Z okazji Forte Artus Festival 25 października odbył się koncert Macieja Tachera. Artysta zwany „głosem Manchesteru“ zaprezentował twórczość Damiena Rice’a. Autorski projekt Tachera sprawił, że sala zamilkła…
Tuż po wejściu na salę Dworu Artusa rozpoczęły się szepty i szepciki na temat doboru repertuaru. Koncert przyciągnął ludzi w każdym przedziale wiekowym. Najmłodszy słuchacz miał około 5 lat i dzielnie zasiadał w pierwszym rzędzie.
Maciejowi Tacherowi towarzyszyła młoda toruńska wiolonczelista o niebanalnym głosie. Już od pierwszych nut widownia została porwana w podróż. Z początku miałam spore obawy co do oprawy. Ogromna zdobiona sala, wielka scena, a na niej dwie skromne muzyczne postaci. Czy potęga tego wszystkiego ich nie zdominuje? Artyści szybko rozwiali wszelkie wątpliwości. Wiele osób wstrzymywało oddech, inni oczarowani dźwiękiem nieświadomie zaczęli wystukiwać rytm lub nucić pod nosem znane utwory. Nawet chłopiec z pierwszego rzędu podziwiał występ, chwilami wykazując chęć do wsparcia wokalnego muzyków.
Największym zaskoczeniem koncertu był utwór „9 crimes“, znany z charakterystycznego wstępu. Klaudia Marzec sprawiła, że publika zaniemówiła. Razem z Tacherem zaśpiewali w sposób tak intymny i subtelny, że nie sposób było się oprzeć. Wiolonczelistka świetnie wyciągała wysokie partie, bez ani jednego fałszywego dźwięku, nadając jednocześnie tyle emocji utworom. Ciekawym rozwiązaniem było również zastosowanie przez Tachera procesora wokalnego, dzięki któremu mogliśmy usłyszeć nietypowe efekty dźwiękowe. Było to intrygujące zagranie, ale nie wiem czy do końca udane. Brzmiało to niebanalnie, w niektórych utworach efekt „echa“ nadawał magii, lecz później zastosowany efekt, który skojarzył mi się z nienastrojonym radiem, niestety sprawiał, że słowa były niezbyt zrozumiałe. Takie rozwiązanie jest znane również z oryginalnych wykonań Rice’a (m.in. utwór „I Remember”).
Niezwykłe było również wykonanie piosenki „Volcano“, gdzie duetowi głosów towarzyszył także duet instrumentów. Perfekcyjnie wyćwiczone zgranie. Na twarzach wykonawców było widać pasję, radość i miłość do muzyki. Mogę śmiało przyznać, że po zamknięciu oczu, czułam się jak na prawdziwym koncercie Damiena Rice’a. Strumień światła odbijał się od gitary Tachera, przyciągając wzrok wszystkich, chwilami też oślepiając poszczególne osoby. Sprzęt był dobrze dobrany do koncertu, mimo początkowych „zgrzytów” słyszanych z głośników przy niektórych partiach.
Każdy utwór nagradzany był brawami. Po występie na artystów czekały owacje na stojąco. Nie obyło się bez bisu. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będzie okazja, by ujrzeć oboje wykonawców i z niecierpliwością czekam, co jeszcze zostanie zaprezentowane podczas Forte Artus Festival.