[RECENZJA] „Prawdziwa historia” – twórcza niemoc oczami Polańskiego

0
4955

Zapowiedziany został jako emocjonujący i mocny thriller. Na zapowiedziach się zakończyło, bo reżyser „Prawdziwej historii” zaserwował nam dobrze znane motywy i brak narastającego napięcia charakterystycznego dla tego gatunku filmowego 

Twórca „Chinatown” i „Pianisty” zaserwował nam tym razem francuski obraz „D’après une histoire vraie”. W najnowszej produkcji bierze pod warsztat książkę Delphine de Vigan pod tym samym tytułem. Na ekranie widzimy popularną autorkę kilku bestellerów (Delphine), która nie radzi sobie z presją narzucaną przez otoczenie. Czytelnicy i wydawnictwo oczekują kolejnego przeboju, podczas gdy pisarka ma jedynie twórczą pustkę w głowie. Pewnego dnia poznaje Elle, która bardzo szybko zdobywa jej zaufanie. Kobiety zaprzyjaźniają się i Elle zaczyna widocznie wkraczać w życie Delphine.

Mam wrażenie, że Roman Polański przeżywa podobne problemy co bohaterka filmu. Z ekranu bije twórcza niemoc reżysera. Nie bez powodu odnosiłam wrażenie, że widzę w filmie dobrze znane motywy z innych kinowych klasyków. Nie będę zdradzać tytułów z obawy, żeby nie zasugerowały one zakończenia. Nie chcę tu za bardzo winić Polańskiego, bo opierając się na książce nie miał też dużego pola do popisu pod względem zmian w scenariuszu. Jednak i tak można zarzucić mu wiele. Głównym zarzutem jest z pewnością brak napięcia, którego widzowie oczekują od thrillera. Historia toczy się leniwie, a kolejne wątki nie wzbudzają w widzu większych emocji. Zagrania reżyserskie również wydają się bardzo oklepane. Nie zobaczymy tu zaskakujących zabiegów i nowatorskich rozwiązań. Żeby nie było tak gorzko, to można podkreślić, że tak czy inaczej Roman Polański odwalił swoją robotę. Fabuła się kleiła i film był z pewnością poprawny. Akcja momentami ciekawie przyspieszała, jednak tylko i wyłącznie po to, żeby za chwilę nieznośnie zwolnić.

2
Romań Polański przedstawia historię popularnej pisarki Delphine, która od pewnego czasu narzeka na brak twórczej weny. (fot. youtube.com)

Na aktorskim podium stawiam Evę Green, która grała w filmie Elle. Była tajemnicza, niezwykle zmysłowa i inteligenta, czyli taka jakiej oczekiwałam. Na jej tle słabo wypada Emmanuelle Seigner, której przypadła rola głównej bohaterki Delphine. Ciężko uwierzyć w emocje, które nam prezentuje. Żona Polańskiego wypadła sztucznie, była niezbyt przekonująca w swoich żalach i bólach.

Wiem na co stać Romana Polańskiego i nie mogę mu zarzucić talentu. Wydawało mi się jednak, że produkcja ta robiona była z pośpiechem i bez finezji. Mimo wszelkich zarzutów z mojej strony nie mogę powiedzieć, że jest to film zły. Oglądało się go stosunkowo dobrze, lecz zabrakło przytupu i mocnego zakończenia.

31590008_1611496815571170_7051461140315897856_n

Cinema_City_Master_RGB_blackBg-300x165
Tekst powstał we współpracy z siecią kin Cinema City.