Damian Lange to muzyk, który nie próżnuje. Możecie go znać jako lidera zespołów Transexdisco lub Romantycy Lekkich Obyczajów. Być może słyszeliście też o jego pobocznym projekcie Langerro & Ostrosky. Z olsztyńskim muzykiem rozmawialiśmy przy okazji koncertu TSD w Carpe Diem 13 marca.
Chillitorun.pl: Dlaczego nie gra już z Wami Krzysiek (Napiórkowski – red.)?
Damian Lange: To nie jest tak, że nie gra z nami, Krzysiu ogólnie nie zajmuje się już muzyką. Od dawna mówił nam, że to jednak nie jest jego droga. My wiedzieliśmy o tym przynajmniej od roku. Po prostu stwierdził, że nie chce być muzykiem – założył rodzinę, lada dzień urodzi mu się dziecko. Mieszka ze swoją dziewczyną pod Warszawą, ściął włosy i brodę, gitarę pewnie sprzedał. Chciał być ojcem i zajmować się życiem nieartystycznym. Oczywiście to uszanowaliśmy, bo jak człowiek czuje, że jakaś droga nie jest dla niego, chce to zmienić i to robi, to jest bardzo odważny. I taki jest właśnie Krzysiek.
CT: A skąd macie nowego basistę?
DL: To śmieszna historia. Nie ukrywam, że jak Krzysiu odchodził, to przez chwilę miałem załamanie w stylu „kurde, ważny filar zespołu się wykruszył, więc będzie słabo z Transami”. Z Krystianem (Zemanowiczem – red.) znamy się z Olsztyna, tylko żeśmy nigdy razem nie grali. Któregoś dnia podszedł do mnie na ulicy i powiedział „Ty, Damian, dlaczego do mnie nie zadzwoniłeś, żebym grał z Wami na basie?”. Już wcześniej wiedziałem, że jest zajebistym basistą, ale myślałem że jest zajęty i ma jakieś swoje projekty. Odpowiedział, że chce grać z nami. Rozmawialiśmy, rozmawialiśmy, aż doszło do pierwszej próby. Teraz zespół ma się dobrze, pracujemy nad płytą, nagrywamy w studiu. Oczywiście nie ma na to pieniędzy i nikt ich nam nie daje, więc idzie bardzo powoli. Ale zespół odżył i jest w pełni sił.
CT: Czyli Krystian daje radę?
DL: Daje! Jak będziesz na koncercie, to usłyszysz, jakim jest zajebistym basistą.
CT: Co do płyty – na początku zeszłego roku napisaliście na Waszej stronie internetowej, że się robi.
DL: Wiadomo, jesteśmy zespołem działającym na odległość. To, że się robi, znaczy mniej więcej tyle, że mamy próby raz na trzy-cztery tygodnie i składamy piosenki w całość. Teraz jest drugi etap – nagrywanie w studiu. Na to potrzeba pieniędzy. Każdy dzień w studiu kosztuje kilkaset złotych. Chcemy żeby ta płyta zabrzmiała, była fajna, dobrze wyprodukowana, taka pierwsza naprawdę nasza. Mamy nadzieję, że to będzie porządny debiut na skalę krajową. Piosenki mamy już zebrane, teksty popisane, próby porobione, więc teraz siedzimy w studio. Nagraliśmy trzy numery. Tuż po trasie chcemy nagrać resztę, czyli jakeś dziesięć piosenek. Oczywiście w międzyczasie będą się pojawiać różne rzeczy – na przykład teraz zrobiliśmy teledysk do bardzo rozrywkowej piosenki, żeby na wiosnę trochę rozchmurzyć towarzystwo. W ciągu półtora tygodnia powinien pojawić się na YouTube. Kolejną, trzecią kwestią jest dogadanie się z wytwórnią, czego chcemy my, a czego chcą oni. To nigdy nie jest łatwe.
CT: Krystian ma jakiś wkład twórczy czy materiał był już gotowy kiedy do Was dołączył?
DL: Krystian napisał jedną piosenkę, ale też uczestniczył przy tworzeniu czterech numerów, które były najświeższe. Dołożył swoje trzy grosze, ale wiadomo, że bas nie będzie tak samo grał, bo część zrobiliśmy jeszcze z Krzyśkiem. Wkład Krystiana będzie potężny, zwłaszcza jeśli chodzi o brzmienie nowej płyty, ale wprowadza też nowe pomysły do starych numerów.
CT: A co z teledyskiem? Nagrywaliście go w Olsztynie, prawda?
