23 września odbył się koncert muzyki filmowej. Toruńska Orkiestra Symfoniczna zaskoczyła wszystkich. Niezwykłe emocje, goście specjalni i odważny repertuar. Czy padły zasłużone brawa?
Jadąc na koncert nastawiałam się na zupełnie coś innego – te znane, najpopularniejsze utwory wykonane w dobry, choć oklepany sposób. Tu pojawiło się pierwsze zaskoczenie. Już po pierwszych nutach wszystkie szepty na sali ucichły. Wszyscy wstrzymali dech słuchając wyczynów orkiestry. Klasyki muzyki filmowej takie jak m.in “Imperial March” z filmu “Gwiezdne Wojny” przeplatane były z utworami mniej znanymi co stanowiło ciekawą kompozycję. Jednocześnie mimo rozbieżnej tematyki, jeśli chodzi o pochodzenie utworów, orkiestra płynnie przechodziła od jednego do drugiego kawałka.
Ciekawe było też wykorzystanie motywu z filmu “Piraci z Karaibow”. Słysząc ten tytuł, najczęściej odtwarza się w pamięci utwór główny znany z pierwszej części. Na koncercie natomiast zaprezentowano piosenkę z trzeciego filmu opowieści o piratach. Mimo to, nikt nie był zawiedziony.
Orkiestrze towarzyszyły dwa głosy. Jako wokaliści wystąpili Patrycja Gola i Janusz Szrom. Oboje idealnie “wkomponowali” się w repertuar. Słuchanie utworów pochodzących z serii filmów o Jamesie Bondzie z ich podkładem było przyjemnością. Janusz Szrom posiada hipnotyzującą barwę głosu zbliżoną do Franka Sinatry, czym porywał głównie żeńską część publiczność. Patrycja Gola natomiast ma bardzo ciekawą i charakterystyczną barwę głosu, przywodzącą na myśl afroamerykańskie artystki z domieszką Adele, której utwór również wykonano. Tuż po klasykach takich jak “Casino Royal” czy ”From Russia with Love” zaprezentowano “Skyfall”. Można pokusić się o stwierdzenie, ze było to nawet lepsze wykonanie od oryginalnego. Żeński głos wspierany przez Szroma, a w tle precyzyjne dźwięki instrumentalistów.
Uwagi można jedynie mieć w kwestii nagłośnienia. Chwilami zdawało się, że to nie utwór wokalny z dźwiękiem w tle, a muzyka z głosem w tle. Niestety, orkiestra troszkę zagłuszała wokalistów, co było jednak wadą czysto techniczną, wynikającą zapewne z doboru sprzętu lub ustawień. Także nagłośnienie sali jest nie bez znaczenia. Bez problemu, przy zamkniętych oczach dało się określić w przestrzeni dźwiękowej poszczególne sekcje instrumentów, wyróżniając smyczki, instrumenty dęte, perkusje, itp. Ciekawym połączeniem było dodanie do orkiestry symfonicznej gitary basowej, która była niezbędna przy kilku dziełach. Takie połączenie zawsze budzi emocje i kontrowersje. W tym wypadku przyniosło świetne efekty.
Przy takim wykonaniu nie zaskoczyły brawa na stojąco. Publiczność z nadzieją czekała na bis. Maciej Sztor, będący dyrygentem orkiestry nie mógł odmówić. Gdy brawa ustały, a trwało to dość długo, jeszcze raz usłyszeliśmy rewelacyjnie wykonane “Skyfall”.
Muszę przyznać, że mnie jako niezbyt zagorzałą entuzjastkę Bonda ten koncert urzekł. Z pewnością przekonał też do muzyki symfonicznej wszystkich, którzy byli na sali. Pozostaje tylko czekać na kolejne koncerty.