O królu hejtu…

0
2658

…co umoralniać przybywa. Takie jest bowiem najnowsze hobby Jarosława Kuźniara, który mimo niewyczerpanej przepychaniny gorących tematów w mainstreamie, potrafi gdzieś wcisnąć swoją fizyczną postać i werbalizować mentalność wobec zainteresowanych

Postać, której nikomu przedstawiać nie trzeba, bo już dawno istnieje na branżowej scenie. Problem pojawia się jedynie, do której konkretnie go przypisać. Istnieje wiele płaszczyzn, na których wyżej wspomniany się realizuje z większym lub mniejszym powodzeniem. Ostatnio pokazał się również na wykładzie TEDx w Toruniu, gdzie przekazywał publiczności swoje doświadczenia, ze sporą dawką rozrywki. Jedno pozostaje niezmienne, zawsze robi wokół siebie szum. Tak było również w przypadku wspomnianego wykładu, który za kilka chwil przytoczę. Zanim jednak to zrobię, puśćmy wodze fantazji…

POFANTAZJUJMY

Wyobraźmy sobie wszyscy pewną postać. Personalizacja dowolna, ale wypadałoby zacząć od imienia. Niech będzie… Czesław. Wydawałoby się, że z pozoru poczciwy i uśmiechnięty jegomość, co niebawem skreśli w kalendarzu swoją czterdziestą wiosnę, prowadzi zwyczajne i proste życie. Nic bardziej mylnego, moi drodzy. Zanim o tym, trochę backgroundu.

Bohater nasz może pochodzić z małej lub dużej miejscowości na południu lub północy Polski, zostawiam dowolność wyboru. W każdym z wariantów można stworzyć odrębne legendy. W przypadku dolnej części kraju, liczne anegdoty o jego rdzennych krajanach, żywiących się i energię pozyskujących z węgla, w przypadku tych drugich, wieczne wilki morskie lub żeglarze, zawijający od portu do portu, snujący swoje opowieści. Centrum i pozostałe regiony wedle uznania. Zatem Czesław to hardy gość, któremu korzenie o nabytej niewrażliwości na powierzchowne rany zapomnieć nie pozwalają. Postanowił, że skoro rachować nie umie, a tradycji regionalnych kultywować nie zamierza, zajmie się czymś lżejszym, co zbytniego wysiłku i ścierania potu z czoła nie wymaga. Sił swoich próbował w radiu, czasem pojawiał się w lokalnej telewizji. Nosił wtedy niemodną już grzywkę dwustronną, która cudownie komponowała się ze zmechaconym swetrem. Jednak otwarta przestrzeń i świeże powietrze zaczęły przeszkadzać w samorozwoju Czesława. Postanowił wtem do większego miasta się przeprowadzić, takiego z możliwościami. Zakasał rękawy i pielęgnował swój aksamitny głos w rozgłośniach dla inteligencji, z którą niejednokrotnie się utożsamiał, więc interes obopólnie był korzystny.

Równia, po której Czesław kroczył ku szczytom kariery, stawała się coraz mniej pochyła. Jego wkład zauważono i dano szansę rozwoju. Przez kilka lat wytrwale współpracował z prężną grupą medialną, wieczorami przy ciepłym kubeczku kakao mądre rzeczy pisywał, a opinię zyskiwał coraz bardziej przychylniejszą. Wygadany, przystrzyżony i grzywki pozbawiony, w schludne ciuszki odziany, szaliczkiem owinięty, powoli zapuszczał korzenie w branży tych największych. W końcu spostrzegł, że los jednak nie obdarował go urodą radiową, więc przed szkłem dumnie zasiadł. Przez wiele wiosen witał widzów z uśmiechem ciepłym przy porannej jajecznicy, czy to w poniedziałek, czy to w niedzielę. Kariera Czesia pędziła już w zastraszającym tempie, a stała praca w sporej firmie z zagranicznym kapitałem, stała się niemalże nieosiągalnym trofeum, które udało się zdobyć. Jednak nadal było mu mało.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a Czesiowy brzuszek jest bardzo pojemny. Nasz nietuzinkowy bohater postanowił, że wejdzie w „Internety”. Znalazł sobie kilka mediów społecznościowych, które były w sam raz. Branża dziennikarska oraz polityczna, to chyba najczęściej cytowane źródła informacji i opinii na tych platformach. Najłatwiej jest się też za ich pośrednictwem skontaktować z samymi zainteresowanymi. Niestety, Czesław chyba nie przewidział, że owe media gwarantują również błyskawiczne sprzężenie zwrotne odbiorców, którzy mogą wyrazić swoje obawy na temat wstawianych treści. Był tym faktem bardzo niepocieszony, ale smutek nie trwał zbyt długo. Odkrył bowiem nasz bohater, że platformy na których publikuje, pozwalają na pełną dowolność w usuwaniu lub blokowaniu niechcianych treści z użytkownikami włącznie. Zestawiając prędkość kręcenia tyłkiem na fotelu przed kamerą, równie błyskawicznie stał się nasz bohater celebrytą. Publikując wieloznaczne i kontrowersyjne treści, czy to obrazkowe, czy też słowne, zaskarbił sobie serca wielu fanów, ale proporcjonalnie tyle samo zyskał przeciwników. Okrasił ich wtedy mianem „hejterów” – czyli osób, które w swoim rozumowaniu uznał za szkalujące i obrażające jego samego, o toku myślenia nie wspominając. Zapomniał jednak, że przecież zaczął napędzać karuzelę odrazy i nienawiści, na którą później sam sprzedawał bilety.

