Napięta sytuacja w MZK nie ulega poprawie. Z pracą musiał się pożegnać jeden z kierowców i głównych aktywistów, czym podburzono tamtejszy związek zawodowy
Niezadowolenie wśród kierowców narasta od dłuższego czasu, a punktem zapalnym była obiecana premia świąteczna, która w wysokości zaledwie 100 zł wpłynęła dopiero 6 stycznia. Do sprawy dotarła redakcja chillitoruń.pl. Więcej o tym przeczytacie tutaj.
W MZK znów zawrzało
W lutym do NSZZ „Solidarność” w MZK dołączyło 150 pracowników. Po niełatwych negocjacjach związkowcom udało się wywalczyć podwyżki w wysokości od 200 do 400 zł brutto. Z pracą pożegnał się jednak jeden z głównych aktywistów Adam Siwik.
– Nie przedłużono z nim umowy – mówi Piotr Zieliński, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w MZK w Toruniu. – Nie spodziewałem się, że prezesi będą mieli czelność to zrobić. Nie było do niego żadnych uwag czy zastrzeżeń. Moim zdaniem chodzi głównie o to, że był sygnatariuszem porozumienia o te podwyżki, które wejdą w lipcu. Adam był przecież wzorowym pracownikiem. Potrafił za to przedstawić swoje zdanie i był w zarządzie naszego związku…
Jak informuje nas MZK, umowy na czas określony – a taką miał Adam Siwik – zgodnie z prawem zawiera się do 33 miesięcy. Zarząd nie podjął decyzji o przedłużeniu współpracy, jednak nie ma to związku z jego działalnością w zakładowej „Solidarności”. Pojawia się pytanie, czy w sytuacji dużych braków kadrowych było to słuszne działanie.
– Od lat pracujemy nadgodzinami – skarży się Piotr Zieliński. – Miesięcznie mamy ich około 30, niektórzy podobno dochodzą nawet do 50. Non stop jesteśmy w pracy, a ona nie jest wcale łatwa. Trzeba wstać o 3 w nocy, przygotować autobus i dopiero ruszyć w trasę. Po zjeździe musimy jeszcze zatankować i przejść przez przegląd. Dziennie nie ma nas w domu w sumie 12 godzin.
Ze strony MZK słyszymy, że problem nadmiernych wakatów dotyczy też inne miasta, a w Toruniu obecnie szkoli się 13 nowych kierowców. Nasz rozmówca zwraca także uwagę na słaby tabor.
– Jest dużo starych autobusów, które nie raz psują się podczas kursu – dodaje Zieliński. – Jesteśmy jedynym miastem w Polsce, które jeszcze obsługuje Jelcze. W centrum jeżdżą 20-letnie „kopciuchy”, których moim zdaniem już dawno nie powinno być na tych ulicach. Również kwestia zaplecza technicznego pozostawia wiele do życzenia. Ostatnio jeden mechanik, zarabiający średnio 2 tys. zł miesięcznie, w ciągu nocy miał naprawić usterki w około 15 autobusach. Sytuacja nie do pomyślenia.
Warto pamiętać, że do końca roku w Toruniu pojawi się 35 nowych autobusów niskopodłogowych, z czego 14 będzie wyposażonych w silnik hybrydowy. Zdaniem Piotra Zielińskiego do zakupów dochodzi jednak zbyt rzadko. Każdego roku powinno być odnawiane 10 procent taboru.
Czy dojdzie do strajku?
Piotr Zieliński jasno podkreśla, że związkowcy chcą uniknąć takiego rozwiązania.
– Takie były pogłoski młodych kierowców pod wpływem zwolnienia Adama Siwika – wyjaśnia nasz rozmówca. – Strajk to ostateczna forma protestu. Na to musi się złożyć wiele czynników. Na początku negocjacji podkreśliliśmy, że chcemy toczyć merytoryczne rozmowy, które poprawią warunki pracy i kwestie płacowe. Nie chcemy żadnych strajków i rewolucji, chyba że nie dojdzie do żadnego porozumienia. Na razie nikt o tym nie myśli.
We wrześniu dojdzie do kolejnych negocjacji. Związkowcy będą walczyć o podwyżki na rok 2019.
– Będziemy chcieli przedstawić kilka punktów, które powinny być ustawowo zapisane – kończy Piotr Zieliński. – W tej chwili „na papierze” mamy jedynie zagwarantowany regulamin płac. Nie dążymy do nie wiadomo jakich pensji, ale sukcesywnego podwyższania, by ustanowić odpowiedni pułap. Chcemy zwrócić uwagę nie tylko naszych pracodawców, ale też miejskich urzędników. MZK podlega przecież miastu, które powinno lepiej o to wszystko dbać.