieszkach Roesner wyszedł do ludzi i zaczął ich przepraszać i przesłuchiwać świadków, by ukarać winnych zamieszek. Tymczasem jezuici wnieśli skargę do sądu asesorskiego, który w lipcu 1924 wezwał Roesnera w imieniu Miasta przed sąd. Została powołana specjalna komisja, która doszła do wniosku, że winien wydarzeń toruńskich jest nie kto inny, ale Roesner. Burmistrzowi jednak udało pozostać się na wolności, co umożliwiło mu stanowisko i liczne kontakty. Za niego poręczyły trzy ordynki władzy miasta, a zatem radni, patrycjusze i rzemieślnicy wraz z kupcami jak Trzeci Ordynek. Nikt jednak nie przewidział, że sprawa zamieszek toruńskich będzie przedmiotem obrad sejmu. Tak się stało, bo szlachta była niezwykle oburzona tym, co zaszło podczas tumultu. Trzeba pamiętać, że szlachcice byli bardzo krewcy, a spraw religijnych bronili wyjątkowo. Ostatecznie sprawa została rozstrzygnięta na niekorzyść Jana Gotfryda Roesnera. Toruński burmistrz 16 listopada 1724 został uznany winnym zamieszek i skazany na karę śmierci. Co ciekawe, Roesner mógł uciec, co gwarantowałoby mu pozostanie przy życiu. Podobnie jak przejście na wiarę katolicką. Ten jednak nie skorzystał z tych opcji i 7 grudnia 1724 został ścięty na dziedzińcu Ratusza Staromiejskiego.

Nawet po śmierci mieszczanie pamiętali o swoim burmistrzu. W kościele pw. Św. Ducha wystawiono mu pomnik, który znajdował się tam do 1950 roku. Teraz jedynym śladem po Janie Gotfrydzie Roesnerze jest tablica pamiątkowa zawieszona na budynku, w który mieszkał przy ulicy Chełmińskiej.