Zna go cała Polska, a on zna ją. W swojej karierze przejechał cały kraj wzdłuż i wszerz, mimo to nadal pozostaje w cieniu kolegów z branży. Poważany na scenie, wyszydzany wśród słuchaczy. Patryk „Diox” Skoczylas opowiada o swojej karierze, planach na przyszłość, hejterach i realiach polskiego rapu
ChilliToruń: Kolejny raz gościsz w Toruniu. Ostatnio byłeś tu chyba dwa lata temu.
Diox: Być może… widzę, że pamiętasz lepiej niż ja. Chociaż… chyba tak! Graliśmy na koncercie charytatywnym. Zbieraliśmy na wózek inwalidzki wtedy. Razem z Małpą, Mielzkym i…
CT: Molestą.
D: To Molesta wtedy była?
CT: I to w pełnym składzie.
D: Widać tak musiało być, jak mi teraz mówisz (śmiech). Wiesz co, w moim życiu trochę się działo od tamtej pory, więc mam prawo tego nie pamiętać, ale samo wydarzenie i cel pamiętam. Nie jest tak źle.
CT: Jak w ogóle wspominasz sam Toruń?
D: Toruń od dawna wspominam bardzo dobrze względem tego, że byłem tutaj przy okazji zawodów Mentor Skateboarding Session Tour. Wtedy pierwszy raz odwiedziłem Toruń. To był 2002, a może 2001 rok. Byłem wtedy jako gość, który fristajlował do drum’n’bassów. Poznałem tutaj TDF’a i parę innych ikon muzycznej sceny. Nie ma co ukrywać, że już wtedy Tede był dość sporą postacią na scenie hip hopowej i ogólnie muzycznej. Później miałem okazję koncertować w Toruniu z HI-FI Bandą oraz grać solowo. Występowałem na urodzinach Diamante z VNM-em i chyba Mielzkym. Także trochę tego było i to jest serio spoko miasto. Zapiekanki przy rynku to znany mi punkt. Zawsze jak tu graliśmy, to wszystko kończyło się dobrze. Mimo, że czasami było więcej ludzi, a czasem mniej. Niestety, jako wykonawcy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak zostanie zorganizowana impreza i jak się ją rozpromuje.
CT: Zostawmy sprawy marketingowe i pomówmy o części właściwej. Jak wygląda u Ciebie proces twórczy? Siadasz do pisania z zamiarem stworzenia konkretnego albumu, np. koncepcyjnego, czy piszesz to, co Ci przyjdzie do głowy, bez większego planu?
D: Bywa z tym zupełnie różnie. Przy dwóch pierwszych solówkach miałem takie założenie, że pierwsza będzie taka, jak mówi tytuł „Logika Gry”. Obrazowała moje podejście do życia, rapu i podstawowych rzeczy, np. rodziny. To podstawy logiki mojego działania w życiu codziennym. Płyta „Backstage” była pewnego rodzaju spowiedzią i opowieścią o tym, co dzieje się z emocjami człowieka. Część numerów oczywiście nie była temu poświęcona, bo ciężko by było nagrać o tym całą płytę, ale śmiało można powiedzieć, że to był koncept tego albumu. Później nagrałem płytę z TDF-em, jako Potwierdzone Info. To było zupełnie spontaniczne. Po prostu hip hop dla hip hopu. Nie było w tym większego filozofowania, ani innych większych intencji. Wszystko po to, żeby zrobić sobie zajebistą płytę, z której sami będziemy się cieszyli w czasie jej nagrywania. Potem przyszedł czas na „7 minut po śmierci”. Z założenia ta płyta miała być wypadkową starej szkoły w przełożeniu na świeższe brzmienia. Z perspektywy czasu sam jednak uważam, że to nie był mój najlepszy album. Nawet jeśli pokusiłbym się o stwierdzenie, że to najsłabsze co zrobiłem, to może dużo się nie pomylę. To też jest chyba kwestia interpretacji, bo są ludzie, którzy uważają, że to super płyta. Mi się osobiście ona jakoś dobrze nie kojarzy, ze względu na okres, w którym powstawała, bo zarówno prywatnie i artystycznie był to dla mnie ciężki czas. Ten krążek był dla mnie ucieczką od rzeczywistości, z którą musiałem się zderzyć. Natomiast przy ostatniej płycie ochłonąłem życiowo, uspokoiłem się. „Nowy Testament” z założenia miał być płytą nowoczesną, która miała pokazywać inne oblicze moich umiejętności rapowych i mojego podejścia do sztuki rapowania. Nie ma tu za dużo prywatnych wątków. Raczej jest to zabawa słowem i czysta zajawka, niż pamiętnik w formie płyty.
