Patryk Vega znów chciał zszokować całą Polskę. Tym razem na tapetę wziął polską służbę zdrowia, czyli można było się spodziewać gromów. „Botoks” w zasadzie ciężko przyporządkować do jakiegokolwiek gatunku filmowego, to po prostu jest kolejny film Vegi
Losy czterech kobiet związanych ze służbą medyczną splatają się ze sobą. Każda z nich będzie musiała stoczyć nierówną walkę z przerażającymi szpitalnymi praktykami i zmierzyć się z własnymi problemami. Tak to wszystko się mniej więcej klaruje. Piszę „mniej więcej”, gdyż podobnie jak z gatunkiem – ogromnej trudności dostarcza nam próba opisania, o czym tak naprawdę jest „Botoks”.
Twórca trzech części „Pitbulla” nie będzie nas czarował – od samego początku mamy do czynienia z scenami tak absurdalnymi, że niektórzy mogą się przeżegnać z wrażenia. Tona wulgaryzmów ma służyć jako środek umacniający przekaz, ale mam wrażenie, iż Patryk Vega wpadł we własne sidła poprzednich projektów i niespecjalnie wie, jak się z tego wymiksować w taki sposób, aby na jego kolejne filmy nadal przychodziły tłumy. Posłużył się zatem prostym środkiem stylistycznym. Trzeba przyznać, że sala kinowa pękała w szwach.
Reżyser i scenarzysta próbują nam przez cały film wmówić, że wszyscy w służbie zdrowia to skończone kanalie. Patryk Vega nie stawia pytań, tylko dokonuje jednoznacznej oceny. Nie trudno ulec wrażeniu, iż świat szpitala i osób związanych z tą branżą jest kompletnie przejaskrawiony. O ile można uwierzyć w szpitale pełne korupcji i zwyrodnialców, o tyle wyedukowane społeczeństwo nie powinno uwierzyć w to, że ten problem dotyczy dosłownie każdego. To, co według Vegi powinno nas zszokować, wywołuje efekt pustego śmiechu połączonego z niedowierzaniem. Nagromadzenie absurdu jest stanowczo zbyt duże, choć nie da się ukryć, że wpisuje się 100% w styl reżysera.
„Botoks” – ci sami, tak samo
Elementarną częścią recenzji filmowych powinna być ocena aktorów. Tym razem nie będzie to wyjątkowo trudne zadanie. Patryk Vega otoczył się ludźmi, których zna i którym ufa. Agnieszka Dygant, Tomasz Oświeciński, Janusz Chabior ,Olga Bołądź i Sebastian Fabijański nie wniosą niczego, czego nie kojarzymy z poprzednich filmów reżysera „Służb Specjalnych”. Znakomity jest za to Piotr Stramowski w roli metroseksualnego Michała, z którym jedna z głównych bohaterek, grana przez Marietę Żukowską, próbuje sobie ułożyć związek. Jest autentycznie zabawny i każda jego scena stanowi wartość dodaną. Jeżeli za coś podwyższać ocenę to właśnie za jego grę.
„Botoks” jest filmem tak złym i abstrakcyjnym, że ciężko to ubrać w jakieś wyszukane słowa. Zresztą, czy film, w którym co drugie słowo to wulgaryzm zasługuje na recenzję z językiem z wyższych sfer? Oto jest pytanie. Nie odmawiam temu „dziełu” kilku naprawdę zabawnych scen i dialogów. To jednak stanowczo zbyt mało jak na ponad 2 godziny siedzenia w kinie. Przecież temat służby zdrowia można opakować zdecydowanie lepiej i aż się prosi o to, aby wyglądało to ambitniej. Vega tymczasem poszedł na totalną łatwiznę – nie będzie zmuszał do refleksji, tylko poda wszystko na tacy. Jak się okazuje – taka jest chyba droga do sukcesu, bo statystyki nie kłamią. Ludzie tabunami biegną do kin, a pieniądze wpadają. Szkoda tylko, że przy niezłym kinie to nawet nie stoi. Na szczęście kolejny „Pitbull” został „oddany” Władysławowi Pasikowskiemu.