Polskie kino drogi w pierwszym rzędzie

0
1920

Taksiarz, taryfiarz, złotówa – takimi właśnie synonimami określa się najczęściej zawód kierowcy taksówki, który w Polsce, można to śmiało powiedzieć, wyrobił sobie już status miejskiej legendy. Gdzieniegdzie da się jeszcze zauważyć tytanów tego zawodu, dumnie sunących po ulicach miast w popularnym Mercedesie – model „beczka”, którego dało się naprawić taśmą klejącą. Zatem w drogę.

Zastanawiacie się pewnie, dlaczego akurat ten zawód wziąłem na warsztat. Przeciętny człowiek pomyśli, że to normalna praca, jak każda inna z działu usług płatnych. Otóż nie. Na całą otoczkę, która z pozoru sugeruje zwyczajny sposób na zarobienie paru groszy, składa się bardzo wiele czynników. Od samopoczucia i nastroju kierowcy, po stan techniczny posiadanego rydwanu. Taksówkarze najczęściej dbają o swoje narzędzie pracy jak o własny dom. Nic dziwnego. Klient musi być przecież zadowolony z usługi. Poza tym, Franek z „zrzeszenia” ma brzydkiego Wunder-bauma pod lusterkiem. Po tak dokładnych oględzinach swoich i konkurencji, brakuje jedynie tabunu klientów, aby dzień stał się jeszcze lepszy. Kiedy w końcu takowy delikwent zapuka w szybkę, padnie pytanie: „Wolne?” i po pozytywnym skinieniu głową zapadnie wyrok. Wtedy dopiero zaczyna się jazda…

Nie od dziś wiadomo, że ludzkość egzaltuje się i czci wielkich mędrców, którzy w poprzednich stuleciach wypowiedzieli wiele mądrych słów, a ich cytaty znajdują swoje miejsce nawet na pudełku od płatków. Wieloletnie doświadczenie w przebywaniu i korzystaniu z usług grona taksówkarzy, nauczyło mnie, że niektórzy tej sławy zwyczajnie nie chcą lub wolą mieć poklask w swoim ścisłym gronie. Mówię to, ponieważ dawno już odkryłem (i zapewne nie tylko ja), że taksówkarze są nie tylko wybitnymi ekonomistami, strategami, teologami i premierami, ale czasem również niespełnionymi artystami i muzykami. W panteonie najbardziej tęgich głów za sterami czterokołowego króla szos, nie zmieściliby się oczywiście wszyscy. Zawsze jednak można stworzyć odrębną kategorię, która wyróżniałaby najlepsze sentencje, uchwycone dosłownie w ułamkach sekund, pomiędzy kolejnymi sprawami wagi światowej. Podczas krótkiej, dziesięciominutowej jazdy, można usłyszeć takich od groma, a zasób wiedzy po wycieczce staje się uciążliwie trudny do ogarnięcia.

Pewnego razu sunąc „taryfą” na dworzec we Włocławku, miałem przyjemność podróżować z powoli siwiejącym jegomościem, z siermiężnym wąsem i pobłyskującą bransoletką w okolicach lewej dłoni. Wspomniane niespełnienie artystyczne było doskonale nadrabiane wyśmienitym gustem i niebywałą umiejętnością miksowania stacji radiowych, puszczających największe przeboje disco-polo i folku. Początkowo ignorując dywagacje wspomnianego jegomościa, wciągnąłem się w obserwowanie ludzi na ulicy. Moje oderwanie od rzeczywistości bardzo szybko przerwała jedna ze śmiałych teorii, która zdecydowanie będzie piastować dumne miejsce wśród moich TOP 5 taksówkarskich tekstów:

Bo wie pan. Ja to myślę, że cały ten Majdan, to jest sponsorowany przez Watykan” – rzekł i spojrzał na mnie spod krzaczastych brwi, marszcząc dumnie czoło w nadziei na aprobatę. Lekko osłupiony skinąłem i starałem się skupić na drodze. Wyraźnie rozochocony kierowca kontynuował: „Tak samo, jak Solidarność finansowali. Dobrze mówię. Są dowody, ale nikt nie powie. Nie ma głupich…”.

Dojechałem, zapłaciłem, podziękowałem i życzyłem szerokości. Przez kilka kolejnych godzin rozmyślałem nad sensem życia i analizowałem wszelkie możliwe scenariusze spiskowe tego świata. Kto nigdy nie korzystał, niech to zrobi. Jednak pamiętajcie, że wsiadacie na własną odpowiedzialność.