CT: Masz jakiś klucz dobierania gości na płytę?
D: Goście na moich płytach to przeważnie byli ludzie, z którym gdzieś tam w danym okresie obcowałem. Ale tak, są pewne wytyczne, które muszą spełniać. Po pierwsze – ich twórczość musi mi się podobać. To podstawowy warunek, który decyduje o zapraszaniu na płytę. Duże znaczenie ma też wspólne koncertowanie. Dajmy na to casus Małpy. Często bywaliśmy na wspólnych imprezach, na których graliśmy razem, albo ja po nim lub on po mnie. Mogliśmy się poznać i trochę razem ponagrywać. Taka sama sytuacja była z Mielzkym, z którym nagrywaliśmy na jego płytę kawałki, w wyniku jakiejś tam znajomości. Przeważająca część featuringów to jest znajomość, która uzupełnia mój szacunek do czyjejś twórczości. Zdarzały się też takie sytuacje, jak zaproszenie Pezeta na moją płytę „Logika Gry”. Pezet jest takim raperem, moim zdaniem, który czy rapuje czy nie, to zawsze jest w top 3 polskich wykonawców. Jego obecność na moim krążku była spełnieniem marzeń, jeśli chodzi o kolaboracje z którymkolwiek raperem z Polski. Znaliśmy się co prawda prywatnie, ale nie był to rodzaj relacji, gdzie widzieliśmy się trzy razy w miesiącu. Raczej trzy razy na kwartał, kiedy mieliśmy okazję zobaczyć się na jakimś koncercie lub w hotelu, w trasie. Reasumując: przeważająca część featuringów jest spowodowana szacunkiem dla czyjejś twórczości, a druga część spełnieniem marzeń.
CT: A jak to jest z DJ-ami? W swojej karierze współpracowałeś już z Czarnym, Kebsem, Returnersami, a teraz także z Sir Michem. Czym spowodowana jest taka rotacja? Szukasz wciąż stylu, w który chciałbyś się wpasować?
D: Wiesz co, w ogóle rotacja DJów i producentów wokół mnie wynika z tego, że biorę udział w różnych projektach. To na pewno nie jest wynik tego, że ja szukam czegoś „turbonowego”, co miałoby zmienić moje życie albo twórczość. Jest to raczej wypadkowa inspiracji i tego, co jara tych ludzi. Czasem są to rzeczy dla mnie nowe. Tak jest w przypadku Sir Micha. On robi rzeczy, które odbiegają modą od tego z czym jestem kojarzony i z czego wyrosłem. To nie jest tak, że ja nie wiem co ze sobą zrobić. Po prostu – nie chcę w kółko robić tego samego rapu, dlatego staram się współpracować z różnymi ludźmi. Każdy z nich ma inny styl dobierania bębnów, sampli i tak dalej. Swoją drogą – to jest interesujące i dlatego po to sięgam.
CT: A propos Sir Micha. Jak Ci się z nim żyje?
