Ciężkie, ale dobre czasy – historia naszego speedway’a cz. 3

0
2208

Lata sześćdziesiąte z całą pewnością nie były tymi złotymi dla toruńskiego żużla. Drużynie „Aniołów” nieodłącznie towarzyszyła nienajlepsza forma i zmiany nazwy. To z kolei wywoływało spory chaos organizacyjny w klubie. Jednak to właśnie w tym dziesięcioleciu zaświeciły gwiazdy legendarnych zawodników Stali Toruń i Apatora. To między innymi o nich będzie trzecia część naszego cyklu

Toruński okres posuchy

W latach 1963-1964 rozgrywki ligowe toczyły cię cyklem dwuletnim, podobnie jak dzisiaj w piłce nożnej. Ta modyfikacja wprowadzona przez PZM nie przypadła zawodnikom do gustu, bo w miesiącach zimowych trzeba było zawiesić zmagania, a to skutkowało roztrenowaniem i słabszymi wynikami na wiosnę. Najsłabiej przystosowana do nowego systemu rozgrywkowego była drużyna Stali-Apatora Toruń, która sezon zakończyła na siódmym miejscu. Rok później torunianie zajęli piątą pozycję.

W następnym sezonie miała miejsce modernizacja toruńskiego stadionu. Zamontowano między innymi siatkę okalającą tor oraz nieco skrócono długość nawierzchni. Pierwotnie tor na Broniewskiego miał 410 metrów, a po modernizacji już 381. Wprowadzono też pewne udogodnienia specjalnie z myślą o kibicach. Na stadionie pojawiły się betonowe stopnie, które umożliwiały fanom oglądanie zmagań na siedząco. Zmiany zaszły także w kadrze Stali-Apatora. Klub pozyskał Janusza Kościelaka, który wcześniej bronił barw innej Stali – rzeszowskiej.

Narodziny toruńskich legend

Kościelak był ściągany do Torunia jako zawodnik, który miał pełnić rolę lidera drużyny. Jednak ten wyłonił się z toruńskiego grona żużlowców. Został nim Marian Rose, dla którego sezon 1965-1966 był wręcz perfekcyjny. Popularny „Maryś” uzyskał nieprawdopodobną średnią biegopunktową, która wynosiła 2,91 w roku 1965 i 2,96 w 1966. Dla Rosego to był także znakomity rok pod względem osiągnięć indywidualnych. W 1966 roku w Rybniku odbył się finał Indywidualnych Mistrzostw Polski. Rose uplasował się w nim na drugim miejscu, przegrywając tylko z legendą miejscowego klubu – Antonim Woryną. Wyprzedził za to znakomitego zawodnika gorzowskiej Stali – Andrzeja Pogorzelskiego. Podczas rybnickich zawodów „Maryś” objeżdżał takie znakomitości żużlowe jak Henryk Gluecklich, Andrzej Wyglenda, Joachim Maj czy Jan Tkocz. To świadczyło tylko o znakomitej formie w jakiej znajdował się Rose. Kolejnym jej potwierdzeniem było pojawienie się w Finale Europejskim IMŚ oraz zdobycie złotego medalu DMŚ we Wrocławiu. To bez wątpienia był jeden z najlepszych sezonów dla toruńskiego lidera.

Można powiedzieć, że ten rok rozpoczął złote czasy w toruńskim speedway’u. W tamtych czasach toruński klub wyszkolił całe grono znakomitych zawodników, a wśród nich  znaleźli się m.in. Jan Ząbik, Bogdan Szuluk czy Bogdan Krzyżaniak – ojciec Jacka, który ponad dwadzieścia lat później cieszył się z tytułu mistrza Polski.

Złe dobrego początki

Niestety, te nazwiska nie od razu obrosły legendą, a ich początki były raczej średnie. Świadczą o tym chociażby wyniki toruńskiego klubu w sezonie 1967/1968. Stal-Apator ponownie zajęła w nich siódme miejsce i nie była w stanie wybić się na pierwszą ligę. W następnym roku PZM przywrócił stary system rozgrywkowy i liga ponownie była rozgrywana w jednym roku. Nie zmieniło to jednak nic w formie torunian. Zespół, który był prowadzony wówczas przez Romana Cheładze, na koniec sezonu zajął ósme miejsce. Niekorzystne wyniki, zła organizacja w klubie oraz złe szkolenie młodzieży niemal poskutkowały likwidacją sekcji żużlowej. Nikt wtedy jeszcze nie wiedział, jak zła byłaby to decyzja. O tym jednak w następnym odcinku naszej serii.