Po ostatniej, niezbyt pozytywnie odebranej części „Pitbulla”, stery od Patryka Vegi przejął Władysław Pasikowski. Król kina akcji miał poukładać wszystko niemal od nowa. Wrócili starzy znajomi i powstał zupełnie nowy obraz
Ginie policjant – Soczek. Jego koledzy zgodnie twierdzą, że sprawa jest honorowa. Skoro już tak, to do akcji muszą wkroczyć profesjonalni wyjadacze. Reżyser Władysław Pasikowski zgrabnie przemycił informacje, czemu tym razem nie będzie z nami Majamiego i Gebelsa. Nic straconego – w zamian dostajemy Despero (Marcin Dorociński), Metyla (Krzysztof Stroiński) i Nielata, przechrzczonego na Quantico (Rafał Mohr). Ten ostatni zmienił się nie do poznania. Przeszkolony przez FBI, zdecydowany, wiedzący o co mu chodzi.
Scenarzyści wykorzystali do historii wojnę między Pruszkowem a Wołominem. Role gangsterów przyjęli m.in. Cezary Pazura, Adam Woronowicz oraz ku zaskoczeniu wielu… Doda.
Film w stosunku do „Nowych porządków” oraz „Niebezpiecznych kobiet” zmienił się diametralnie. Pasikowski nadal wykorzystuje rzecz jasna cięty humor, ale żarty są mniej prostackie i reżyser ma dużo lepsze wyczucie momentów, w których należy nimi zagrać. Świetnie odnalazł się tutaj Marcin Dorociński, który ze swoją mimiką doskonale współgra z tekstem.
I tylko scenariusza szkoda
Wspomniany wyżej Marcin Dorociński i Krzysztof Stroiński błyszczą formą. Bez zaskoczenia – to na ich barkach spoczywa dobre wrażenie z gry aktorów. Czego natomiast zabrakło? Scenariusz jest prosty jak konstrukcja cepa. Ani przez moment nie ma wielkiej tajemnicy. Despero, który jest tajnym agentem w szeregach mafii może się w tym połapać równie szybko jak widzowie. Pasikowski sięga po sprawdzony schemat – a to pokazuje korupcję na szczeblu politycznym, a to odwija afery znane nam z życia publicznego i wreszcie serwuje widzom pełne ognistego języka dialogi między ciemną stroną mocy.
Wśród gangsterów często pojawiają się postaci, którym widz nieświadomie nawet kibicuje, bo po prostu da się ich lubić. W przypadku „Ostatniego psa” tak nie jest. Doda w roli przebojowej Miry wypada mało autentycznie, zaś Cezary Pazura i Adam Woronowicz to w mojej opinii największe rozczarowanie filmu. Stać ich na zdecydowanie więcej, a Pasikowski nie dał im nawet zbyt wielkiego pola do działania. O ich postaciach najprawdopodobniej zapomnimy 20 minut po seansie i znów wrócimy do sięgającego po alkohol Metyla, czy dzielnego Despero.
Mimo wszystko – twórca „Psów” i „Krolla” osiągnął sukces. Rozpoczął proces powrotu „Pitbulla” na właściwe tory, a z pewnością po koszmarnie nieskładnych „Niebezpiecznych Kobietach” nie było to zadanie łatwe. Na początek naprawiono klimat i wykonawców. Jestem przekonany, że wkrótce pójdą za tym także ciekawsze historie. Koniec końców – fani serii będą zadowoleni, a i ludzie narzekający na poziom poprzednich filmów może przestaną kręcić nosami.