Lata 70-te były dla toruńskiego żużla szczególne. Naprzemiennie towarzyszyła im wielka radość, ale niestety także jeszcze większy smutek. On zresztą pojawił się w Toruniu już na samym początku siódmego dziesięciolecia XX wieku. O chwilach radosnych i smutnych przeczytacie w poniższym odcinku sagi o toruńskim żużlu
Godzina 15:15 – „Maryś” nie żyje
W 1970 roku Stal-Apator przystępowała do rozgrywek ligowych w mocnym składzie i liczono, że pomoże on w awansie do upragnionej I ligi. W Toruniu jeździli wówczas tacy zawodnicy jak Bogdan Krzyżaniak, Bogdan Szuluk, Jan Ząbik, Marian Rose, Janusz Kościelak oraz Janusz Plewiński. Była to bardzo mocna ekipa. Niestety, już na początku rozgrywek II ligi nasi dostali najmocniejszy cios. 19 kwietnia torunianie rozgrywali mecz ligowy przeciwko Stali w Rzeszowie. W pierwszej gonitwie na tor upadł Marian Rose, który był wówczas bezapelacyjnym liderem „Aniołów”. Maryś po upadku przekoziołkował parę razy po torze i ostatecznie uderzył głową w bandę. Próby reanimacji nie pomogły. Toruński kapitan zginął na miejscu. Wówczas Jan Ząbik, dla którego Marian Rose był mentorem, ale także wielkim przyjacielem, odnotował w programie zawodów „godzina 15:15 – Marian Rose nie żyje”. W związku ze śmiercią Rosego PZM podjął decyzję, aby Stal-Apator następną kolejkę objechała dopiero 10 maja. Mimo otrzymanego czasu torunianie nie potrafili podnieść się i poradzić sobie z rywalami w kolejnych meczach. Tym samym zanotowali chyba jeden z najgorszych, jeśli nie najgorszy, sezon w historii toruńskiego żużla.
Toruński speedway wychodzi na prostą
Po śmierci Rosego cały Gród Kopernika ogarnęła nadzieja, że nic złego się już nie zdarzy.. Każdy liczył na to, że będzie już tylko lepiej. Faktycznie tak było. Można powiedzieć, że toruński żużel przeżył swoisty renesans i nareszcie zaczął się liczyć w Polsce. Od roku 1971 nie było sezonu, w którym Stal Toruń nie biłaby się o I ligę. Niestety, bez pozytywnych rezultatów. Za każdym razem, gdy przed „Aniołami” stawała szansa awansu, to na drogę grodziły „Gryfy” z Bydgoszczy, które uniemożliwiały jazdę o ligę wyżej. Wydawało się, że tak też będzie w roku 1975. Wówczas torunianie w rozgrywkach II ligi zajęli 2 pozycję, która dawała możliwość walki o I ligę w barażach. Lokatę niżej od zespołu Romana Cheładze uplasowała się Polonia Bydgoszcz i drogi rywali zza miedzy ponownie się skrzyżowały. W pierwszym spotkaniu derbowym lepsi okazali się żużlowcy Polonii, którzy pokonali Stal u siebie 50:28. Tydzień później, w rewanżu w Toruniu zwyciężyli gospodarze – 46:32. Taki rezultat nie dawał „Aniołom” awansu. Dało go co innego. Po zakończonych rozgrywkach PZM podjął decyzję o poszerzeniu pierwszej ligi. Pierwsi w kolejce byli akurat żużlowcy Stali i to oni cieszyli się z upragnionego celu. Od tej chwili toruński zespół nieprzerwanie startuje w najwyższej klasie rozgrywkowej i jako jedyny klub w Polsce nigdy z niej nie spadł.
„Anioły”, które latały najwyżej
W latach 70-tych torunianie mogli poszczycić się nie tylko sukcesem drużynowym, jakim był awans do I ligi. Poszczególni zawodnicy Stali zdobywali także trofea za występy indywidualne. Świętowanie indywidualnych sukcesów w klubie zapoczątkował Zbigniew Raniszewski. Po nim był Marian Rose, a następnym zawodnikiem Janusz Plewiński. Ten żużlowiec w 1971 roku był jednym z najlepszych polskich riderów. W finale Indywidualnych Mistrzostw Polski Plewiński zdobył brązowy medal. Ponadto był zdecydowanym liderem swojego zespołu. W każdym z meczów zdobywał ponad dwanaście punktów, co dawało mu jedną z najlepszych średnich w lidze. W latach 70-tych rozpoczęła się także legenda Jana Ząbika. Młody zawodnik spod Chełmna brylował na polskich torach i w rezultacie wyśrubował szósty ligowy wynik. Nie sposób wspomnieć o wszystkich znakomitych wynikach torunian. Przytoczymy tylko następujące nazwiska: Kniaź, Żabiałowicz, Marcinkowski, Słowiński, Miastkowski. To była plejada złotych dzieci speedwaya, które zapisały się w historii tej dyscypliny złotymi zgłoskami.
Czarny sport ponownie zbiera swoje żniwo
Pierwszy rok startów w najwyższej klasie rozgrywkowej miał być dla torunian szczęśliwy. Niestety, okazał się być zupełnie odwrotny. 25 lipca Stal Toruń rozgrywała kolejny mecz ligowy – tym razem w Częstochowie. To spotkanie znów okazało się być tragiczne dla toruńskiego zespołu. Sześć lat po śmierci Mariana Rose, śmierć znów zebrała swój plon. W wyniku wypadku na torze zmarł Kazimierz Araszewicz. Mecz został przerwany. Jakiś czas potem miała zostać rozegrana powtórka tego feralnego starcia. Niestety, tym razem również nie doszła ona do skutku, ponieważ w drodze do Częstochowy awarii uległ samochód Jerzego Kniazia. Kolejnej próby rozegrania meczu Stal Toruń nie chciała już podejmować i ostatecznie podyktowano walkower dla częstochowian.
Za tydzień czytelników naszego cyklu czeka miła niespodzianka. Kolejny odcinek będzie zdecydowanie odbiegał formą od poprzednich. Możemy tylko zdradzić, że będzie to wywiad z osobą, która realia speedway’a minionych lat zna jak mało kto. Kto to będzie? Przekonacie się już za tydzień! Śledźcie stronę chillitorun.pl, by nie przegapić kolejnego odcinka serii!