Jak Kuba Bogu #7: „Kościół jest święty, ale tworzą go ludzie grzeszni”

0
2019

Od nieco ponad tygodnia w Polsce trwa jakiś niepisany konkurs na dzbana roku. To przedziwny efekt wywoływany przez Wojtka Smarzowskiego za każdym razem, kiedy ten zdecyduje się na nagranie filmu. Wówczas kraj przedziela na pół kurtyna i po jednej z jej stron wszyscy pieją z zachwytu, a ci po drugiej ryczą z żalu. Po obu stronach gros stanowią ludzie, którzy filmu nie obejrzeli, ale w myśl zasady, która stała się w dzisiejszych czasach obowiązującą regułą, „nie widziałem, ale się wypowiem”, zalewają Internety szambem

Nie inaczej jest z najnowszą produkcją Smarzowskiego. „Kler” to film, który został już zrecenzowany dziesiątki razy jeszcze zanim pojawił się na dużym ekranie. Oczywiście zwolennicy Kościoła robili produkcji czarny pijar na szeroką skalę, co jednak bardziej przyczyniło się do zagonienia ludzi do kin. I nie bez racji są głosy mówiące, że gdyby nie jęki np. Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, to być może film aż taką popularnością by się nie cieszył. Z kolei przeciwnicy Kościoła używali sprytnej socjotechniki, by wszyscy zobaczyli jak bardzo Kościół jest skorumpowaną, zakłamaną i rozbestwioną instytucją. Bo przecież „wyjątek potwierdza regułę”. Skoro zatem Smarzol nagrał film o kilku pogubionych księżach, to znaczy, że całe takie środowisko takie jest, prawda? No, nie bardzo.

Efekt wszelkich działań jednych i drugich jest taki, że Smarzowski już odtrąbił sukces, bo jego film w przeciągu niecałych dziesięciu dni obejrzały przeszło dwa miliony Polaków. A skoro obejrzeli, to piszą. Głupoty i duby smalone (to felieton, więc mogę tak sobie napisać). Że „Kler” atakuje wiarę, że jest bezpardonowym i brutalnym atakiem na Kościół Katolicki, że film jest oparty na faktach, że takiego Kościoła to jeden z drugim nie zna, więc cały film to lewackie kłamstwo, że Kościół to tylko pijaństwo, rozpusta i wszelkie inne uciechy, że Szustak to nie powinien być katolikiem, że Smarzol to, że Smarzol tamto, że… Dość! Ludzie drodzy, nie tędy droga! Smarzowski jak zwykle wsadził kij w mrowisko, więc wszystkie te głosy, które wymieniłem powyżej nikogo nie powinny dziwić. On nas do kontrowersji przyzwyczaił. Kiedy jednak patrzę na to szambo, jakie wywaliło w Internecie, to dochodzę do wniosku, że chyba jeszcze nie wszyscy do tych kontrowersji dojrzeli. W najgorszym wypadku wyszli z kina, na gorąco ocenili ten film i teraz jest im trochę głupio, że nie docenili reżysera i na szybko, pod wpływem emocji dokonali oceny. Żywię nadzieję, że tak właśnie jest. Chociaż jak patrzę na prawicowe tuzy, to śmiem wątpić. Posłuchajcie sobie Państwo na przykład mądrości Wojciecha Cejrowskiego, który nie oglądając filmu, wydał na jego temat bardzo obszerną opinię.

Gdzież mi się tam równać z Cejrowskim, czy innymi prawicowymi i lewicowymi (wy wcale lepsi nie jesteście) liderami opinii. Nad wieloma z nich mam jednak dość dużą przewagę, która daje mi możliwość wydania rzetelnej opinii – ja „Kler” obejrzałem. I skoro można o tym filmie napisać byle bzdurę (nieważne, której opcji ma się ona przysłużyć), to i ja coś od siebie dołożę.

