Klaun Pennywise powrócił do Derry, aby ponownie przerażać i przekonać do siebie fanów powieści Stephena Kinga. Stworzenia nowej wersji „To” podjął się Argentyńczyk Andres Muschietti i wywołał tym samym wiele nadziei, ale także obaw
Akcja najnowszego dzieła twórcy „Mamy” przenosi nas do Derry, małego miasteczka, które może nie różniłoby się niczym od innych, gdyby nie znikający ludzie, w przeważającej części dzieci. Wkraczamy w ten świat w momencie, kiedy młodszy brat Billa Denbrough (Jaeden Lieberher) staje się kolejną ofiarą demonicznego klauna Pennywise. Od tej pory życie Billy’ego nie będzie już takie samo.
Muschietti prowadzi widza przez swoje dzieło dosyć spokojnie. Na początek przedstawia nam bohaterów. Znamy ten schemat z wielu produkcji – dzieciaki, próbujące się bezskutecznie przeciwstawić tyrani chuliganów i walczące z trudami, związanymi z ich najbliższymi. Bill, Beverly, Ben, Richie, Mike, Eddie i Stanley są tak bezradni, że oglądający nie ma wyjścia – musi im kibicować. Prosty schemat, ale wydaje się, że skuteczny.
Mocną stroną „To” jest z pewnością ostry humor. Bryluje w nim Richie, fantastycznie zagrany przez Finna Wolfharda. Wybija się on ponad pozostałą część obsady, a jest to nie lada sztuka, gdyż wszystkie dzieciaki dają z siebie wszystko. Na końcu jednak wszystko sprowadza się do postaci Pennywise’a (Bill Skarsgård), autentycznie przerażającego. Dzięki niezłym, choć czasem chaotycznym zdjęciom Chung-hoon Chunga, mamy tutaj do czynienia z ładną klamrą kompozycyjną. Derry dołuje nas samym obrazem miasteczka. Obojętna na wszystko co ją otacza ludność oraz dzieciaki skazane na samotną walkę z potworem i własnymi słabościami – tworzą nam ponure, spełniające swoją funkcję tło dla strasznych form, jakie przybiera w tym dziele zło.
„To” – nie tylko horror
Wielbicielom typowych slasherów rodem z najnowszego remake’u „Koszmaru z ulicy Wiązów”, którego motyw notabene pojawia się dyskretnie w filmie Muschiettiego mogą czuć nutkę rozczarowania. „To” nie jest typowym horrorem, gdyż reżyser często miesza w nim gatunkami. Jest tutaj trochę komedii, nutka dramatu opartego na obrazach m.in. patologii rodzinnej, a brutalne sceny z udziałem klauna Pennywise są jedynie dodatkiem, choć oczywiście bez nich nie byłoby całego filmu. Spodobała mi się szczególnie akcja, w której mieliśmy do czynienia z pokojem udekorowanym wieloma klaunami. Wzbudzanie lęków najskrytszych lęków, czyli główna broń nikczemnego klauna wyszło autentycznie, choć niekiedy naiwnie.
Mogę z czystym sumieniem polecić ten film wszystkim tym, którzy w kinie z pogranicza dramatu i grozy upatrują szansy na coś ambitniejszego, niż tylko brutalne, pełne rozlewu krwi sceny przemocy. Muschietti zadbał o to, abyśmy podczas oglądania „To” zastanowili się nad wszechobecną obojętnością i potrafili się utożsamić z bohaterami. Argentyńczyk ma teraz na koncie dużo ciekawszy obraz, niż słabo przyjęta przez krytyków „Mama” z 2013 roku. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejna część – już z dorosłymi bohaterami, pojawi się na ekranach kin stosunkowo szybko. Pierwszy odcinek wywołuje spory optymizm.