D: Michu wyprodukował część bitów na moją najnowszą płytę. Mamy jeszcze na niej produkcje Lanka, Kocurra i paru innych panów. Jeśli chodzi o Micha, to współpraca z nim jest zarówno ciekawa, jak i trudna. Głównie są to rzeczy, tak jak wcześniej wspomniałem, których ja nie robiłem wcześniej. To wymaga ode mnie przełamania się w samej formie wypowiadania słów, dobierania sylab itd. Zauważam warsztatowe niedociągnięcia ze swojej strony. Poznałem je właśnie w przypadku, gdy musiałem zmierzyć się z czymś innym niż dotychczas. Ma to jednak swój urok. Moim zdaniem lepiej jest zrobić coś dwa razy źle, a za trzecim razem zrobić to zajebiście, niż robić dziesięć razy w kółko coś, co niby jest zajebiste, a tak naprawdę jest powielaniem samego siebie. Nie o to tu chodzi.
CT: Jeśli mówimy o Michu, to nie sposób nie wspomnieć tutaj o TDF-ie. Współpracowałeś już z Jackiem w kolektywie Potwierdzone Info. Kiedy można się spodziewać czegoś nowego od Was?
D: Myślę, że nieprędko. To jest niewykluczone, ale sądzę, że nie w najbliższym czasie. Z tego co wiem, to TDF ma jakieś swoje solowe plany, o których wiem, ale nie chciałbym nic zdradzać, bo to jest jego sprawa. Ja także pracuje nad pewnym albumem, niezwiązanym w żaden sposób z Jackiem. Myślę, że przez najbliższe półtora roku nawet nie zaczniemy rozmów na temat wspólnej płyty.
CT: Co Ci dała współpraca z taką ikoną jak Tede?
D: Wiesz co… ona mi dała tak samo dużo, co mi zabrała. Dała mi mega zajebistą przygodę, możliwość zrobienia płyty z gościem, który był jednym z moich idoli z dzieciństwa. Nie rozwinęła ona za bardzo mojego warsztatu, bo były na niej klasyczne bity i teksty, więc nie wymagało to większego przygotowania i szlifowania umiejętności. Ta kolaboracja z Jackiem przyniosła mi też sporo strat. Nie chodzi mi tu o straty materialne, ale o wizerunkowe. Mimo wszystko polscy słuchacze hip hopowi nie słuchają muzyki, tylko ksywek. W czasie gdy ja nagrywałem płytę z TDF-em, to on był jeszcze bardzo mocno hejtowany. Dwa miesiące wcześniej wyszła płyta „Elliminati” , która powoli zaczęła Jackowi pokazywać drogę do wyjścia z dołka, w którym przez długi czas siedział. Mnóstwo ludzi go hejtowało i to też przełożyło się na mnie. Nie mam o to żalu do Jacka, bo robiłem to świadomie. Cieszę się z tej znajomości, bo to kolejna nauka i kolejny krok na mojej własnej drodze. Poza tym mało raperów w tym kraju może pochwalić się płytą z TDF-em.
CT: Poza Trzyha i Numerem Raz chyba nikt jeszcze tego nie dokonał.
D: No tak. Ale Trzyha to był korzenny zespół Tedego od samego początku. Nagranie z nim jest ogromnym zaszczytem. Umówmy się – Tede nie jest przypadkowym gościem na tej scenie. Od dwudziestu lat rapuje i potrafi mimo wszystko być na szczycie tej sceny cały czas. Z gorszymi momentami, ale reprezentuje swój tok myślenia, nurt, zajawkę i realizację tej zajawki w taki sposób, w jaki on sobie życzy. Nie jak ludzie.
CT: Skoro już jesteśmy przy temacie: „Kiedy i co wyjdzie?”, to chyba zasadne będzie pytanie: kiedy nowa HI-FI Banda? Słyszałem, że były problemy z Hadesem.
D: Jakie były problemy z Hadesem?
CT: Przeglądając Internet natknąłem się na newsa, w którym Hades się wypowiadał, że na następnej płycie HI-FI już go nie będzie.
