Wielkie emocje, dramatyzm, twarda walka na torze, skandale w parku maszyn i na trybunach oraz smutek po porażce. Tak w dużym skrócie można opisać przebieg spotkania na szczycie PGE Ekstraligi, pomiędzy KS Toruń a Unią Leszno
Torunianie podchodzili do tego spotkania bardzo zmotywowani, bo zwycięstwo w tym meczu mogło przesądzić o ich być, albo nie być w fazie play-off. Niestety, goście z Leszna postawili twarde warunki i przez większość spotkania to gospodarze musieli jeździć pod ich dyktando.
Już początkowe biegi wzbudziły wielkie emocje. Pierwsza gonitwa rozgrzała kibiców, którzy jeszcze nie dostroili się emocjami do reszty zgromadzenia, a to za sprawą Grigorija Łaguty i Nickiego Pedersena, którzy stoczyli świetny bój o pierwsze miejsce, jadąc przy tym cały czas w kontakcie. Tuż za nimi trwała walka o trzecią lokatę pomiędzy Kacprem Gomólskim a Thomasem Jonassonem, która również trzymała w napięciu. Ostatecznie bieg zakończył się remisem, bo Pedersen dowiózł do mety trójkę, a Gomólski obronił trzecią pozycję.
Gonitwa druga miała stać się początkiem drogi do zwycięstwa dla toruńskiego zespołu. W niej Paweł Przedpełski miał wygrać z Piotrem Pawlickim, a Dawid Krzyżanowski z Bartoszem Smektałą. Niestety, stało się zupełnie na odwrót, chociaż Przedpełski do końca kąsał atakami juniora leszczyńskiej Unii. Zadaniu zupełnie nie podołał Krzyżanowski, po którym zdawać by się mogło, że jest w stanie podjąć rywalizację ze Smektałą. Stało się jednak inaczej i to leszczynianie cieszyli się ze zwycięstwa 4:2.
Kolejne biegi układały się na remis, a zatem Unia zachowała pozytywny wynik do końca pierwszej serii. Sytuacja uległa zmianie już w piątej gonitwie. Świetnie ze startu wyszedł Adrian Miedziński i nie oddał prowadzenia już do mety. Z kolei za jego plecami trwała pasjonująca walka o drugą i trzecią pozycję. Co ciekawe o oba miejsca rywalizował Chris Holder, który dokładał wszelkich starań, aby wyprzedzić jadącego za „Miedziakiem” Jonassona i obronić się przed zaciętymi atakami Nickiego Pedersena. Ostatecznie Duńczyk na ostatnim łuku złapał defekt i do mety nie dojechał, a zatem toruński „Kangur” dowiózł spokojnie jeden punkt. Na tablicy wyników znów pojawił się remis, a zatem rywalizacja zaczęła się na nowo.
Szósty wyścig na długo zapadnie w pamięci toruńskich kibiców. Na starcie tej gonitwy stanęli Przemysław Pawlicki i Emil Sajfutdinow po stronie gości, oraz Jason Doyle i Dawid Krzyżanowski po stronie gospodarzy. Po wyjściu ze startu od razu doszło do walki o pozycję pomiędzy Sajfutdinowem a Doyle’m w wyniku czego na tor upadł Australijczyk. Krzyżanowski uczynił wszystko co w jego mocy aby ominąć leżącego kolegę, ale wjechał tym samym na przyczepną część toru i motocykl poniósł go prosto w dmuchaną bandę, w którą uderzył z całym impetem. Toruński junior w skutek karambolu stracił przytomność i został odwieziony karetką do szpitala, gdzie przeszedł tomografię komputerową. Po szybkiej wymianie fragmentu bandy doszło do powtórki biegu szóstego, w której obolały Doyle nie był w stanie nawiązać walki z leszczyńską parą. Unia ten bieg wygrała podwójnie i tym samym rozpętała wymianę ciosów pomiędzy obiema ekipami.
W siódmej gonitwie świetnie pojechali parą Grigorij Łaguta oraz Kacper Gomólski. Znakomitą robotę wykonał przede wszystkim Rosjanin, który prze cały bieg asekurował Kacpra Gomólskiego i odpierał ataki Grzegorza Zengoty. Zwycięstwo 5:1 dało torunianom remis w spotkaniu i ponownie trzeba było jechać od nowa.
Ósma gonitwa zapadnie w pamięci nie tylko kibicom zgromadzonym tego wieczoru na MotoArenie, ale całej żużlowej Polsce. Po bardzo niebezpiecznym ataku Nickiego Pedersena, doszło do upadku dwóch torunian.. Duńczyk wszedł w łuk wyprostowanym motocyklem i przewrócił jadącego przed nim Jasona Doyle’a a chwilę potem także Pawła Przedpełskiego. Pedersen został za tą akcję ukarany czerwoną kartką, co automatycznie wykluczało go z udziału w dalszej części zawodów. Decyzja Tomasza Proszowskiego rozjuszyła leszczyńskich kibiców, którzy wywarzyli płot oddzielający ich od sektorów gospodarzy i w sile paru osób dostali się na strefę zieloną, na której siedzieli kibice z dziećmi. Do akcji wkroczyła policja i niestety, nie obyło się bez rękoczynów ze strony fanów z Leszna. Nie obyło się bez nich również w parkingu, gdzie Jacek Gajewski z Nickim Pedersenem wyjaśniali sobie zajście na torze. Duńczyk najpierw próbował uderzyć Gajewskiego kaskiem, ale ten mu wypadł z rąk. Wokół zebrało się parę osób, w tym Adam Skórnicki, żeby zapobiec dalszemu rozwojowi spraw, ale nie przeszkadzało to Pedersenowi, który na odchodne kopnął toruńskiego menedżera. Reprezentant Danii po całym zajściu dostał zakaz przebywania w parkingu (co wiązało się również z otrzymaną czerwoną kartką) i musiał udać się do szatni. Zawody po długiej przerwie zostały wznowione. W powtórce ósmej gonitwy wygrali torunianie stosunkiem 4:2 i po raz pierwszy w tym meczu objęli prowadzenie.
