Nie będzie dziś żużla. Najzwyczajniej w świecie nie chce mi się komentować wczorajszego wyczynu „Aniołów nielotów”. Powtarzałbym się tylko. W dodatku dowiedziałem się, że w moich żużlowych tekstach przemawia przeze mnie mściwa satysfakcja, więc może poczekam aż Get Well – nie daj Boże – spadnie na dno tabeli, by ci, którzy im jeszcze wieszają medale na szyi, przestali to robić i zaczęli trzeźwo patrzeć na toruński speedway
Będzie dziś o czymś zgoła innym. Trochę o hipokryzji, nieco o wymyślaniu na szybko różnorakich głupot i kolejnej próbie gaszenia pożaru przez premiera Mateusza i jego współpracowników. A że ze środowiskiem, którego temat dotyczy, jestem mocno związany, toteż pozwalam sobie zabrać głos.
Jakiś czas temu w polskim sejmie doszło do powtórki sytuacji z 2014 roku. Do bram sejmowych zapukali rodzice wraz ze swoimi niepełnosprawnymi dziećmi i bez zbędnych pytań weszli do środka, by słusznie domagać się swoich praw. Podobnie jak wtedy – poszło o zwiększenie renty poziomu socjalnego. Wówczas Donald Tusk naobiecywał gruszek na wierzbie, a ostatecznie była co najwyżej jarzębina, czyli podwyższenie renty o kilkadziesiąt złotych. Podobnie zrobiło PiS, które na początku swojej kadencji podwyższyło rentę o niecałą stówkę, by spełnić wyborcze obietnice i przez ostatnie dwa lata niepełnosprawnymi się za bardzo nie interesować. Ot, zamiast zajmować się realnymi problemami i pogrubianiem portfeli Polaków, PiS zaczęło pucować polską historię i to tak, że mucha siadać nie miała. Ostatecznie wiemy, że wokół tego pucowania narosło wiele bubli, kompromitacji, kontrowersji…
Niepełnosprawni i ich rodzice walnęli w końcu pięścią w stół i powiedzieli: basta! I słusznie. W końcu Andrzej Duda, a potem PiS, w swojej kampanii obiecywali, że sytuacja osób niepełnosprawnych się polepszy. Co prawda renta została zwiększona o śmieszne pieniądze do jeszcze śmieszniejszej kwoty, ale sytuacja jakoś niezbyt się poprawiła. Ogólnie cała ta sytuacja to jakaś groteska. Z jednej strony mamy do czynienia ze sfrustrowanymi rodzicami osób niepełnosprawnych, którzy ze łzami w oczach domagają się od przedstawicieli państwa godnego życia ich dzieci oraz ich samych. Z kolei ci przedstawiciele robią mądre i współczujące miny i proponują… podatek daninowy, który mieliby płacić najbogatsi Polacy.
I tutaj dochodzimy do sytuacji, która nie powinna mieć nigdy miejsca. Oto Państwo zagląda w portfele swoich obywateli i każe im płacić pieniądze na innych, obcych ludzi, wbrew woli potencjalnych płatników. Trzeba powiedzieć sobie wprost – to jakiś ponury żart i robienie sobie jaj z ludzi, którzy często ledwo wiążąc koniec z końcem, skorzystali z prawa obywatelskiego i przyszli protestować do sejmu. Nade wszystko jest to jednak kolejne pokazanie słabości, które PiS powinien głęboko chować. Bo tą propozycją najwyżsi urzędnicy państwowi pokazali, że w budżecie nie ma miejsca na to, by zapewnić dobry byt osobom niepełnosprawnym. Skoro zatem my nie mamy kasy, to weźmy ją innym! Czy jednak naprawdę tych pieniędzy nie ma? Przecież to nikt inny, ale właśnie politycy Prawa i Sprawiedliwości non-stop powtarzają, że pieniądz krąży w gospodarce i nie przepada, bo jest w czymś ulokowany. Na przykład w samochodach służbowych, które do swojej dyspozycji ma w tym kraju byle urzędas z instytucji państwowych. I umówmy się – żaden z tych samochodów to nie Opel Astra, jakim jeździ teraz zrekonstruowany Jan Szyszko. Warto by się również zastanowić, czy aby nie za dużo jest niepotrzebnych etatów. Co prawda, ostatnimi czasy w resortach zostały porobione czystki, ale chyba nikt nie zaprzeczy, że podsekretarzy stanu (ministrami zwanymi) jest chyba jeszcze ciut za dużo. I tak nikt nie wie o ich istnieniu, ani tym bardziej, czym oni w ogóle się zajmują. Ja też nie wiem, a wierzcie mi państwo – widuję ich częściej niż bym chciał.
Reasumując – można zatem znaleźć pieniądze. Podałem tylko dwa przykłady skąd je wziąć, a wiadomo przecież, że gdyby tak pomyśleć kilka minut dłużej, to znalazłoby się tych przykładów jeszcze z kilkanaście albo i więcej. Po co wkurzać bogatych i wpływowych ludzi i kazać im płacić na obce sobie osoby? Przecież niepełnosprawność zazwyczaj nie jest niczyją winą. A już na pewno nie bogaczy, z którymi – jak pokazuje historia – lepiej dobrze żyć.
Zaraz ktoś pomyśli, że potrafię tylko hejtować pisiorów. Nie, nie. Chwalić też umiem. Podoba mi się idea programu Dostępność +, o którym w tym tygodniu ma być dość głośno. Zakłada on poprawienie komfortu poruszania się w przestrzeni publicznej m.in. osób niepełnosprawnych. I fajnie – niech zostanie wprowadzony w życie. Ale skoro na polepszenie infrastruktury dla kalek środki się znalazły, to na poprawę ich życia również powinny, prawda?
Na koniec zostawiłem sobie – jakby to powiedział Tomek Hajto – truskawkę na torcie, a więc Himalaje hipokryzji, które dopełniają groteski z ostatnich dni. Oto w walkę o prawa niepełnosprawnych włączają się politycy opozycji z Joanną Scheuring-Wielgus na czele. Ja tylko przypomnę, że to pani, która aktywnie wspiera Czarne Marsze mające promować aborcję m.in. w momencie, kiedy istnieje prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się… niepełnosprawne. Doprawdy, obrzydliwa hipokryzja. Cała ta sytuacja z niepełnosprawnymi i toruńską posłanką jako żywo przypomina (i – jak sądzę – w rzeczywistości tym jest) szukanie możliwości sfotografowana się wraz z potrzebującymi obywatelami i wykorzystania tego w kampanii wyborczej. Bo przecież skoro z niepełnosprawnymi spotkali się już Andrzej Duda, Mateusz Morawiecki i Elżbieta Rafalska, to chyba nic już tam po pani poseł Joannie. Chodzi jednak o efekt końcowy takiej zagrywki. A ten będzie taki jak zawsze – ci, z którymi się fotografowano zostaną z niczym, a ci polityczni altruiści obronią swoje posadki.