D: No to widocznie Hadesa nie będzie. Mam taką zasadę, że o nieobecnych się nie rozmawia, chyba że się mówi o nich dobrze. Ja do Hadesa mam dobry stosunek i nie mam nic do tego gościa. Jeżeli on uważa, że go nie będzie, to świadczy tylko o tym, że odszedł z zespołu, który zakładałem z Czarnym. Bywa. Okoliczności losu sprawiają, że od zespołu odchodzą członkowie i czasami te bandy się rozpadają, czasami kontynuują pracę w okrojonym składzie, a jeszcze kiedy indziej wracają do podstaw, tak jak w tym wypadku. Nie wiem czy powstanie nowa płyta HI-FI. Może tak, a może nie. Ciężko mi teraz o tym powiedzieć.
CT: Wspominałeś o swoich planach na przyszłość. Czy chodzi o płytę „Featuring”?
D: Nie, ta płyta to jest mały ukłon w stronę tych, którzy często do mnie piszą i mówią: „Ej, nagraj z Pezetem, Sokołem, albo jeszcze z kimś”. Zatem uspokajam – nagrałem już z nimi. Nagrałem z tym, nagrałem z tamtym. „Featuring” to będzie zbiór utworów w formie mixtape’u. Jeśli chodzi o moje plany solowe, to myślę, że w następnym roku wydam kolejny album, ale z kim i co, tego na razie nie chciałbym mówić.
CT: Przejdźmy teraz na zupełnie inny grunt. Co sądzisz o polskich fanach? Dorośli do rapu?
D: Chyba wiem nawet skąd to pytanie. Ciężko to jednak zgeneralizować. W każdej grupie społecznej jest kilku debili, ale jest też mnóstwo inteligentnych ludzi. To jest bardzo wymieszane środowisko świadomych ludzi, którzy znają się na rapie i nieświadomych, którzy tylko go słuchają. Ciężko jest powiedzieć cokolwiek więcej na ten temat.
CT: Nie wydaje Ci się, że polski rap traci wizerunkowo na fanach nieświadomych istoty tej muzyki i nieznających jego historii?
D: Uważam, że nie należy tego tak postrzegać. Ktoś kto chce skakać na skoczni na nartach, nie musi znać historii skoków narciarskich i wszystkich zawodników. Wydaje mi się, że tak samo jest z słuchaczami muzyki. Niektórzy urodzili się znacznie później po wydaniu jakiegoś klasyku i trudno oczekiwać, że ta płyta będzie przez nich znana. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Mimo to fajnie, że są ludzie, którzy mają świadomość i znają początki.
CT: A hejt w polskim rapie? Ciebie on dotyczy szczególnie, bo na okrągło słychać, że Diox to „kasztan”.
D: Przez pewien moment się tym przejmowałem, ale dzisiaj jest mi wstyd za tych ludzi, stary. To jest taka sytuacja, jakbyś siedział w czwórkę ze swoją dziewczyną i znajomym, który też ma dziewczynę i ktoś by nagle puścił bąka. Wtedy jest ci wstyd. Ty tego nie zrobiłeś, ale jest ci wstyd, bo wiesz, że ten ktoś jest głupi. Mógłby pójść przecież do kibla i tam załatwić swoje sprawy. Ja rozumiem, że ktoś może nie lubić mojej muzyki, ale trzeba być debilem, żeby wejść na czyjś profil na Facebook’u i obrażać tego kogoś, bo zwyczajnie nie podoba mu się jego muzyka. Jakbym ja komuś zrobił krzywdę, to bym się tym przejmował, bo czułbym wstyd. Nie zrobiłem jednak nikomu nic złego i nie mam zamiaru się użalać z tego powodu. Jestem ponad tym.
CT: Podpiszesz się pod stwierdzeniem, że liczba wrogów jest wyznacznikiem sukcesu?
