Młodzi, zdolni, z werwą i powerem nie tylko na scenie. Trochę bydgoscy a trochę toruńscy. MOOVE – muzycy z którymi rozmawialiśmy kilka dni temu, zdradzili nam część swoich planów. Jaką? Przeczytajcie
ChilliToruń: Powiedzcie, czego słuchacie na co dzień?
Moove: Słuchamy różnych rzeczy, ostatnio coraz więcej muzyki współczesnej. Głównie to, co pojawia się w Internecie. Paolo Nutini, The Black Keys, The White Stripes, Arctic Monkeys, nowa AC DC jest bardzo fajna. Ale głównie siedzimy w klimatach bluesowych, B. B. King, Muddy Waters. Bardzo lubimy też ostatnią płytę Paula McCartneya.
CT: W takim razie, skąd rock and roll?
M: Tak naprawdę to wszystko to jest rock and roll. Tylko wyrażony w różny sposób. Ta muzyka wywodzi się przede wszystkim z bluesa i chodzi w niej głównie o zabawę. W graniu, o którym mówiliśmy na początku, jest mowa o życiu zwykłego, normalnego Kowalskiego. Jeśli chodzi o samą formę, to jest to muzyka, w której króluje gitara i beat, który ma wciągnąć w trans. Ma bujać.
CT: Kiedy tworzycie własną muzykę, inspirujecie się tym, czego słuchacie?
M: Mamy pewne zasady, które się pod wpływem czasu wyklarowały. One wywodzą się raczej z bardzo oldschoolowej muzyki. Staramy się łączyć to, co w niej najlepsze z tym, co najlepsze we współczesnym graniu. Kiedy tworzymy jakiś utwór, to niczym konkretnym się nie sugerujemy. Mamy pomysł i go realizujemy. Jeśli zdarza się taki moment, że się w czymś gubimy, to przypominamy sobie stare utwory rockandrollowe i bluesowe. Mamy tu na myśli rzeczy typu Chuck Berry czy Jerry Lee Lewis.
CT: Niedawno byliście na przeglądzie muzycznym we Wrocławiu. Wygraliście, prawda?
M: Tak, dostaliśmy pierwszą nagrodę. Zostaliśmy zwycięzcami razem z zespołem Studio Sztama. Grają hip hop, ale na żywo, z instrumentami. Bardzo nam się to podoba.
CT: Na swoim koncie macie też suporty przed znanymi polskimi zespołami: Acid Drinkers, Lao Che… Nauczyliście się od nich czegoś?
M: Utwierdziliśmy się w tym, z czego zdawaliśmy sobie sprawę. Że to wszystko jest ciężką, ale w końcu owocną pracą. Trzeba się tylko starać i robić to dobrze. My staramy się działać jak najbardziej profesjonalnie, dlatego też nie zaskoczyło nas jak funkcjonują te zespoły. My staramy się robić podobnie – inna skala i poziom, mechanizm ten sam. Nie zobaczyliśmy tam nic, czego się nie spodziewaliśmy. Może tylko dowiedzieliśmy się, że te historie, które krążą o zespołach jak Acid Drinkers i Lao Che, są prawdziwe. Niektóre nawet bardziej, niż ludzie mogą się spodziewać.
CT: Przy nich wiedliście „życie w trasie” . Pociąga Was coś takiego?
M: O tak! To wciąga! Już po pierwszym dniu się wkręcasz, a jak kończysz po dwóch koncertach, to zaczynasz za tym tęsknić. Bardzo łatwo się do tego przyzwyczaić.
CT: Opowiedzcie jeszcze o zbliżającym się nagrywanym koncercie.
M: Koncert będzie 5 stycznia w klubie Lizard King. Chcemy go nagrać przede wszystkim dlatego, żeby pokazać się od prawdziwej strony. To, jakim zespołem jesteśmy na żywo, bo nagrania studyjne nie zawsze dobrze to uchwytują. Nie oddają tego klimatu, jaki wytwarza się podczas grania dla publiczności. To, co podczas koncertów dzieje się z nami, z ludźmi, którzy nas słuchają. Cała ta interakcja wpływa na nasza muzykę, no to, jak wychodzą nam dane utwory. Tu nic nie jest mechanicznie odgrywane, tylko zupełnie autentyczne i my chcemy to pokazać.
CT: Nagrywanie koncertówek raczej nie jest pierwszym, co robią młode zespoły.
M: Niektórzy pozwalają sobie na to po dłuższym czasie, kiedy mają czas i duży budżet. Często robią to nie z jednego koncertu a z kilku. Dla nas granie na żywo to podstawa. Zdecydowanie lepiej nam się gra dla ludzi, niż na próbach czy w studiu. Tak naprawdę dopiero wtedy wszystko dobrze wychodzi. Działamy bardzo szybko, bo ważne jest dla nas, żeby ludzie mogli zobaczyć czego mogą się po nas spodziewać. Żeby wiedzieli, że warto pójść na nasz koncert, bo jeśli spodoba im się to, co będzie na nagraniu, to na żywo będzie jeszcze lepiej. To ma być dla nich zachęta, żeby pojawiali się na naszych występach. Może jeśli zobaczą jak wyglądamy, jak się zachowujemy, to pozwoli im bardziej wkręcić się w nasza muzykę. Zaciekawimy ich na tyle że w końcu dojdą do tekstów, które nie są takie oczywiste. Nie dość, że dwuznaczne to jeszcze po angielsku, więc trzeba się nad nimi trochę zastanowić.
CT: Skoro jesteśmy już przy planach nagraniowych, to czy jest w nich miejsce na płytę?
M: Tak, chcemy nagrać album długogrający. Będziemy przy nim pracować w lutym. To będzie dziesięć dni siedzenia w Perlazza Studio w Poznaniu, z producentem Perłą – Przemysławem Wejmannem. Najbardziej znany jest ze współprodukcji płyt Acid Drinkers. To człowiek, który wie jak nagrać taki zespół jak my – będziemy to robić na setkę, czyli na żywo, wszystko jednocześnie. Postaramy się stworzyć najodpowiedniejszy klimat w studio, żeby uchwycić to coś w muzyce. Będzie właściwie jak na koncertach.
CT: Skoro będziecie nagrywać w lutym, to pewnie macie już jakiś materiał.
M: Tak, materiału mamy aż nadto. Wybraliśmy 12 piosenek, a reszta będzie musiała poczekać.
CT: Macie już jakieś typy co do singla?
M: Jest jeden utwór, który jeszcze nigdy nie został zagrany na koncercie ani nigdzie ujawniony i to będzie on. Tyle mogę zdradzić, na razie to tajemnica.
CT: Zdradźcie jeszcze daty najbliższych koncertów. Kiedy będzie można Was posłuchać i zobaczyć?
M: Najbliżej będzie oczywiście ten 5 styczna, w Toruniu. Potem zagramy 16 stycznia w Bydgoszczy, w Estradzie. Na razie tyle, później zajmiemy się nagrywaniem albumu.