[Recenzja] Nie najgorszy przedsmak świąt

0
4413

Trzecie wydanie świątecznych „Listów do M” nie porwało, ale i nie zawiodło. W porównaniu do poprzedniej części na pewno nie jesteśmy świadkami jakościowego zjazdu. Było dużo śmiechu i smutku, widz jednak mógł się czasem czuć lekko zagubiony

Tak jak w każdej części, akcja rozgrywa się w Wigilię Bożego Narodzenia,a bohaterowie przechodzą przez szereg perypetii, które kończą się, dopiero przy zasiadaniu do stołu. Znów Melchior (Tomasz Karolak) wcielił się w rolę najgorszego mikołaja kina. Jednak do pracy tym razem nie dociera, ale rusza w podroż po Mazowszu w pogodni za ojcem, ale po części również za nadzwyczaj inteligentnym, jak na swój młody wiek synem. Radio Zet po raz kolejny stało się miejscem, gdzie można odnaleźć swoją drugą połówkę, a Karolina (Magdalena Różczka) jako dziennikarka radiowa, nie tylko jest tą, która zastępuje Macieja Stuhra w radiu, ale także w miłosnej historii.

Cały czas fabuła opiera się na wielowątkowości. Mamy kilka par, kilka historii, z których nie zawsze do końca wykrzesano sto procent. Chyba najlepiej wypadł duet niezawodnych Kariny (Agnieszka Dygant) i Szczepana (Piotr Adamczyk), ponieważ mimo dość pokaźnego wieku w tej produkcji, potrafią nas zaskoczyć. Pozytywnie wypadła również rola Zuzy (Katarzyna Zawadzka) oraz Rafała (Filip Pławiak). Ich historia oraz gra aktorska były zarówno urocze jak i autentyczne.

Poza tymi plusami, trzeba zwrócić uwagę na sporo minusów. Podróż bez większego przemyślenia do oddalonego o ponad 150 km od Warszawy, Piotrkowa Trybunalskiego, nie robi wielkiego wrażenia. Mało tego, jest to zupełnie nierealna  historyjka wyssana z palca, której puenta jest mocno przesłodzona. Kaskaderskie wyczyny Gibona, całe szczęście, że był on grany przez Borysa Szyca, bo nadał on im jakiegokolwiek sensu. Poza tym twórcy nie do końca chyba przemyśleli zwiastun. Wszystkie najśmieszniejsze sceny zostały zawarte w trailerze i widz nie ma szans, aby zaskoczyć się w podobny sposób, więcej niż kilkukrotnie. Brakowało w tym filmie również Gąsiorowskiej i Stuhra, czyniących ten film lepszym. W zamian dano wielu znanych aktorów, którzy otrzymali niecałe 5 minut i zanim jeszcze dobrze się pojawili, to już musieli znikać…

W ostateczności mieliśmy tak naprawdę kosmetycznie lepszą część drugą. Nadal wielowątkowość i nietrafne zakończenie niektórych przygód powodowały, że często filmowi brakowało kontroli fabuły. Jednak ten szkopuł lekko podreperowano. Niezawodni Adamczyk i Dygant częściowo uratowali film, a klimat pozostał niezmienny.  Nadal możemy się przekonać, iż święta to piękny czas, pozwalający łączyć ludzi.

6

Tekst powstał przy współpracy z Cinema City

Cinema_City_Master_RGB_blackBg