DL: Tak, w trochę słabym terminie. To była niedziela, na godzinę 15:00 miała przyjechać publiczność. Dużo znajomych pisało, że bardzo chcieliby przyjść, ale nie dadzą rady, bo są jeszcze pijani. Na szczęście zjawili się fajni ludzie. Przyjechali nawet z Ostrołęki busem. Udało się nakręcić kilka ujęć z ludźmi – w teledysku oczywiście będzie wyglądało jakby było ich więcej. Mieli chęci, chociaż wiem, że po sobocie było naprawdę ciężko wstać. Sam spotykałem ludzi na starówce, którzy mówili że przyjdą, a po tym jak byli pijani domyślałem się, że będzie ciężko. Nagrywaliśmy od 9 rano do 20:00. Trochę stracili, bo to było w fajnym miejscu – Ceiku, olsztyńskim domu kultury. Wynajęliśmy całą potężną salę koncertową, gdzie mieliśmy do dyspozycji mnóstw świateł, wielką scenę, prawie teatralną. To naprawdę wyglądało jak plan zdjęciowy. Można było się przypatrzeć od kuchni, jeśli ktoś nie wie jak wygląda nagrywanie teledysku.
CT: Gracie już na koncertach nowe numery?
DL: Gramy trzy nowe numery i one zajebiście wchodzą. Ostatnio w Białymstoku wyszło fajnie. Trochę się jeszcze mylę w tekstach, ale publiczności się podoba, bo żeśmy się od razu pytali. Dzisiaj też się zapytamy, bo chcemy sprawdzić reakcję. Więcej na razie nie chcemy grać, bo mamy dużo piosenek z dwóch płyt, więc to nie ma sensu. Koncert musiałby trwać ze trzy godziny, a trwa niecałe dwie.
CT: A to i tak sporo. Masz trzy projekty, wliczając ten z Olkiem (Ostrowskim – red.).
DL: Z Olkiem to taki projekt na dużym luzie.
CT: Powiedz czy Damian z Transów, to ten sam Damian, co w Romantykach Lekkich Obyczajów i ten, który gra z Olkiem?
DL: Zupełnie inny. Wiadomo, że to ciągle jestem ja, ale staram się skupić na danym koncercie. Tak samo jak piłkarz, kiedy pytają go czy myśli o meczu za miesiąc, tak samo ja, kiedy pytają mnie czy myślę o koncercie RLO za miesiąc – mówię, że nie. Jest tu i teraz. Dzisiaj jestem frontmanem TSD i staram się myśleć tymi piosenkami. Na koncertach Transów nie pojawiają się piosenki Romantyków, chociaż czasami publiczność tego chce. To jest muzyka rockowa, więc czuję się takim rockowym gościem, niegrzecznym chłopakiem. Znasz numery Romantyków, tam czuję się bardziej poetycko, lirycznie, więc koncerty są trochę inne. A z Olkiem, jeśli byłaś, to wiesz, że staramy się być wyluzowani. Mało dbamy o kanony koncertowe, że trzeba ładnie zacząć i skończyć. To jest bardzo luźny temat i pozwalam sobie popracować wyobraźnią zakrapianą piwkiem. Bardzo dobrze się bawimy i jestem tam swobodny. Tu jednak jest cały band, trzeba się skupić żeby fajnie zabrzmiało. Można powiedzieć, że to są trzy różne odsłony mnie, ale nie da się ukryć, że to przecież ciągle jestem ja ze swoimi przemyśleniami. Dobrze mi z tym, chociaż jest przez to bardzo dużo pracy.
CT: Czyli można powiedzieć, że przy Transach brakuje Ci trochę tej poetyckości, którą masz w Romantykach?
DL: Nie mówię, że brakowało. Wszystko jest oddzielone. Tam dostaję to co trzeba i tu tak samo. Trochę inaczej o tym myślę. Transi powstali siedem lat temu, Romantycy trzy czy cztery. Koncerty z TSD są dla mnie po prostu osobiste. To się rozwija tyle lat. Oczywiście ciężej nam dotrzeć do publiczności, bo jest to muzyka dosyć alternatywna. Postaram się to niedługo zmienić…
CT: Na nowej płycie?
DL: Troszeczkę, bo będzie bardziej piosenkowo: zwrotka – refren. Będą może bardziej uproszczone teksty, ale wciąż z tymi moimi przemyśleniami o rzeczywistości. Jest tak, jak ma być. Niczego nigdzie nie brakuje. W RLO jest jeden świat, w Transach inny, a z Olkiem jeszcze inny – po prostu.
CT: Grabaż zauważył Was właściwie na samym początku działalności Transów. Ostatnio wystąpiłeś na jego jubileuszowym koncercie w Jarocinie. Planujecie jakieś kolejne kooperacje?
DL: Grabaż bardzo dużo nam pomógł. Po koncercie w Jarocinie bardzo miło spędziliśmy czas i pomyśleliśmy, że na razie nie będziemy współpracować. Chociaż zagaiłem go ostatnio o wspólne koncerty Transów i Pidżamy Porno. Wspomniał coś o jesieni, ale nie ma konkretów.
CT: Ale nadzieja jest.
DL: Tak, my byśmy się cieszyli, gdybyśmy mogli zagrać chociaż jeden czy dwa koncerty z Pidżamą. To by było bardzo dużym przeżyciem i historycznym wydarzeniem w karierze zespołu.