Gdy 1 kwietnia 2015 roku zjawiłem się na kolegium redakcji ChilliToruń, wówczas ujrzałem grupkę studentów dziennikarstwa, którzy stawiali swoje pierwsze większe kroki w tej dziedzinie. Ja dopiero zaczynałem raczkować. Jak dziecko cieszyłem się ze swoich pierwszych tekstów publikowanych na naszym portalu. Dzisiaj jest ich niemalże tysiąc. I starczy. Mogę mieć lekki żal do siebie, że poprzestałem na trzycyfrowej liczbie, ale w ten sposób nie zacieram za sobą śladów, by może kiedyś po nich wrócić do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło
Tak, Drodzy Państwo. Stało się. Przyszedł czas na pożegnanie, bo oto się z Państwem rozstaję. Nie będzie już Strzelki na ChilliToruń. Chociaż to moja decyzja, to jest mi się z nią ciężko pogodzić, ale mimo to wiem, że jest słuszna.
Do redakcji ChilliToruń przyszedłem jako nieco wycofany nastolatek – uczeń drugiej klasy liceum. Tak się to poukładało, że zwęszyłem okazję, by rozpocząć realizację swojego marzenia – pracy dziennikarza. Wówczas przyszedłem na redakcyjne kolegium trochę nieśmiały. Prawie się nie odzywałem i przyjmowałem wszystko, co mi mówiono za dobrą kartę. Zresztą do dzisiaj mój kolega redakcyjny Marcin Lewicki się śmieje, że moje dołączenie do redakcji w Prima Aprillis musiało być chyba żartem. Dziennikarstwo zupełnie zmieniło mnie i moje życie. Stałem się pewny siebie i swoich racji, których mogłem zawzięcie bronić. Nauczyłem się też jednak słuchać, rozmawiać, dyskutować, dociekać, co zresztą widać po moich dotychczasowych tekstach. No i nie ulega żadnym wątpliwościom, że z wycofanego dziecka stałem się bezczelnym typem z niewyparzonym językiem, który nie przepuszcza nikomu. Efektem tego wszystkiego jest cykl felietonów „Co ma piernik do papryczki?”, który przez ostatnich kilkanaście tygodni prowadziłem. Zatem dziennikarstwo mnie zmieniło.
Przez trzy lata relacjonowałem dla Państwa imprezy kulturalne, sportowe, wydarzenia polityczne, wszelakie obchody, rocznice, resztę dopiszcie sobie Państwo sami i bądźcie pewni, że o tym również pisałem. Pisałem dla siebie (ucząc się zawodu) i dla Państwa (poznając istotę dziennikarstwa, retoryki i innych przydatnych w pracy dziedzin naukowych). Współprowadziłem dla Was różnego rodzaju imprezy (np. Majówka z BMW), rozmawiałem z ciekawymi ludźmi, przeprowadzałem głośne wywiady i opisywałem całe to toruńskie piekiełko najwierniej i najlepiej jak potrafiłem. Wy to czytaliście i komentowaliście, co sprawiało, że mogłem stawać się coraz lepszy w tym, co robię. W dużej mierze dzięki Państwu jestem dzisiaj tam, gdzie jestem, a więc w miejscu, gdzie niewielu moich rówieśników stoi. Co więcej, rozpościera się przede mną wiele perspektyw i to jest chyba najważniejsza z rzeczy, którą dało mi moje dziennikarstwo. Co rozumiem przez pojęcie „moje dziennikarstwo”? Redakcję ChilliToruń, uczelnię, na której studiuję, dziennikarzy, którzy mnie ukształtowali (chociaż wiem, że jeszcze długa droga przede mną), znajomych poznanych przez trzy ostatnie lata, wszystkie wspaniałe wspomnienia z tego okresu, a nade wszystko Państwa. Bo to, co pisałem zawsze było dla Państwa! Taka jest w końcu istota dziennikarstwa. Być z ludźmi, dla ludzi i dla nich pisać.
Z tego miejsca chcę serdecznie Państwu podziękować za zaufanie, którym mnie obdarzyliście czytając moje wypociny. Nie czujecie tego, ale nadawaliście mojej pracy sens, a zwłaszcza w momentach, gdy przejawialiście swoją wyjątkową aktywność pod moimi tekstami. Za każde dobre słowo i konstruktywną krytykę – serdeczne dzięki. Dzięki za każdy hejt w moją stronę – dawał dużo uśmiechu i powodów do prowadzenia cyklu publicystycznego w dużej mierze piętnującego wady społeczne. Szczególne podziękowania ślę do mojego redakcyjnego zespołu. Zarówno do tych, z którymi zaczynałem, jak i do tych, z którymi kończę. Wy wywieraliście na mnie mniejszy lub większy wpływ. W każdym razie w jakimś tam procencie jestem tegoż wpływu efektem. Dziękuję wszystkim kolegom z lokalnych mediów. Z Was mogłem brać przykład i dzięki części z Was wiem, jakim dziennikarzem nie być. To cenna lekcja. Dziękuję lokalnym politykom, którzy zawsze przychylnie patrzyli w moją stronę i nie skąpili komentarzy do spraw bieżących, które opisywałem. Dziękuję też tym radnym czy parlamentarzystom, co mnie nie lubią. Zawsze lubiłem was opisywać z szyderczym uśmieszkiem na twarzy. Spośród tego grona chciałbym wymienić trójkę: Macieja Cichowicza, Przemysława Termińskiego i Joannę Scheuring-Wielgus. Jesteście Państwo nieskończoną studnią tematów. Dzięki, że jesteście jacy jesteście!
Nie sposób wymienić wszystkich, którym chciałbym podziękować. Podejrzewam, że wszystkich nawet pewnie nie pamiętam. Zakończę więc krótko: DZIĘKI TORUŃ! Było fajnie.
Jeszcze o mnie usłyszycie.