Krystian Bala, to nazwisko pojawiało się w mediach na całym świecie dziesięć lat temu, by teraz ponownie zaistnieć w naszych głowach i pojawić się na ustach. Film „Amok” autorstwa Kasi Adamik pozwala Bali wybić się po raz kolejny. Czy słusznie?
W 2003 roku własnym nakładem wrocławskiego wydawnictwa Croma, Krystian Bala wydaje książkę, w której opisana zbrodnia łudząco przypomina tę, która zdarzyła się naprawdę. Opisane szczegóły jedynie potwierdzają tezę, że tylko morderca mógł rozpoznawać tak skrupulatnie detale i bezbłędnie wskazywać modus operandi. Skoro zna je sam autor, jasnym wydawało się, że to właśnie on jest mordercą. W 2007 roku Bala zostaje skazany na 25 lat więzienia i mimo apelacji oraz próby kasacji, wyrok funkcjonuje do dziś.
Film z mocną historią, która została opowiedziana w dość delikatny sposób. Był potencjał i możliwości, ale brakuje dobrego wykonania. Momentami film wydaje się odbiegać od historii, jaką ma przedstawiać, powodując zagubienie u widza. Przedstawienie Bali jako początkującego pisarza z dużym parciem na szkło, chłonnego rozgłosu i sławy, kieruje na tor niechęci do bohatera. „Amok” to kolejna polska produkcja, która miała okazać się sensacją na dużym ekranie. Zapowiedzi widniejące na afiszach, przystankach, w gazetach i na słupach, niestety po raz kolejny potwierdziły, że duża reklama w polskim filmie nijak ma się do jego jakości.
Sensacji nie było, za to często wdzierała się nuda, która nie chciała odejść. Mimo dobrej gry aktorskiej – zabrakło iskry, która pozwoliłaby widzowi przeżywać historię Krystiana Bali. Film o naprawdę interesującej historii, okazał się naprawdę słabym przekazem. Historii, o której mówił cały świat. Niestety, mam pewność, że słuch o filmie zaginie, jak tylko opuści kinowe ekrany.