PGE Ekstraliga od niedzieli jest już tylko kolejnym rozdziałem wieloletniej historii polskiego żużla. Nadszedł zatem czas, aby podsumować dokonania zawodników KS Toruń i podumać chwilę nad przyszłym sezonem
Podsumowanie rozpoczniemy od zawodników, którzy co prawda pojawiali się w składzie drużyny, ale nie mieli okazji wyjechać na tor. Potem stopniowo przejdziemy do żużlowców, którzy zawiedli w tym sezonie toruńską publiczność, a skończymy na liderach drużyny.
Marcin Turowski
To zawodnik, który dwukrotnie był zgłaszany do jazdy w awizowanym składzie na mecze PGE Ekstraligi. Turowski jest mistrzem świata na motocyklach o pojemności silnika 125ccm i wielką nadzieją toruńskiego speedway’a. Wielokrotnie w minionym sezonie Jacek Krzyżaniak powoływał go do jazdy w mniej znaczących zawodach juniorskich, podczas których Marcin pokazywał kawał naprawdę dobrej jazdy. Stać go było nawet na zajmowanie czołowych pozycji w tych turniejach. Niestety Turowskiemu nie dane było zadebiutować w PGE Ekstralidze. W obu meczach, w których Jacek Gajewski awizował go do składu junior był zastępowany przez swoich starszych kolegów.
Dawid Krzyżanowski
Podobnie jak Marcin Turowski, Dawid jest wielką nadzieję toruńskiego żużla. Krzyżanowski zaliczył bardzo udany sezon, ale tylko w rozgrywkach juniorskich, bo w PGE Ekstralidze nie miał częstych okazji do startu. Jeśli już pojawiał się w składzie meczowym, to tylko wtedy, gdy niezdolny do jazdy był, któryś czołowy junior, albo w przypadku konieczności zastąpienia seniora. Wtedy za Krzyżanowskiego stosowano zastępstwa zawodnika. Nie oznacza to jednak, że Dawid nie jeździł w Ekstralidze. Młody torunianin zaprezentował się publiczności w paru biegach i łącznie zdobył jeden punkt. Sezon zakończył się dla niego bardzo pechowo, bo kontuzją, której nabawił się w meczu 12. kolejki ekstraligowych zmagań przeciwko Unii Leszno. Zdobył jednak sympatię toruńskich kibiców, którzy w miarę jego rozwoju sportowego coraz częściej będą chcieli go widzieć w składzie.
Kacper Gomólski
Tutaj wielu kibiców mogłoby się sprzeczać, czy na jego miejscu nie powinien znaleźć się Adrian Miedziński. Torunianin wyciągnął jednak wnioski po przespanym sezonie, a Gomólski nie do końca. Kacper został w Toruniu zakontraktowany jako zawodnik drugiej linii, który miał zdobywać dla drużyny ważne punkty. Jak się okazało wychowanek Startu Gniezno nie podołał temu zadaniu i okazał się raczej nietrafionym transferem KS Toruń. Wiele razy mecze zależały od tych paru punktów, które miał przywozić do mety popularny „GinGer”, ale ich nie było. Dopiero na sama końcówkę sezonu dało zauważyć się poprawę w jeździe Kacpra, który zabłysnął w dwóch spotkaniach dobrą formą. Niestety nie potrafił jej potwierdzić w meczach wyjazdowych, czym szybko zacierał dobre wrażenie. Ciężko myśleć o Kacprze Gomólskim w składzie KS Toruń, jeśli w przyszłym sezonie nasza drużyna chce celować w podium. Rozstanie z gnieźnianinem będzie chyba konieczne.
Adrian Miedziński
Kolejny zawodnik, z którego toruńska publiczność nie może być po tym sezonie zadowolona. Popularny „Miedziak” jeździł w minionym sezonie zdecydowanie poniżej oczekiwań i swoich umiejętności. Może go usprawiedliwiać kontuzja ręki, której nabawił się na początku rozgrywek, ale pamiętamy, że torunianin potrafił zdobywać mnóstwo punktów nawet z urazami, ponieważ miał dobrze przygotowany sprzęt. Niestety ten sezon nie był tego odzwierciedleniem. Niemal przez cały ligowy okres Adrian Miedziński zmagał się ze swoimi motocyklami i nie potrafił dopasować ich nie tylko do nawierzchni przeciwników, ale także do swojej. Poza tym jego silniki były wyjątkowo słabe. Odrodzenie przyszło dopiero na koniec sezonu i, można by powiedzieć, że w najbardziej odpowiednich momentach, ale wtedy Adriana swoją jazdą nie wspomogli liderzy KS Toruń. Pomimo, że widok Miedzińskiego wyprzedzanego na dystansie przez przeciwników z dziecinna łatwością budził wielką irytację, to działacze powinni zostawić go w składzie na przyszły sezon. Choćby ze względu na dobrą formę, która zabłysnął w fazie play-off. Być może jest to dobry prognostyk na rozgrywki w 2016 roku?