Przysiadł więc nasz Czesio, oparł głowę na aksamitnej dłoni z opuszkami wytartymi od masowego odpisywania swoim adwersarzom i pomyślał – przecież ja się na śmierć zaharuję! Muszę coś wymyślić… – pozostał w zadumie. Nagle go olśniło. Przecież może ogień ogniem zwalczać. Jego reputacja i poziom społecznego zaufania są już na wystarczająco wysokim poziomie, że nikt pewnie nie zauważy zmiany kierunku wiatru, który dmie w jego proporzec. Tak oto nasz Czesław, który sam był pionierem w dziedzinie internetowego obrażania ludzi, postanowił zrobić z siebie męczennika i główną ofiarę tego procederu. Puścił w świat wici, że niebawem stanie się ikoną na miarę naszych nowożytnych czasów, pokazując, że można wszystko. Chętnie udzielał się licznych kampaniach przeciw internetowym oprawcom. Wypowiadał peany o swoich przedsięwzięciach z nadzieją, że za kilka lub kilkanaście lat ktoś zrówna je ze świętą krucjatą i okrasi hasztagiem #AgainstModernSociety. Ramię w ramię z kolegami po fachu, tworzył nowe definicje i ustalał granice. Razem wprowadzili pojęcie gadania szkodliwych głupot, którego definicję ustalali według własnych potrzeb, ale wierny tłum szybko przyswoił zmiany. Co prawda zdarzały mu się pomniejsze wpadki. Jako człowiek światły i przede wszystkim światowy, opisywał swoje wakacyjne podróże do rejonów opływających w miód i mleko. W pełni oszołomiony nagłym zastrzykiem dobrobytu uznał, że nie wypada korzystać z niego w pełni. Za wybrane kwoty nabywał przedmioty w dyskontach, po czym zwracał je przed powrotem na stare śmieci, wcześniej regularnie ich używając. Może uznał, że kupi takie same u siebie, więc po co je ze sobą dźwigać. Internet pozostawał nieubłagany, nazywając Czesia „cebulą”, co jest synonimem popularnego wizerunku Polaka, jako centusia lub skąpca. Jednak spryt i przebiegłość Czesława ponownie okazały się nieocenione. Czyny swoje argumentował rozległym zrozumieniem definicji pragmatyzmu oraz wpojonych od małego najlepszych zasad ekonomii. Liczne już wtedy rzesze fanów postanowiły to lekkie nieporozumienie wybaczyć. W końcu każdemu może się zdarzyć.

Jak się później okazało, dużej ilości fanów Czesio w swojej pracy nie miał, co przełożyło się na zmianę piastowanego stanowiska. Wobec nagłego przypływu wolnego czasu, postanowił regularnie przypominać o sobie gdzie tylko się da. Środowiska quasi-naukowe, zajmujące się głównie przekazywaniem doświadczeń i motywowaniem ludzi z różnymi problemami oraz nadziejami, postanowiły zaangażować Czesia w rolę prelegenta dla nieoświeconej publiki, aspirującej do osiągnięcia „czesiowego” poziomu. Pech chciał, że nasz bohater robił i prawdopodobnie nadal robi to dość nieudolnie. Wyciągając błędne wnioski o swojej nietykalności płynącej jedynie z pozytywnych wpisów na profilach społecznościowych (negatywne usunął nasz mały spryciarz), zapewne niechcący poleciał po bandzie. Propagując wszem i wobec swoją szlachetną misję walki z uciemiężeniem nowożytnych czasów wszędobylskiego Internetu, wykładał o gadaniu głupot i hejcie. Ku uciesze publiczności, pokazywał twarze ludzi, którzy stanowili losową grupę reprezentatywną hejterów. Przyznał również, że skrupulatnie skompletował materiały o tychże, żeby się nimi publicznie pochwalić. Wielokrotnie uderzał w stół, a nożyce się w końcu odezwały…

SKONFRONTUJMY

Wytwory wyobraźni i bujnej fantazji autora mogą brzmieć znajomo i być może u wielu czytelników znajdą jakiś odpowiednik w rzeczywistości. Istnieje prawdopodobieństwo, że nasi bohaterowie mają ze sobą bardzo wiele wspólnego. Miniony weekend podpowiada.