D: Myślę, że tak. Wiesz, w każdej takiej sentencji jest tyle samo prawdy, co imaginacji. Jeżeli ludzie mają Cię za coś nienawidzić, to prędzej za sukces niż za porażkę. Coś w tym na pewno jest. Myślę, że wielu raperów mogłoby się pod tym podpisać, bo przecież kiedy TDFa zalała fala hejtu, to on nie był u szczytu swoich osiągnięć scenicznych. Był okres, gdy mówiono, że Gural to jest debil i dzieciak w kolorowych ubrankach. Mówiono, że Eldoka jest c**lem, bo ch***wo zafristajlował u Reda, Sokół się sprzedał, Pezet założył czerwone spodnie i nawija piosenki dla gimbazy, Fokus i Rahim nie skoczą z okna, bo promują się na ziomku z zespołu, który zginął. O Rychu mówiono, że jest patologiem, a o Hemp Gru, że się powtarzają, bo nawijają tylko o ulicy i o niczym innym. Wszystkim towarzyszy hejt, ale czasem osiąga on taką skalę, że ludziom wydaje się, że on jest istotny w relacji słuchaczy z twórczością tych artystów. W pewien sposób to przyćmiewa rzeczy, które Ci ludzie robią. A tak naprawdę powinniśmy się skupić na muzyce i na tym, skąd tych ludzi znamy, za co ich lubimy lub nie. To czy mają długie włosy, czy czerwone spodnie, śpiewają o ulicy, czy o salonach, to nie jest istotne.
CT: W ciągu lat pozmieniało się trochę w polskim rapie. Pojawili się nowi, młodzi artyści. Jak oceniasz kondycję naszego rodzimego rapu po tych wszystkich zmianach?
D: Powiem Ci szczerze, że ja wybitnie jakoś tego nie śledzę. Może to jest mój błąd, bo jakbym to obserwował i wiedział co się podoba dzieciakom, to może lepiej bym na tym wyszedł finansowo. Jednak nie obserwuję tych młodych graczy. Być może dlatego, że zniesmaczyła mnie ich wtórność i nawijka o tym, o czym była już mowa lata temu. Ja mam świadomość, że to już w hip hopie funkcjonuje wiele lat, ale uważam, że to co oni robią jest po prostu słabe. Ciągle przewijają to, co już słyszałem, albo powielają treści raperów, których twórczość się ludziom spodobała. Wielu z tych nowych wykonawców nie ma swojej osobowości. Jak słuchasz Dioxa, to wiesz, że to jest gość, który nie chce dla nikogo źle. Gdy słuchasz Sokoła, to wiesz, że gość miał w życiu ciężko, ale udało mu się wziąć w garść, zarobić siano i wypromować innych artystów. Wiesz to, bo słuchasz tego, co oni mówią.
Ja tym nowym raperom nie odmawiam umiejętności, ale w ich twórczości nie słyszę ich historii. To dla mnie jest nieautentyczne.
CT: Hukos w jednym z kawałków stwierdził, że „w rapie walka o byt, to zarabianie na ciuchach”. Zgadzasz się?
D: Nie. Ewentualnie jak ktoś rapuje mega słabo, to może sprzedać dwa t-shirty koledze z zespołu. Biznes odzieżowy jest uzupełnieniem biznesu muzycznego.
CT: Dziękuję Ci bardzo za rozmowę. Masz coś do powiedzenia naszym czytelnikom?
D: Oczywiście, pozdrawiam wszystkich czytelników chillitorun.pl! Pozdrawiam wszystkich tych, którzy wspierają dobrą muzykę. Mam nadzieję, że znajdziecie godzinę, żeby przesłuchać mój ostatni album, „Nowy testament”. Mam nadzieję, że nie będziecie słuchali ksywek, tylko tego, co gra Wam w duszy i sercu. To, co uważacie za wartościowe, przekazujcie dalej, a dla tego co nie jest warte uwagi, nie poświęcajcie ani chwili, żeby to hejtować.