Jason Doyle
Australijczyk zdawał się być transferowym strzałem w dziesiątkę toruńskiego klubu. Doyle od początku sezonu był jednym z liderów KS Toruń i jeździł znacznie powyżej oczekiwań, które z nim wiązano. Tym samym nasza drużyna miała nie trzy, a cztery filary. Niestety, wszystko zaczęło się sypać mniej więcej w tym okresie, kiedy Darcy Ward zmienił barwy klubowe. Doyle prezentował się mizernie i w niczym nie przypominał zawodnika z początku rozgrywek. Jego zła forma negatywnie wpływała na wyniki spotkań. Nie ma co się zresztą dziwić, że Jason jeździł tak, a nie inaczej. Był zwyczajnie przemęczony. Starty w Elitserien, Allsvenskan, Premier League, PGE Ekstralidze, lidze niemieckiej i cyklu Grand Prix zrobiły swoje i wycieńczyły organizm „Kangura.” Jego przyszłość w klubie jest niejasna. Australijczyk ma w przerwie zimowej trenować na swoich rodzimych owalach. Jeśli w jego formie będzie widać poprawę, to działacze KS Toruń powinni brać go pod uwagę przy budowaniu składu na przyszły sezon.
Oskar Fajfer
Do młodzieżowca z Gniezna nie można mieć większych pretensji. Przez cały sezon Fajfer prezentował poprawną jazdę i na ogół wypełniał swoje obowiązki, czyli zdobywał minimum cztery punkty na mecz. Parę razy zaskakiwał pozytywnie kibiców, gdy prowadził z gwiazdami speedway’a wyrównaną walkę i gromadził na swoim koncie nawet osiem czy dziewięć punktów. Potrafił wziąć na siebie ciężar walki i być jednym z liderów, a na dodatek wraz z Pawłem Przedpełskim stworzyli najlepszy juniorski duet w Ekstralidze. Jak najbardziej Jacek Gajewski powinien wziąć usługi gnieźnianina pod uwagę przy budowie składu na 2016 rok.
Grigorij Łaguta
Bez dwóch zdań Rosjanin był liderem drużyny w sezonie 2015. Łaguta niemal przez cały czas rozgrywkowy nie schodził poniżej pułapu dziesięciu punktów. Słabszy okres spotkał go dopiero na samym końcu ligi. Chyba każdy dokładnie pamięta mecz z Unią Tarnów, kiedy to Rosjanin zakończył zawody z zerowym dorobkiem. Poza tym jednym wyskokiem nie zwykł zawodzić toruńskich działaczy. Przynajmniej pod względem punktowania. Jego lojalność wobec klubu to zupełnie inny temat, który u niego bardzo szwankuje. Dokładnie pamiętamy niedawną sytuację, kiedy Łaguta nie stawił się na arcyważnym meczu w Tarnowie, ponieważ wolał pozostać w Debreczynie na finale MEP. Jak podkreślają władz klubu, przyszłość Rosjanina w KS Toruń stoi pod dużym znakiem zapytania. Jeśli nie znalazłoby się dla niego miejsce w składzie na sezon 2016, to Grigorijowi może być bardzo ciężko znaleźć nowy klub, jeśli miałby być tak samo lojalny.
Chris Holder
Australijski zawodnik ma za sobą kolejny przeciętny sezon. Były mistrz świata zdecydowanie nie jest tym samym zawodnikiem, co przed kontuzją kręgosłupa. Uraz bardzo negatywnie wpłynął na jego formę, a przykłady tego widać nieraz na torze. Na dodatek na psychikę Chrisa wpłynął niekorzystnie feralny upadek jego przyjaciela – Darcy’ego Warda. Mimo to kapitan KS Toruń dwoił się i troił na torze, aby jak najlepiej pomóc swojej ekipie. Często wykręcał dwucyfrowe wyniki i był bezapelacyjnym filarem drużyny. W przeciwieństwie do Łaguty, Holder zawsze był lojalny wobec toruńskich pracodawców i stawiał się nawet na treningi zaplanowane w tygodniu, aby dobrze przygotować się do niedzielnych spotkań. Pomimo tego, że o Australijczyku można wyrażać się w samych superlatywach to jego przyszłość w KS Toruń w dalszym ciągu nie jest jasna. To solidny zawodnik, ale żeby walczyć o najwyższe cele trzeba jeździć troszeczkę skuteczniej.
Paweł Przedpełski
To jedyny zawodnik, do którego po sezonie 2015 nie można mieć najmniejszych pretensji. Popularny „Pawełek” przez cały sezon zadziwiał, zachwycał i rozgrzewał do białości toruńskich kibiców. To bez wątpienia złote dziecko polskiego speedway’a. Od początku do końca rozgrywek pozostał niekwestionowanym liderem swojej drużyny i niejednokrotnie ratował ją z opresji. Swoimi znakomitymi występami podczas toruńskiej rundy SEC pokazał, że pomimo młodego wieku należy do ścisłej światowej czołówki zawodników i w przyszłości będzie gotów bić się o najwyższe cele. Przed nim jeszcze jeden występ podczas, którego będzie miał okazję tę tezę potwierdzić. Mowa oczywiście o Grand Prix, które odbędzie się na MotoArenie już 3. października.