Dziś w Debreczynie miał się odbyć turniej finałowy Mistrzostw Europy Par, w którym startuje Rosja z Grigorijem Łagutą w składzie. Z racji złej pogody organizatorzy zdecydowali się przełożyć zawody na niedzielę, czyli ten sam dzień, w którym odbędą się decydujące mecze PGE Ekstraligi. Mimo to zawodnik KS Toruń zdecydował się pozostać w Debreczynie…
Śmiało można powiedzieć, że swoją decyzją Grigorij Łaguta wystawił toruńską drużynę. Jego nieobecność w składzie to duża strata, nawet jeśli poprzednie jego spotkanie w barwach „Aniołów” było w wykonaniu Rosjanina fatalne. Łaguta nieraz przecież pokazywał, że potrafi się zrehabilitować i jeden nieudany mecz wynagrodzić znakomitym następnym występem. Tymczasem sam sobie nie dał szansy na poprawę i został na Węgrzech…
– Trochę nas „wystawił” – powiedzał w rozmowie z WP Sportowefakty.pl Jacek Gajewski, menedżer KS Toruń.- Raz już tak było przy okazji Pucharu Świata, a teraz sytuacja się powtarza. Wychodzi na to, że mało poważnie traktuje klub i drużynę. O jego występie w Debreczynie dowiedziałem się dopiero w czwartek. Nie za bardzo to wszystko rozumiem. Ta impreza była dla niego aż tak ważna? Ja byłem jego decyzją bardzo zdziwiony. Emil Sajfutdinow czy jego brat Artiom nie jeżdżą w takich zawodach, a on tłumaczy się tym, że nie chce mieć problemów ze swoją federacją. To kolejny minus w kontekście jego przyszłości w Toruniu. I to bardzo duży. Zastanawiam się, co byśmy zrobili, gdyby niedzielny mecz toczył się o inną stawkę i mielibyśmy szansę na jeden medali lub mistrzostwo Polski.
Luka w składzie pozostawiona przez Grigorija Łagutę zostanie zapełniona jednym z juniorów toruńskiej drużyny. Działacze rozważali również ściągnięcie do Tarnowa Bradd’yego Kurtza, ale niestety Australijczyk ma zaplanowane zawody w Anglii i występ w Polsce wiązałby się ze sporym problemem logistycznym.