Szczęśliwej drogi już czas – śpiewał przed laty będący u szczytu sławy Ryszard Rynkowski. Do drogi mogą szykować się już kandydaci chcący podbić sejmową mównicę. Jedni pojadą do Warszawy, inni przepadną w powyborczej beznadziei, topiąc się we własnych kartonowych podobiznach
Kampania do parlamentu jest już na ostatniej prostej, a wręcz przekracza linię z napisem meta. Cały okres przedwyborczy trzeba podsumować więc jednym słowem – nuda! Nie było dziadków z Wermachtu, Smoleńska i katastrof lotniczych, ogólnonarodowego strachu przed PiSem, czy wojowania na teczki i dokumenty. Powoli trzeba się przyzwyczajać, że kampanie robi się na kartonach, banerach i ulotkach. Wyścig o najlepsze miejsce na słupie przypomina wyścig szczurów rodem z warszawskiego Mordoru na Domaniewskiej. Nie mogę być jednak tak surowy – byli lepsi i gorsi. Również w naszym okręgu.
Senatorowie – bohaterowie
Utrzymując atmosferę beznadziejnej walki o mandaty zacznę od tych, którzy wybitnie pomylili kampanię wyborczą z konkursami miss. Moim „namber łan” jest Przemysław Termiński. Jego podobizna przyozdabia bloki na Rubinkowie, lampy w najlepszych miejscach, samochody, darmowe gazety, czy Motoarenę. Król toruńskiego żużla postanowił wjechać do Senatu na dykcie. Mało który kandydat był tak widoczny, jak prezes KS Toruń. Czy ta droga kampanii okaże się skuteczna? Pewnie tak, bo ciężka praca dla naszego speedwaya powinna zaprocentować sporą liczbą głosów. Mimo, że Termiński to człowiek z plakatu, a jego postulaty są mało znane przeciętnemu wyborcy.
Zabawne jest też to, jak naiwnym człowiekiem jest kandydat PO. Ostatnio określił PSL mianem partii liberalnej (ot, ciekawostka), a do swojego przeciwnika – Zbigniewa Girzyńskiego, zwracał się pisząc komentarze na… fałszywych kontach byłego posła PiS. Swoją drogą, patrząc na umiejętność prowadzenia kampanii i rozgrywanie sytuacji kryzysowych od razu stwierdzam, że nasz okręg będzie miał słabego senatora.
O co chodzi z tymi profilami? Otóż Girzyński od dłuższego czasu nie może poradzić sobie z dwoma kontami na Facebooku, o jakże cudownych nazwach: Zbigniew Girzyński na Prezydenta i Zbigniew Girzyński na Senatora. Wiele osób (w tym kandydat Termiński) wierzą w prawdziwość tych profili, albo jakieś spiski, a to po prostu przykład bardzo słabego działania w Internecie. Poseł Girzyński został zmiażdżony przez inteligentnego trolla, który popsuł jego wirtualną część kampanii.
Swoje zrobiła również Maria Mazurkiewicz. Chciała być jedyną kandydatką do Senatu, ale sąd jej nie pozwolił. Zakleiła, więc swoje stare plakaty, ale teraz zamiast jej podobizny widzimy jabłko. Być może to dobre zadanie maturalne – pokazać plakat kandydatki i zapytać uczniów: „Co autorka miała na myśli?”
A miało być tak pięknie…
Żałuję bardzo, że bardzo urodziwa „jedynka” partii KORWiN nie pokazywała się publicznie za często. Z pewnością dodałaby kolorytu całej tej nudnej kampanii. Być może wolała siedzieć w domu, w Małopolsce. Kolejny spadochroniarz? No cóż…
Dobrą kampanię zrobił Jacek Kowalski z PiS. Ostatni na liście, a zdawałoby się, że pierwszy. Czabański to parę plakatów i mało mówiące postronnym osobom nazwisko. Posłanka Sobecka jak zwykle nieudolnie uderzyła w pseudo (podkreślam) patriotyczny ton hasłem, Aby Polska Polską była”. W jakim parlamencie zasiadała pani poseł dotychczas? Mongolskim? Wracając do radnego Kowalskiego to widać, jak dużo energii włożył w swoją kampanię. Być może nawet trochę za dużo, bo postery z czerwoną kartką wisiały wszędzie.
Podobnie jest z jedynką PO, Arkadiuszem Myrchą. Kandydat starał się trafić do młodych wyborców, aktywnie prowadził kampanię w Internecie, ale wiele osób też narzeka, że zaraz młody radny wyskoczy im z lodówki. Dwójce z Platformy, Tomaszowi Lenzowi brakowało za to werwy czy energii. Mało krzykliwości panie pośle. Mam wrażenie, że poseł wjedzie do Sejmu na nazwisku. Oby się tylko do tego czasu ogolił…
Podobnie jak Lenz wjadą do Sejmu kandydaci Zjednoczonej Lewicy. Ich walka o mandaty, to była „najnudniejsza nuda”. Nie ma co się o nich rozwodzić. Podobnie jak o kandydatach Kukiza, którzy są kompletnymi no-name’ami. Całe listy Kukiz’15 były układane trochę z przypadku, więc pewnie w naszym okręgu jest podobnie.
Trochę od tego kampanijnego marazmu próbowała odejść Nowoczesna Ryszarda Petru. Parę ciekawych spotów wyborczych, mniejszy format plakatów czy stawianie na wspólnotę w ugrupowaniu mogą dać sukces. Joanna Scheuring-Wielgus również miała mnóstwo plakatów, ale mniejszy format trochę mniej raził w oczy, (chociaż i tak życzę miłego sprzątania). Pewnym ewenementem jest kandydat Nowoczesnej z czwartego miejsca – Tomasz Janiszewski. Porapował, był Wiedźminem, ale jednocześnie nie wywiesił żadnego plakatu i nie rozdał żadnej ulotki. Kampanie w Internecie to melodia przyszłości, ale postawienie na taki rodzaj kampanii wiąże się ze sporą odwagą – trzeba to nagrodzić brawami.
To już jest koniec, nie ma już nic…
Czego mi szkoda? Szkoda mi, że mało widziałem pozostałe komitety. Myślałem, że trochę ikry i małą nutkę awantury w kampanię wprowadzą kandydaci Zbigniewa Stonogi. Żałuję, bo przydałoby się w tej kampanii więcej walki, choć to dopiero pierwsze kroki w polityce. Szczególnie, że również postawili na kampanię w Internecie, bez zaśmiecania ulic.
Od poniedziałku wszystko, powoli wróci do normy. Kandydaci zaczną zdejmować swoje tablice, przechowując je do następnych wyborów. Wolontariusze poszukają sobie nowych wyzwań, aktywni kandydaci zamienią się w partyjne maszynki do głosowania, a wyborcy powiedzą, że „i tak nic się nie zmieni”