[RECENZJA] „Zimna Wojna” – razem, ale jak?

0
5055
"Zimna Wojna" Pawła Pawlikowskiego to godne uwagi dzieło (fot. Youtube)

Najnowsze dzieło Pawła Pawlikowskiego już przyniosło mu Złotą Palmę na festiwalu w Cannes i sprawiło, że mówi się o reżyserze nie tylko w naszym kraju. Na szczęście – po obejrzeniu „Zimnej Wojny” z pełnym przekonaniem mogę napisać, że warto przede wszystkim dyskutować o treściach merytorycznych

Fabuła tylko na początku filmu wydaje się prosta. Zaraz po wojnie, w czasach zimnej wojny – dwójka pedagogów Wiktor Warski (Tomasz Kot) i jego znajoma Irena (Agata Kulesza) organizują szkołę dla młodych talentów muzycznych i estradowych. Podczas szukania wybitnych osób towarzyszy im także Lech Kaczmarek (Borys Szyc), który pomaga im zarządzać całym projektem, a jednocześnie jest wiernym sługą partii. Gdy do szkoły trafia młoda utalentowana Zula (Joanna Kulig) zdobywa uwagę nauczycieli, a przede wszystkim Wiktora.

Paweł Pawlikowski sięgnął po sprawdzony w „Idzie” czarno-biały ekran, ale teraz  mamy do czynienia z dużo szybszym tempem. Fakt, że film trwa zaledwie nieco ponad 80 minut nie powoduje, że brakuje wyjaśnienia pewnych wątpliwości czy niedokończonych scen. Pora zatem na pierwszą laurkę – tutaj złoty medal zgarnia cudowna, hipnotyzująca muzyka. Wspaniale odśpiewane sceny przez zespół „Mazurek” wywołują ciarki na całym ciele i są fantastycznym aktorem, który nieustannie towarzyszy głównym bohaterom. W momencie, kiedy zespół Wiktora i Ireny musi zapłacić za sukces na arenie krajowej i śpiewać pochwalne pieści na cześć Józefa Stalina, muzyka od razu nabiera innego charakteru, jest jakby nieco obok wykonawców. Piosenki ludowe, góralskie to jednak nie wszystko – gdy wkraczamy w piękny jazz w Paryżu, jest  tylko lepiej.

Duet autentycznie zagubiony

W zasadzie można się tego było spodziewać – obsadzenie Tomasza Kota oraz Joanny Kulig w roli Wiktora i Zuli okazało się strzałem w dziesiątkę. Aktorka Kulig przeszła kolejną już w swojej karierze transformację z Zuzy z „Pitbulla: Niebezpiecznych kobiet” w Zulę w sposób tak brawurowy, że przekona nawet największych przeciwników. Otworzyła sobie tym samym rolę do wielu nagród. Partnerujący jej Tomasz Kot doskonale odgrywa rolę człowieka, który jednocześnie chciałby swoją kochankę przytulać przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, a z drugiej strony nie potrafi z nią wytrzymać – zresztą ze wzajemnością. Jednym z najbardziej wymownych dialogów w filmie jest rozmowa Wiktora z Konsulem w Paryżu (Adam Woronowicz). Warto wyłapywać takie smaczki, które wydają się być znakomitym odzwierciedleniem trudnych lat 50-tych i początku 60-tych.

„Zimna Wojna” nawiązuje tutaj zdecydowanie do miłości, a nie tylko do okresu historycznego. Nie bez powodu nazwałem recenzję tytułem książki Stefana Garczyńskiego „Razem, ale jak?”, którą nie tak dawno odkryłem na swojej półce. Autor w nieco humorystyczny sposób edukuje w dziedzinie współżycia w społeczeństwie, zwracając uwagę, na różne aspekty wzajemnych zachowań, zachodzących między ludźmi. W filmie Pawła Pawlikowskiego mamy do czynienia z tematem wyjątkowo trudnej miłości, ale reżyser i autorzy scenariusza umiejętnie rozładowują napięcie, zgrabnie wplatając w wątek humorystyczne sceny, jak chociażby z „Latem z Piosenką”.

Koniec końców „Zimna Wojna” jest o wiele konkretniejszym i ciekawszym obrazem niż „Ida”. Nie mam wątpliwości, że zasłużenie został rozwiązany worek z nagrodami. Działa tutaj w zasadzie wszystko – kapitalne, surowe zdjęcia Łukasza Żala potwierdziły, że jego duet z Pawlikowskim nadal ma się wspaniale. Trafiona w 100% obsada i niesłychanie sentymentalne podejście reżysera tylko winduje ten obraz na jeszcze wyższą piłkę. Dedykacja dla rodziców i nadanie głównym bohaterom ich imion przez Pawlikowskiego to ważny przekaz dla widzów – włożył on w stworzenie „Zimnej Wojny” niesłychanie dużo serca.

Tekst powstał we współpracy z siecią kin Cinema City
Tekst powstał we współpracy z siecią kin Cinema City