Radość gospodarzy nie trwała jednak długo. Trzy następne biegi należały zdecydowanie do leszczynian, którzy wygrali je kolejno: 4:2, 5:1, 5:1. To dało im prowadzenie 37:29 i to gospodarze musieli się głowić, jak odrobić stratę.
Udało się to w dwóch następnych biegach, wygranych przez torunian 5:1 i 4:2. Przed gonitwami nominowanymi leszczynianie prowadzili tylko dwoma punktami i wszystko było jeszcze możliwe. Niestety, remisy w dwóch ostatnich wyścigach dały zwycięstwo drużynie z Leszna, która mimo wygranej wywiozła z Torunia tylko dwa punkty, bowiem w dwumeczu tych drużyn jest remis 90:90 i żadna ze stron nie zyskała punktu bonusowego.
Wyróżniającą się postacią w drużynie gospodarzy był bez dwóch zdań był Paweł Przedpełski. Toruński junior zdobył w sześciu startach 13 punktów i był najskuteczniejszym zawodnikiem po stronie swojego zespołu. Podopieczny Jacka Krzyżaniaka nie krył zadowolenia ze swojego występu.
– Dobrze mi się jeździło, ale było sporo niebezpiecznych sytuacji – powiedział na konferencji prasowej „Pawełek”. – Wiadomo, to jest gra o najwyższe cele, nikt nie chce odpuszczać. Szkoda trochę, że tak Dawid skończył te zawody, bo wyglądało to naprawdę groźnie. Mam nadzieję, że wszystko będzie okej i szybko do nas wróci. Co mogę jeszcze powiedzieć… staraliśmy się, ale Leszno było dzisiaj lepsze, więc gratuluję przeciwnikom. A my? Jedziemy dalej.
Po raz kolejny zabrakło punktów ze strony Adriana Miedzińskiego i Kacpra Gomólskiego, który może po tych zawodach mówić o pechu.
– Pierwszy start miałem dobry, ale u mnie jest już oczywiste to, że jak już prowadzę w biegu to ktoś się musi przewrócić – mówi Gomólski. – W powtórce już jest ten start gorszy i rywale się bardziej spasują. W powtórkach nigdy nie jestem mocny, chyba że jadę z tyłu, to czasem może coś uda mi się w biegu zmienić. W drugim starcie było okej, ale w trzecim już nie. Niestety to drugie pole nie jest za ciekawe i miałem słaby start. Jeszcze nie zmieniałem wiele po tym wygranym biegu, bo po co skoro wtedy zagrało.
Na toruńskiej MotoArenie po raz kolejny znakomicie zaprezentował się Emil Sajfutdinow. Rosjanin zdobył 12 punktów i bonus czym potwierdził tylko, że w Toruniu czuje się jak ryba w wodzie i zawsze jest niebezpieczny.
– Fajnie się jeździło, jak zawsze w Toruniu. Ten tor pozwala tak jeździć i jak jesteś dobrze spasowany, to możesz jeździć gdzie chcesz, bo ta nawierzchnia niesie. Starałem się jak mogłem, w pierwszym biegu trochę się nie udało. Musiałem zmienić motocykl i to dało wynik – powiedział po meczu Sajfutdinow.
W jednym tonie o spotkaniu wypowiadali się trenerzy obu ekip.
– Mecz był bardzo zacięty, o czym zresztą świadczy wynik – mówił podczas konferencji Jacek Krzyżaniak. – Fakt, przegraliśmy, ale minimalną różnicą punktów. Nie ma co ukrywać, że w trakcie samych zawodów dochodziło do groźnych karambolów i byliśmy przez to trochę osłabieni. Przykładem tego jest Dawid Krzyżanowski, który w biegu dwunastym pojechałby normalnie i przywiózłby jeden punkt i w tym momencie moglibyśmy wykorzystać rezerwę.
– Bardzo dobre zawody dziś były – wtórował Krzyżaniakowi Roman Jankowski, trener Unii. – Wszyscy walczą o zwycięstwo i są czasem takie sytuacje, jak z Nicki Pedersenem. Musimy przeżyć następny mecz bez niego. Szkoda, że było tyle tych upadków, ale powiedzmy sobie szczerze, mecz był bardzo wyrównany i nikt nie odpuszczał. Chciałem podziękować swoim zawodnikom za walkę i za zwycięstwo. Jedziemy dalej, trzeba wygrac kolejne zawody, niestety bez Nickiego. Trzeba sobie poradzić, ale będzie Tobiasz Musielak i skład będzie optymalny.
Porażka z Unią Leszno nie skreśla jeszcze torunian z fazy play-off, ale aby się tam znaleźć trzeba spełnić jeden warunek. Wygrać dwa ostatnie spotkania. Za tydzień KS Toruń czeka wyjazd na mecz derbowy do Grudziądza, gdzie czeka ich ciężka, ale jak najbardziej wykonalna przeprawa. Potem trzeba wygrać jak najwyżej z Unią Tarnów, aby zdobyć oczko bonusowe, bo prawdopodobnie ten pojedynek będzie decydował o tym, która z tych dwóch drużyn znajdzie się w fazie play-off. A zatem jeszcze nic straconego, pozostaje walczyć dalej.