Jak Kuba Bogu #5: Wyborcza karuzela absurdów

0
1835

Bardzo długo czekałem na to aż kampania wyborcza rozkręci się na dobre. Nie mam tu na myśli Warszawy, bo w Stolicy Trzaskowski z Jakim tłuką się o fotel już od dawna. Przykład dla reszty prezydenckich miast idzie jednak właśnie z centrum polskiej polityki. Także przykład dla sztabów wyborczych, które prowadzą kampanie swoich kandydatów. A te stoją w tym roku na naprawdę żenującym poziomie. Jak sądzę – do urn Polaków nie zaciągną zatem kandydaci, ale tylko poczucie obywatelskiego obowiązku. Bo ci kandydaci nie mają wiele do zaoferowania – przynajmniej w Toruniu

Bez mała od trzech lat w Polsce obserwujemy polityczne mordobicie pomiędzy Platformą Obywatelską, której nadal solą w oku jest przegrana w ostatnich wyborach, a Prawem i Sprawiedliwością. Prymitywne zagrywki wykorzystywane w tej walce są już tak nudne, że większości społeczeństwa wychodzi to bokiem. Strategia: „my cacy, oni be” jednak się sprawdza, co widać po sondażach. Nadal prowadzi PiS i to w każdy kolejnym zestawieniu. Z tą różnicą, że raz wyżej raz niżej. Różnica w poparciu jest jednak w miarę stała. Zatem jeśli jest to efektem uprawiania prymitywnej socjotechniki, to nic dziwnego, że dalej korzystają z niej kandydaci na prezydentów miast.

My mamy ich sześciu, z czego – co tu dużo mówić – liczy się tylko dwóch. Bo co prawda Sławomir Mentzen ma program, który zwraca uwagę (bo jest najzwyczajniej w świecie inny od tych, które przez lata widzieliśmy), ale skupianie się głównie na nepotyzmie – który być może w Toruniu marginalnie istnieje, ale nie przynosi złych efektów – zapewni mu głosy przede wszystkim młodych i gniewnych, bo przecież na taki „skandal” zgodzić się nie mogą. A poza tym wiadomo – Mentzen to człowiek Korwina. A Korwin to, hehe, KRUL. A tak szczerze, to prawa ręka Krula ma całkiem fajny program i trochę szkoda, że jest bez szans.

Zostaje zatem dwóch zawodników: Michał Zaleski i Tomasz Lenz, który niebawem chyba wyskoczy mi nawet z lodówki (szkoda, że tak mało był dostrzegalny przez ostatnie cztery lata). Wynik tego starcia znany jest od momentu zarejestrowania komitetu wyborczego pierwszego z panów. Wiadomo, że wygra Zaleski. Lśniąca głowa miasta po prostu sprawdziła się w roli Prezydenta Torunia. Wiadomo, że znajdą się malkontenci psioczący coś o kosmicznym deficycie, nieudanych inwestycjach, o konszachtach z Ojcem Dyrektorem i o niezrealizowanych obietnicach z lat poprzednich. Prawda, nie wszystko udało się zrealizować. Mimo to tylko ślepiec (lub zaślepiony fanatyk) nie dostrzeże, jak bardzo Toruń zmienił się za czasów Zaleskiego. To rzecz, której nie da się zdyskredytować, co właśnie próbuje robić Tomasz Lenz wytykając – nie do końca rzetelnie – wpadki Szefa Torunia.

Mogę się mylić, ale z tego, co widzę, to chyba właśnie na tym polega jego program (problem?). A, no i na mówieniu o tym jak Toruń jest wyjątkowy i na jakiego wyjątkowego włodarza zasługuje. Problem w tym, że nic wyjątkowego Lenz nie obiecuje. Jakieś tam oklepane frazesy. Jak je urzeczywistnić? Chyba wszyscy chcielibyśmy znać odpowiedź. Może tego by dotyczyła następna konferencja prasowa, a nie łapania za rękę El Presidente? A, że rękę, która go trąca, Zaleski potrafi wyrwać, przekonała się ostatnio Sylwia Kowalska – kandydatka na prezydentkę (jakby to pewnie aktualna pani radna ładnie ujęła) ugrupowania My Toruń (Maciek Cichowicz <3) i Maciej Karczewski, który wytknął Prezydentowi członkostwo w PZPR. Zainteresowanych odsyłam do tematu.

A skoro już jesteśmy przy opozycji Szefa, to zdaje się, że PO ma chyba jakiś chytry plan na rozwalenie w Radzie Miasta sojuszu Czas Gospodarzy – PiS – PO. Bo jak tu inaczej odbierać wywalenie z jedynki Bartłomieja Jóźwiaka i wstawienie w jego miejsce wózka, na którym siedzi Kuba Hartwich – jeden z liderów sejmowego protestu niepełnosprawnych? Wystawienie go w wyborach do magistratu to nic innego jak tylko gra na emocjach. A te nie do końca są pozytywne. Co prawda Hartwich swoim protestem w sejmie i gadaniem, że wraz z rodziną nie ma za co żyć, więc walczy o pieniądze, które mu zagwarantują byt, ujął za serca tysiące Polaków, ale jeszcze więcej rozwścieczył, gdy okazało się, że Hartwichowie nie dość, że wiodą normalne życie, to jeszcze stać ich na wyjazd na wakacje to egzotycznego kraju. Zatem przemówiło zakłamanie i wyrachowanie, które do Kuby przylgnęło jak łatka. Szkoda, bo niestety, ale to nie zwycięzca sejmowej wózkowej hucpy, ale jedna z jej ofiar (zachęcam do głębszych przemyśleń). A protest ponoć nie był polityczny. Tak zapewniała również Platforma. Niemniej mam wrażenie, że Hartwicha należy już postrzegać w roli nowego radnego Miasta Torunia. Pytanie, czy kompetentnego? Uprzedzając ból dolnej części pleców – nie, nie mam nic do niepełnosprawnych, sam często z nimi pracuję i są częścią mojej rzeczywistości.

A co słychać u paskudnych magistrackich pisiorów? Nic, zbroją się, robią swoje, dogadują między sobą i z innymi, prezentują programy. Robią dokładnie to samo, co przez cztery lata między wyborami. Bez zbędnych grzmotów pracują. Tak jak to już w Toruniu się przyjęło. Może dlatego tak bardzo to miasto różni się od innych miast prezydenckich? Żadnych afer, skandali, ciemnych sprawek… nuda totalna. Ale jakże korzystna dla mieszkańców. Psy szczekają, a karawana jedzie – taktyka, dzięki której PiS dzisiaj rządzi w Polsce niepodzielnie.

W zasadzie czekam już tylko na wyniki wyborów. Kto zostanie Szefem Miasta – sprawa wiadoma. Lecz kto będzie go wspierał, a kto pod nim dołki kopał? To kwestia nadal otwarta. A jej rozstrzygnięcia zapewnią nam naprawdę ciekawe cztery lata. Cztery lata ostrej jazdy bez trzymanki, bo nie mogę się oprzeć wrażeniu, że czeka nas mała rewolucja – między innymi kadrowa. Wszystko w naszych rękach. W końcu to demokracja, czyż nie?