O Pięknym Władku dowiedziałem się po obejrzeniu pierwszego trailera najnowszej produkcji Krzysztofa Langa „Ach, śpij kochanie”. Srogo żałuję, że wówczas nie zasięgnąłem języka i nie dowiedziałem się, kim był słynny krakowski morderca i jakie miał motywy swojego działania. Można zatem powiedzieć, że na film poszedłem nieprzygotowany. Liczyłem, że właśnie seans wszystko mi wyjaśni. Koniec końców z kina wyszedłem z mętlikiem w głowie
„Ach, śpij kochanie” to kolejny film w dorobku Krzysztofa Langa. Reżyser ma na swoim koncie wiele produkcji, ale żadna nigdy się nie wyróżniała. Inaczej miało być z jego najnowszym dziełem, którego premiera miała miejsce 20 października. Trailery „Ach, śpij kochanie” zapowiadały film ciekawy, trzymający w napięciu oraz z wciągającą fabułą. Ostatecznie fabuła wciąga widza, ale w swoje zagmatwanie. Człowiek z kina wychodzi z przeświadczeniem, że reżyser miał w zamyśle stworzyć film wielowątkowy, który będzie stopniowo odsłaniał swoje tajemnice widzowi, ale na koniec zapomniał wszystkich tych wątków połączyć. Nawet podstawowych. W efekcie po obejrzeniu rodzi się wiele pytań i nie na wszystkie jest odpowiedź. Co gorsza, samemu można domniemywać pewne rzeczy, a chyba nie o to Krzysztofowi Langowi chodziło.
Zacznijmy jednak od początku. Fabuła opowiada o historii jednego z największych przestępców Polski Ludowej – Władysławie Mazurkiewiczu (Andrzej Chyra), czyli o tzw. Pięknym Władku. Mazurkiewicz w ciągu kilkunastu lat zabił 36 osób, z czego udowodniono mu tylko sześć morderstw. Zbrodnie popełniał z pobudek materialnych. Tylko niestety widz nie dowiaduje się tego z filmu, a z internetu. Co prawda, widzimy jak Piękny Władek morduje ludzi. Mamy już to pokazane w pierwszej scenie, po której liczymy, że dowiemy się, co kieruje nim przy popełnianiu morderstw. Niestety, tego film nam nie wyjaśnia, a trup ściele się dalej. To podstawowa zagadka, która nurtuje widza tuż po seansie. Oczywiście, nie jedyna – nasuwa się ich jeszcze parę.
Zagadkowa jest postać prokuratora Waśki, w którego rolę się wciela Andrzej Grabowski. Widać tutaj pewną niekonsekwencję w jego czynach oraz, tak mi się wydaje, myślach. Po znalezieniu pierwszych dowodów obciążających Pięknego Władka (czyli po prostu jego ofiar), Waśko jest przekonany, że można mu już założyć stryczek na szyję. Kilka scen dalej zapewnia, że Mazurkiewicz jest niewinny, a ostatecznie i tak widzimy go w scenie egzekucji mordercy. Wobec tego rodzą się pytania: „Cóż to za niekonsekwencja? Czy Waśkę łączyło coś z Pięknym Władkiem? Jeśli tak, to co?” Odpowiedzi na te zagadki widz oczywiście nie dostaje. Wydawać by się mogło, że Waśko z Mazurkiewiczem są spowinowaceni. Żeby było śmiesznie, z duetu robi się triumwirat, bo do tego wszystkiego dochodzi Major Olszowy (Bogusław Linda), który chyba jest najbardziej zagadkową postacią z całego filmu. Niby wspiera w działaniach milicjanta Karskiego (Tomasz Schuchardt) zajmującego się sprawą Pięknego Władka, ale ostatecznie widz ma nieodparte wrażenie, że z całego serca zależy mu, żeby mordercy włos z głowy nie spadł. Ostatecznie wrażenie to mija, kiedy Olszowy torturuje Mazurkiewicza. Dodatkowo pojawia się dość nieudolny wątek miłosny, w którym Karskiemu i Olszowemu chodzi o jedną i tą samą kobietę. Ta z kolei również odgrywa pewną rolę w całej tej układance, ale oczywiście widz sam do końca nie wie jaką. Cała ta seria nieporozumień okraszona jest nie mniej niezrozumiałymi dialogami.
W filmie rzecz jasna jest wiele negatywów, które zakłócają odbiór całej produkcji i nasuwają wiele interpretacji. Krzysztofowi Langowi nie można jednak odmówić tego, że całość jest bardzo dobrze sfilmowana. Gdyby wszystkie wątki łączyły się w logiczną całość, wówczas sądzę, że mielibyśmy do czynienia z bardzo dobrym polskim filmem. Jeśli miałbym do czegoś porównać produkcję Langa, to na pewno do młodej ekranizacji historii Zdzisława Marchwickiego, czyli filmu „Jestem mordercą”, gdzie również widz ma wrażenie jakby obejrzał coś niekompletnego. W związku z tym ciężko wystawić „Ach, śpij kochanie” pozytywną ocenę.