[RECENZJA] „Carpe diem” mottem przewodnim pisarskiego debiutu Diane Rose

0
3144

Na rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej debiutantów, którzy swoimi książkami chcą przebić się do grona lubianych i najczęściej czytanych w Polsce. Czy Diane Rose się to udało?

Diane Rose to pseudonim młodej studentki prawa, która w kwietniu nakładem Wydawnictw Videograf, wydała swoją debiutancką powieść „Carpe diem”. Nie ukrywam, że od samego początku ciekawiła mnie ta pozycja, bo jakże ja mogę mieć inne motto życiowe, jak nie to zawarte w tytule powieści. „Chwytaj dzień”, tak brzmi tłumaczenie znanego hasła, ale czy potrafimy faktycznie brać z życia tyle ile możemy?

Historia Rosalie Heart nie jest jedną z tych schematycznych. Porusza jeden z najtrudniejszych tematów znanych ludzkiej psychice. Rosalie żyje z myślą, że niedługo umrze, zostało jej tak niewiele. Nie planuje nic na jutro, bo nie wie czy ono jeszcze nastąpi. Dopiero, kiedy poznaje Daniela, rozumie, że „potem” jest potrzebne, że chce żyć do końca, bez względu ile jej czasu zostało.

Diane Rose zapewniła nam w książce nie tylko wzruszenia, ale i spora dawkę humoru, spowodowaną rozmowami Rosalie z jej bratem (ich relacja jest dość specyficzna, ale jak najbardziej na plus). Temat śmierci, a co dopiero oczekiwanie na nią, jest bez wątpienia tematem trudnym, zwłaszcza dla debiutantów, jednak Diane Rose się udało. Udało jej się zachęcić czytelnika do przekładania kolejnych kartek, do dalszego wdrażania się w życie bohaterów. A zakończenie…no cóż, ja czytałam je trzy razy, aby upewnić się, że na pewno tak się ta książka skończyła….

Pozycję polecam z czystym sumieniem. Jest tą pozycją, która zmusza nas do rozmyślań, stawia pytania, aby pozostawić je bez odpowiedzi. Czytając ją, zastanawiam się czy nasze „Carpe diem” wykonujemy i wykorzystujemy na 100%, aby potem nie żałować, że czegoś nie zdążyliśmy zrobić.