Być może mam tutaj czytelników, którzy lubią sobie czasem poczytać o toruńskich absurdach zebranych w felietonie. Ci może pamiętają cykl „Co ma piernik do papryczki?”, który nie tak dawno prowadziłem na tych łamach. Już wtedy pisałem, że lokalne media lecą jakościowo na łeb na szyję. Wręcz pikują z zawrotną prędkością. Miałem wówczas nadzieję, że nigdy nie popełnię tekstu pod niniejszym tytułem, który oczywiście służy wyśmianiu nieudolnego tworzenia nimbu tajemniczości i zaciekawieniu (zażenowaniu?) czytelnika. No i wykrakałem. Bo skoro to czytacie, to znak, że toruńskie media nie dość, że sięgnęły dna, to jeszcze się przez nie przebiły i brną przez muł jeszcze niżej
No więc, gdzie te media? Wielu z Was już pewnie sobie odruchowo w myślach odpowiedziało na to pytanie i wcale się nie pomyliliście. Ja tylko dodam od siebie, że w bardzo ciemnej i głębokiej. Doprawdy, ciężko zrozumieć, dlaczego w dość dużym mieście jakim jest Toruń, z cudem graniczy przeczytanie czegoś ciekawego. Reportażu, wywiadu, fajnej recenzji. Czegoś, co wymagałoby głębszego zastanowienia po lekturze. Zamiast tego zewsząd atakują nas prymitywne nagłówki typu „Nie uwierzysz, co zrobił Iksiński!”, „Ile oni zarabiają?! Sprawdź portfele księży!”, „Tego jeszcze nie było, zobacz…”, „On to powiedział! MAMY WIDEO!!!” Osobiście moim faworytem po dziś dzień jest „artykuł” o Sebie i Karynie, których pies narobił w środku tramwaju, który przed kilkoma miesiącami pojawił się na portalu, którego nazwę codziennie wymawiamy wszyscy z kimś się witając. Niektóre teksty są tam tak absurdalne, że nie dziwota, że autorzy podpisują się inicjałami. Być może czytelnik ich nie rozszyfruje, czego nie można powiedzieć o kolegach z innych redakcji. I pisanie podobnych farmazonów pewnie byłoby jeszcze dla tych pismaków wstydliwe. Problem w tym, że powoli może się to zmieniać. Żałosne tytuły i pauperyzacja czytelnika poprzez dostarczanie mu dennego contentu stały się obowiązującą w Toruniu regułą. Co rusz, któryś portal wrzuca na Facebooka coraz to bardziej kiepskiego clickbaita.
Ostatnio wyspecjalizowała się w tym najstarsza toruńska gazeta, która również już merytorycznie sięgnęła dna. A niedawno była jeszcze na szczycie. Podobnie jak inne tytuły wydawane przez Polska Press, a tak naprawdę Verlagsgruppe Passau (tak, to ci od Passauer Neue Presse), gazeta wzięła sobie na cel kler. Jest to oczywiście spowodowane niesamowitym larum wywołanym przez nową produkcję Smarzowskiego. Działając w myśl zasady: kuj żelazo póki gorące, toruński Kościół dostaje od redaktorków niemiłosierne cięgi, a rykoszetem obrywają również inne diecezje, a najczęściej ogół duchowieństwa. Oczywiście informacje puszczane w eter z rzetelnością dziennikarską wspólnego wiele nie mają, ale czego się nie robi dla sensacji, prawda? Nawet ludzi można na siebie napuścić.
Pauperyzacja społeczeństwa poprzez media doprowadziła do tego, że czytelnicy (zazwyczaj nagłówków) nie spierają się pod postami, bo ten i ten ma inne poglądy, ale także o to, kto bardziej nienawidzi danego księdza czy polityka, a także, który zrobi mu większą krzywdę. Każdemu kulturalnemu człowiekowi śmierdzi to naruszaniem netykiety i kilkoma paragrafami. O kulturze jednak media również powoli zapominają. Liczy się sensacja! Jak najbardziej absurdalna, wulgarna i ordynarna. A najlepiej dotycząca: a) kleru b) Zaleskiego c) PiS-u d) Morawieckiego jak jeszcze raz przyjedzie do Torunia e) kogokolwiek, byleby było głośno, a ludzie nabijając zasięgi mogli się wyżyć. Największym strzałem w kolano jest wchodzenie z czytelnikami w interakcję w komentarzach i podjudzanie ich jeszcze bardziej. To świństwo. Z dziennikarstwem nie ma nic wspólnego. A takie rzeczy mają miejsce. Poobserwujcie sobie na Facebooku toruńskie media. Jest tego od groma.
Do niedawna ostatnim bastionem normalności były małe portale informacyjne, które jednak stanowiły ważną część lokalnego rynku medialnego. Tam też jednak ludzkie słabości zrobiły swoje i poziom spadł na tyle, że redakcje szorują brzuchem po dnie. I nie można się oprzeć westchnięciu żalu: nawet wy…?
Nasuwa się pytanie, czy o to chodzi w mediach? Odpowiedź jest oczywista i wszyscy ją znamy. Cholera, nie „tak”! Bo choć dzisiaj zaniżanie poziomu w środkach społecznego przekazu jest modne do tego stopnia, że stało się obowiązującą regułą, to trzeba pamiętać, że nigdy nią nie było i być nie powinno! A jeśli tak się dzieje, to znaczy, że ludzie mediów ponieśli klęskę. Osobistą. I to nie jako dziennikarze, operatorzy, montażyści, wydawcy, szefowie stacji, itd. Ponieśli ją jako ludzie właśnie. Bo najpierw trzeba być człowiekiem. A Wam coś się chyba drodzy koledzy pochrzaniło.
P.S. Jasne, że opisane wyżej zjawisko można odnieść do całego kraju. Tylko, że w Toruniu naprawdę było pod tym względem dobrze. Teraz pozostało tylko gorzko zapłakać, bo próżno szukać tych, którzy chcieliby z tandetą walczyć. Brak charakternych. Na przykład dziennikarzy.