Obejrzałem dobry film. Świetnie zagrany, znakomicie wyreżyserowany, z kilkoma mniejszymi bublami fabularnymi. Nie dostrzegłem w nim żadnego ataku na wiarę, a wierzcie mi, że jeśli ktoś atakuje coś, w co wierzę, to potrafi mnie w dołku ścisnąć. Oczywiste jest to, że Smarzowski będąc ateistą chciał pokazać patologię, która ma miejsce wśród kleru. Incydentalnie, ale ma miejsce. Patologię pokazał, wyjaśnił skąd ona może się brać, trochę kilkakrotnie przekoloryzował, przydał nieco groteski (czasem nieco za dużo), pokazał, że księża też ludzie, więc są dobrzy i źli (chociaż z filmu bardziej wynika, że zagubieni) i nie zrobił nic więcej (no może poza niepotrzebnym ciosem wymierzonym w Międlara, który jest już jednak suspendowany, więc wyszła mała wpadka). Co to znaczy? Ano to, że Smarzowski będąc ateistą i jasno opowiadając się po politycznej stronie barykady, w żaden sposób nie pokazał swoich sympatii i nie dał do zrozumienia, że Kościół to zło konieczne, które trzeba zwalczyć, bo jest siedliskiem dewiacji wszelakich. A przecież takie były przed filmem obawy. Media huczały, że Kościołowi grozi lincz! Być może by tak było, gdyby wyreżyserował to ktoś inny. Lecz nie Smarzowski. Oj nie. To jest za dobry reżyser, by sobie pozwolić na takie coś.

Tak jak stoi w tytule: „Kościół jest święty, ale tworzą go ludzie grzeszni”. Warto zwrócić uwagę tutaj na dwa słowa: „ludzie” i „grzeszni”. Kościół tworzą ludzie, tacy jak my wszyscy. Upadający i to niemal codziennie. Grzeszni. Gdyby tak nie było, wówczas posługa kapłańska straciłaby sens i mam tu na myśli sakrament pokuty. Ludzie grzeszni tworzący Kościół – oni byli od Jego początków. Są i teraz. A że świat staje się coraz bardziej zdemoralizowany, to i pokusa większa i szatańskie podszepty coraz wyraźniejsze. Nie mam tu zamiaru bronić kapłanów, którzy dopuścili się np. pedofilii, ale zwrócić uwagę, że problem przestępstw i wykroczeń w Kościele istnieje, co przyznaje samo duchowieństwo vide ojciec Adam Szustak przez prawicowców odsądzony od czci i wiary za to, że się wybrał na „Kler” i to w habicie! Od prywatnych rozmów z duchownymi wiem, że przypadki pokazane w filmie się zdarzają. Czasem nawet rzeczy gorsze. Jednak incydentalnie. Wyjątek nie potwierdza reguły! Sam znam inny Kościół niż ten, który pokazuje Smarzowski. Sam znałem księdza, który doczekał się potomka. I podobnie jak duchowny grany przez Roberta Więckiewicza w filmie, wziął na barki odpowiedzialność, porzucił stan duchowny, wziął się za stworzenie rodziny i wychowanie dziecka. Bo Kościół tworzą ludzie grzeszni, w których jednak jest sporo moralności. I o tym należy pamiętać, jeśli chce się rozmawiać o „Klerze”.

Trzeba go obejrzeć, by się przekonać, że on Kościołowi nie zagraża, ani go nie ośmiesza. Ośmieszają go Ci, którzy nawołują do bojkotowania filmu, często nie wiedząc, co bojkotować. I gwoli sprawiedliwości – ci, którzy namawiają, by pójść do kina i zobaczyć „jak naprawdę jest” ośmieszają sami siebie. Kościołowi nie zagrozicie. Ani Wy, ani „Kler”. Film jest naprawdę doby i tylko od światłości umysłów ludzi zależy, jak go odbiorą. Zasugeruję jedną z możliwych opcji – odbiór filmu jako okazji do nawrócenia. Chociaż refleksji. Bo nie sposób tego uniknąć po jego obejrzeniu. Amen.