Powiem szczerze, że jeszcze kilka dni temu nie miałem w planach napisania dzisiejszego odcinka. Miał się nim zająć mój redakcyjny kolega Mateusz Bąk, albowiem dopadła mnie jakaś taka niemoc twórcza. Pewne okoliczności sprawiły jednak, że wróciło mi nieco wigoru i co Wam powiem, to Wam powiem, ale Wam powiem. Miniony tydzień co prawda nie obfitował w wydarzenia wielkiej wagi, ale te, które miały miejsce zasługują na parę zdań
Miasto
Coraz ciekawsza robi się afera o nazwę dla Osiedla JAR. Najpierw z propozycją nowej nazwy wyszedł Instytut Pamięci Narodowej. Mieszkańcy jednak w dość zdecydowany i pozostawiający wiele do życzenia sposób stwierdzili, że nazwa Osiedle Wolności ani trochę im nie pasuje i w ogóle to JAR to jest bardzo fajna nazwa. Ich głos popiera toruńska Nowoczesna, która ma za złe toruńskim przeokropnym pisiorom, że przypominają mieszkańcom o historii tego miejsca, bo przecież gdyby tego nie zrobili, to lud dalej by myślał, że nazwa osiedla wzięła się od… jaru, czyli rozpadliny w ziemi, a nie do Jednostki Armii Radzieckiej. Ja naprawdę nie wiem jak to skomentować. Ich propozycja nazwy też na kolana nie powala, a wręcz sprawia, że twarz mimowolnie ląduje w dłoniach. Osiedle Jutra Aktywnych Rodzin. Podobnie jak Nowoczesna, też nie jestem dobry w wymyślaniu nazw, więc chyba stanąć w konkury i zaproponować swoją nazwę mogę, prawda? Zatem wymyśliłem sobie, coby to miejsce internetowej batalii o nazewnictwo stanowiło pomnik dla niej i nazywało się Jarem Antypatii Rodzimej. Skoro Nowoczesna chce jaru, to jar dostanie i to w nazwie i skrótowcu! Tak na pamiątkę całej tej nazewniczej hecy. Tylko dlaczego mam takie dziwne wrażenie, że ten pomysł nie przejdzie?
Jak grom z jasnego nieba gruchnęła wieść, że źle się dzieje znienawidzonemu w Toruniu Romanowi Karkosikowi. Prawdę powiedziawszy nie znam nikogo, kto by nie miał mu za złe hecy, którą odstawił kilka lat temu podczas finału Ekstraligi Żużlowej w Zielonej Górze. Dlatego też się nie dziwię psioczeniu torunian na niego w chwili, kiedy został skazany przez sąd za manipulacje giełdowe akcjami Boryszewa (chociaż przyznaję, że to jednak niesmaczne, ale u wielu mieszkańców to niestety norma. Nie wierzycie? Zajrzyjcie na fejsika jakiegokolwiek toruńskiego portalu i spróbujcie nie palnąć ręką w stół). Tak czy siak karma do Romusia wróciła. Chociaż trzeba też realnie przyznać, że w postaci kary, której chyba nawet nie zauważył. Zatem Karkosik w tej sytuacji może zapłacić sankcje i zanosić się od śmiechu, że to jest temat numer jeden dla mediów. Eh, ciężkie to życie dziennikarza. Stara się człowiek dostarczać ważnych informacji, a po przemyśleniu pewnych faktów zdaje sobie sprawę, że to de facto tylko tania sensacja.
Gwałtu rety! Te przebrzydłe polityki i architekty znowu chcą nam szpecić Toruń jakimiś tam wieżowcami. Kilka miesięcy temu pisałem o dwóch takich, co miałyby stanąć w okolicach Placu Daszyńskiego, co oczywiście wywołało w znacznej większości ból części ciała, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Bo w imię czego coś miałoby zastąpić nic? Teraz są plany postawienia kolejnego wieżowca na działce zlokalizowanej 15oo metrów od Starówki. Oczywiście wylało się już na ten pomysł wiadro pomyj, bo przecież wiadomo, że nic jest lepsze od czegokolwiek. A ja tam znowu nie mam nic przeciwko. Połączenie nowoczesności z historią to zabieg stosowany w wielu miastach i wygląda to całkiem ładnie. Sądzę, że taka zgrabna budowla ubogaci tylko nasze miasto. A zdaje się, że ubogacanie to teraz całkiem modna rzecz, prawda?
