[RECENZJA PRZEDPREMIEROWA] PigOut – czyli o tym, jak Świnia zdobywa „Internety”

0
3207

PigOut to pseudonim trzydziestoletniego hejtera, który ukazuje, że siedząc za korporacyjnym biurkiem też można skrywać w sobie ogromną dozę humoru. Już 19 lipca bieżącego roku nakładem Wydawnictwa Edipresse, ukaże się książka PigOuta pt. „Świnia ryje w sieci, czyli z pamiętnika hejtera”

Opis wydawcy mówi nam już na wstępnie, że nie chcielibyśmy, by autor o nas pisał, co wydaje mi się absolutnym błędem, bo ja (jako autorka książek) chciałabym zostać zhejtowana przez PigOuta, wiedząc że on zrobi to w sposób, który przemówi do mnie doskonale. Pewnie czytając te negatywy na temat mojej twórczości, zalewałabym się łzami śmiechu, a to zawsze lepsze niż łzy rozpaczy.

Ciężko mnie rozśmieszyć, jeśli mowa o literaturze, jednak jemu się udało. Książka ma w sobie wiele opowieści, które sami skrywamy w duchu, bojąc się, że inni wezmą nas za kompletne marudy, jednak PigOut przedstawia te sytuacje w sposób komiczny, a co najgorsze prawdziwy. Lotnisko w Radomiu, czy listy z „Przyjaciółki” to tylko kilka poruszonych przez autora tematów, których, uwierzcie mi, nie brakuje. Każdy znajdzie coś dla siebie. No, chyba że należy do grona „korposztywniaków” biorących świat zbyt serio.

PigOut nie boi się w swych opowieściach używać nazwisk z pierwszych stron gazet. Może właśnie dlatego ponad pół roku temu zwróciłam na niego uwagę w sieci, kiedy to opisał w pamiętny sposób blask zębów Piaska. Od tamtego czasu regularnie śledzę jego wpisy i podziwiam, że potrafi hejtować innych z tak wielką dozą humoru. Niestety, ale jest w tym chyba wyjątkiem, bo inni hejtują tylko po to, aby hejtować, nic więcej.

Żeby nikt nie zachłysnął się peanami i nie pomyślał, że książka jest idealna, wspomnę o jej wadach. Największą bez wątpienia jest ilość stron. Naprawdę PigOut myślisz, że 254 strony to wystarczająco, aby poprawić mi humor? Musisz obiecać, że na tej książce Twoja przygoda z pisaniem się nie zakończy. Na wyróżnienie zasługuje pani redaktor, która miała nie lada wyzwanie czytając opowieści, w których dużo jest współczesnego slangu (chciałabym napisać młodzieżowego, ale gdzie trzydziestolatkowi do młodzieży).

Książkę oczywiście polecam i szczerze żałuję, że nie spędzę z nią moich wakacji. Ona aż prosi się o urlop nad polskim morzem, w górach lub nawet w domu, gdzie można będzie się pośmiać bez obawy, że inni będą ze dziwieniem się nam przyglądać.

PS. Zawsze myślałam, że to mnie przytrafiają się same dziwne historie, ale on mnie pobił. Jest moim komediowym Mistrzem!