W piątkowy wieczór w hali Uniwersyteckiego Centrum Sportu piłkarze FC Toruń podejmowali u siebie zespół Rekordu Bielsko-Biała. W roli faworyta do Torunia przyjechali goście, ponieważ to oni są aktualnymi liderami Futsal Ekstraklasy. Na podopiecznych Klaudiusza Hirscha nie zrobiło to jednak wielkiego wrażenia i torunianie pewnie pokonali bielszczan
Pierwsza połowa nie dostarczyła kibicom wielkich emocji. Co prawda padły trzy gole, ale obie ekipy grały bardzo zachowawczo, bez polotu. Taka gra przynosiła jednak efekty. Już w drugiej minucie na prowadzenie swój zespół wyprowadził Marcin Mikołajewicz, pokonując bramkarza gości celnym strzałem z bliskiej odległości . „Rekordziści” potrzebowali trzynastu minut mało porywającej gry, aby doprowadzić do wyrównania, ale nawet stracona bramka nie była w stanie wytrącić torunian z równowagi. Minutę później FC Toruń ponownie wyszło na prowadzenie, a to ponownie za sprawą Marcina Mikołajewicza. Swój mały udział w strzeleniu bramki miał również Klaudiusz Hirsh. Trener toruńskiej drużyny widząc, że piłka wyszła na rzut rożny dla gospodarzy wziął czas i dokładnie rozrysował wariant wykonania stałego fragmentu. Nie pozostało nic innego jak go tylko wykorzystać, a dokonał tego, po raz drugi w meczu, Marcin Mikołajewicz. W efekcie w lepszych nastrojach boisko po pierwszej połowie opuszczali piłkarze FC Toruń.
Druga połowa była kwintesencją futsalu. Gospodarze pamiętali dokładnie co ich spotkało w Katowicach po tym, jak się w drugiej części meczu rozproszyli i tym razem zagrali już maksymalnie skoncentrowani. Nie inaczej było po stronie gości, a to w efekcie dało fantastyczne piłkarskie show. Przez pewien czas blady strach obleciał torunian, ponieważ bielszczanie okupowali bramkę Nicolae Neagu przez dobre siedem minut i parę razy byli blisko strzelenia gola, co dawałoby im remis. Mołdawski bramkarz był jednak na posterunku i nie został pokonany ani razu. Taka zapora w defensywie dawała torunianom pole do popisu w poczynaniach ofensywnych. W tych z kolei najlepiej sobie radził nie kto inny, jak Marcin Mikołajewicz. W 36 minucie torunianin skompletował hat tricka, a trzy minuty później cieszył się z czwartej bramki.
Na pewno cieszymy się z wygranej, bo zakładaliśmy sobie po tym ostatnim meczu w Katowicach, że zrobimy wszystko aby się odkuć, a to był idealny do tego mecz – powiedział Mikołajewicz. – Graliśmy z liderem, mecz telewizyjny także mieliśmy dużo do udowodnienia sobie oraz naszym kibicom i myślę, że zrealizowaliśmy swoje założenia w stu procentach. Zagraliśmy świetne widowisko, trzy punkty zostają w Toruniu i jesteśmy nadal niepokonaną drużyną na własnym parkiecie.
Przed tym spotkaniem popularny „Miki” miał sześć strzelonych bramek, a teraz ma już dziesięć. Ten rezultat daje mu pozycję samodzielnego lidera klasyfikacji Króla Strzelców Futsal Ekstraklasy. Łącznie Mikołajewicz ma już na swoim koncie 111 bramek, czyli dokładnie o jedną mniej od swojego trenera – Klaudiusza Hirsha.
– Nie ważne w jakim meczu, nie ważne kto strzela bramki – mówił po meczu „Miki.” – Jak będziemy zdobywać punkty w każdym meczu to naprawdę nie będzie ważne kto znajdzie się na liście strzelców. Oczywiście fajnie, że udało mi się zdobyć dzisiaj cztery bramki, rzadko się to zdarza i bardzo się z tego cieszę, ale najważniejsze są trzy punkty.