Polityka
Jesteśmy po trzech kongresowych dniach, jakie ostatnio miały miejsce w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej należącej, jak to podają wszystkie „rzetelne” media, do ojca Tadeusza Rydzyka. Chociaż oni tam wolą pisać „Rydzyka” czy „właściciela Radia Maryja”. Z okazji kongresów Toruń w ostatnich dniach odwiedziła cała chmara VIPów z Beatą Szydło na czele. Wraz z nią zjawili się m.in. Mati Morawiecki, Beata Kempa (ponoć to dobry ministrant Padre Direttore), Jarek Sellin, Mariusz z „Ucha” Prezesa oraz Stasiek Karczewski – tym razem bez laski marszałkowskiej. Naturalnie sama obecność w naszym mieście tych wstrętnych, a fee, pisiorów wzbudziła oburzenie w dużej części mieszkańców i cóż z tego, że podczas kongresów w WSKSiM debatowano nad ważnymi kwestiami, a Toruń z tej okazji odwiedziły zagraniczne autorytety naukowe. Mówiono o Polakach ratujących Żydów, ludzie dawali świadectwa swojego życia w trakcie holokaustu, poruszano kwestie dialogu polsko-żydowskiego. Dzień wcześniej mówiono o niepodległości, która już za kilkadziesiąt dni będzie miała dla Polski fundamentalne znaczenie, bo 2018 rok będzie rokiem stulecia odzyskania tejże. Tymczasem w Toruniu jest to bagatelizowane i sprowadzane do szukania „sensacji historycznych” jak to ujął jeden z naszych Czytelników wczoraj wieczorem w swoim komentarzu na naszym fejsiku. Wracając jednak do tematu i podsumowując moją refleksję. Przykre jest to, że na przekazywanie prawdy historycznej i poruszanie ważkich tematów na konferencjach ludzie dalej patrzą przez pryzmat koloratki i przepastnego portfela ojca Rydzyka. A tak prawdę powiedziawszy, to ciężko o większe urojenia.
No, ale wracam już do swojej typowej retoryki i na boku zostawiam odbiór kongresów organizowanych przez WSKSiM. Poza ciekawymi wystąpieniami działo się całkiem sporo. Wiem, bo byłem! Absolutnym hitem było wyrzucenie dziennikarza Wirtualnej Polski, który nie mając akredytacji wykonywał czynności służbowe, by naturalnie sprowokować do wyrzucenia go z sali, co też miało miejsce. Tenże sam niedługo później wysmarował całkiem ckliwy tekst, w którym charakteryzuje się na męczennika. Powiem szczerze, całkiem śmiesznie się to czyta, a zwłaszcza jeśli się jest na niemalże każdym kongresie organizowanym przez toruńską uczelnię. Polecam lekturę, a nade wszystko podjęcie refleksji nad nią!
A tak na marginesie – czytałem teksty o ostatnich dwóch konferencjach na WSKSiM napisane przez toruńskie media. Powiem krótko: beznadzieja i małostkowość.
Zostawiam już ojca Tadeusza, jego uczelnię, kongresy i inne pochodne tematy i przechodzę do naszej Lśniącej Głowy Miasta. Tylko jak zostawić w spokoju ojca Rydzyka, skoro El Presidente był gościem na kongresach WSKSiM? Zaprawdę, wszędzie podstępne macki z Portu Drzewnego już sięgnęły. Tak czy siak El Presidente w ubiegłym tygodniu świętował 15-lecie swojego urzędowania na stanowisku Prezydenta Miasta Torunia. Znaleźli się malkontenci, którzy twierdzą, że to czas wsteczności dla naszego miasta, ale ja im odpowiadam krótko: nie znacie się! Czas dla Was na usuwanie fejsików, pakowanie maneli i lot do Honolulu, bo tutaj się zapowiada jeszcze jedna kadencja naszego Szefa Miasta. Pewnie teraz część zarzuci mi stronniczość i inne takie brednie, ale powiem tak: ja tam Pana Prezydenta lubię i szanuję, i życzę mu dobicia do dwudziestki w swoich rządach. A tak w ogóle, to chyba taka opcja robi się coraz bardziej realna. Poparcie dla Lśniącej Głowy Miasta rośnie i w tej chwili przedstawia się to tak:
Michał Zaleski
.
.
.
.
.
.
.
Bardzo długo NIC
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Marcin Czyżniewski
.
.
.
.
.
.
.
Znowu NIC
.
.
Reszta, która nawet nie stanowi tła dla El Presidente.
Coś mi się wydaje, że gdyby nie ta kaczystowska dwukadencyjność, to Zaleski miałby szansę na kolejne piętnaście lat.
Informujemy, że niniejszy cykl ma jedynie charakter satyryczny i bynajmniej jego celem nie jest obrażanie kogokolwiek. Nasza obserwacja toruńskiej sceny politycznej, sportowej czy kulturalnej skutkuje tym, że dopatrujemy się pewnych sytuacji, które nawet jeśli dotyczą rzeczy ważkich, to można je zamienić w żart. Zdajemy sobie sprawę, że wielu ludzi, w tym naszych Czytelników, ma różne poglądy, dlatego nie chcemy ich w żaden sposób urazić, a jednie ukazać weselsze spojrzenie na pewne kwestie. Tym samym zachęcamy do lektury naszego cyklu.