[RECENZJA] „Pitbull. Ostatni Pies” – przejęcie władzy

0
4744
"Pitbull. Ostatni pies" (fot. Youtube)

Po ostatniej, niezbyt pozytywnie odebranej części „Pitbulla”, stery od Patryka Vegi przejął Władysław Pasikowski. Król kina akcji miał poukładać wszystko niemal od nowa. Wrócili starzy znajomi i powstał zupełnie nowy obraz

Ginie policjant – Soczek. Jego koledzy zgodnie twierdzą, że sprawa jest honorowa. Skoro już tak, to do akcji muszą wkroczyć profesjonalni wyjadacze. Reżyser Władysław Pasikowski zgrabnie przemycił informacje, czemu tym razem nie będzie z nami Majamiego i Gebelsa. Nic straconego – w zamian dostajemy Despero (Marcin Dorociński), Metyla (Krzysztof Stroiński) i Nielata, przechrzczonego na Quantico (Rafał Mohr). Ten ostatni zmienił się nie do poznania. Przeszkolony przez FBI, zdecydowany, wiedzący o co mu chodzi.

Scenarzyści wykorzystali do historii wojnę między Pruszkowem a Wołominem. Role gangsterów przyjęli m.in. Cezary Pazura, Adam Woronowicz oraz ku zaskoczeniu wielu… Doda.

Film w stosunku do „Nowych porządków” oraz „Niebezpiecznych kobiet” zmienił się diametralnie. Pasikowski nadal wykorzystuje rzecz jasna cięty humor, ale żarty są mniej prostackie i reżyser ma dużo lepsze wyczucie momentów, w których należy nimi zagrać. Świetnie odnalazł się tutaj Marcin Dorociński, który ze swoją mimiką doskonale współgra z tekstem.

I tylko scenariusza szkoda

Wspomniany wyżej Marcin Dorociński i Krzysztof Stroiński błyszczą formą. Bez zaskoczenia – to na ich barkach spoczywa dobre wrażenie z gry aktorów. Czego natomiast zabrakło? Scenariusz jest prosty jak konstrukcja cepa. Ani przez moment nie ma wielkiej tajemnicy. Despero, który jest tajnym agentem w szeregach mafii może się w tym połapać równie szybko jak widzowie. Pasikowski sięga po sprawdzony schemat – a to pokazuje korupcję na szczeblu politycznym, a to odwija afery znane nam z życia publicznego i wreszcie serwuje widzom pełne ognistego języka dialogi między ciemną stroną mocy.

Wśród gangsterów często pojawiają się postaci, którym widz nieświadomie nawet kibicuje, bo po prostu da się ich lubić. W przypadku „Ostatniego psa” tak nie jest. Doda w roli przebojowej Miry wypada mało autentycznie, zaś Cezary Pazura i Adam Woronowicz to w mojej opinii największe rozczarowanie filmu. Stać ich na zdecydowanie więcej, a Pasikowski nie dał im nawet zbyt wielkiego pola do działania. O ich postaciach najprawdopodobniej zapomnimy 20 minut po seansie i znów wrócimy do sięgającego po alkohol Metyla, czy dzielnego Despero.

Mimo wszystko – twórca „Psów” i „Krolla” osiągnął sukces. Rozpoczął proces powrotu „Pitbulla” na właściwe tory, a z pewnością po koszmarnie nieskładnych „Niebezpiecznych Kobietach” nie było to zadanie łatwe. Na początek naprawiono klimat i wykonawców. Jestem przekonany, że wkrótce pójdą za tym także ciekawsze historie. Koniec końców – fani serii będą zadowoleni, a i ludzie narzekający na poziom poprzednich filmów może przestaną kręcić nosami. 7

Tekst powstał we współpracy z siecią kin Cinema City
Tekst powstał we współpracy z siecią kin Cinema City