W toruńskim Teatrze im. Wilama Horzycy odbyło się spotkanie w ramach ogólnoświatowego programu TEDx. Jedną z jego głównych atrakcji był właśnie Jarosław Kuźniar, który postanowił opowiedzieć nieco o szerzącym się w Internecie hejcie. Podczas wystąpienia prezentował twarze ludzi, którzy według jego rozumowania, sprawiali mu w przeszłości trudności na portalach społecznościowych, gdzie konfrontowali się z jego opiniami. Warto dodać, że polemika w tych przypadkach zazwyczaj nie trwa długo, ponieważ Kuźniar bardzo polubił narzędzie odbierające komentującym możliwość zamieszczania jakichkolwiek treści, a nawet śledzenia jego profilu. Ja sam również „padłem ofiarą” wspomnianego blokowania, co budziło zażenowanie, ale mimo wszystko było zaskakująco zabawne.

Jarosław Wyrocznia Kuźniar
Z takim przesłaniem przybył do Grodu Kopernika słynny użytkownik portali społecznościowych [źródło: TEDxToruń]

Ludzie, którzy sumiennie śledzą „twórczość” Kuźniara na kontach społecznościowych wiedzą, że powyższe nawoływanie jest co najmniej niesmaczne, żeby nie powiedzieć śmieszne. Dalej dowiecie się zapewne, dlaczego nie mnie to oceniać. Podczas swojego wykładu stwierdził, że w trakcie narastającego napięcia na jego profilach, z ciekawości sprawdzał sobie kim owi ludzie mogą być i kolekcjonował na swoim serwerze ich zdjęcia. Pokusił się nawet o autorską fantazję, w myśl której opowiadał o twarzach, które łypały na widzów z ekranu. W pewnym momencie pada nawet stwierdzenie „wygląda jak pedofil”, co spotkało się oczywiście z salwą śmiechu rozbawionej widowni. Moja „facjata” również pojawiła się w zlepku kilku fotografii, co niezbyt mi się spodobało, ale jeśli już mam odpowiadać na pytania, to z pewnością pedofilem zostać nie zamierzałem i w dalszym ciągu nie zamierzam. Tak dla zasady.

CHOOSE YOUR DESTINY

Rozwinięcie tej historii jest bardzo ciekawe. Postanowiłem skonfrontować się z Kuźniarem i sprawdzić, z jaką spotkam się ripostą. Skoro uniemożliwił mi to w przeszłości za pomocą „ćwierkania”, spróbowałem sił na innym portalu, gdzie również jest aktywny. Początkowo lekko sprowokowałem, żeby uświadomić zainteresowanego o niefortunnej sytuacji z jednoczesnym niezadowoleniem z pokazywania twarzy na podobnych wydarzeniach publicznych. Efekty widać jak na dłoni…

Jarosław The Destiny Kuźniar
Pana Jarosława poczucie humoru nie opuszcza w żadnej sytuacji [nadesłane]

Równie zabawnym i jednocześnie wartym wzmianki jest fakt, że w rozmowie uczestniczyły również osoby niezwiązane ze sprawą. Szczególnie urzekła mnie wypowiedź jednej, której danych nie przytoczę, aby uchronić ją przed ewentualnym odgrywaniem przykładu osoby napastowanej przez niewyżytych internautów. W dużym skrócie: usłyszałem, lub będąc dokładnym, przeczytałem, że mój wizerunek nie jest na tyle istotny, żebym cokolwiek w poruszanej sprawie stracił. Co więcej, wspomniana osoba z dużą dawką przyjemności we wpisach, wyraziła swoją obawę, że w ogólnym zestawieniu wizerunkowym, który zawiera się zarówno w kwestiach wizualnych oraz przebytej kariery, moje zdanie jest mało znaczące, żebym mógł podjąć jakąkolwiek polemikę. Z informacji, które udało mi się uzyskać za pomocą portalu, gdzie toczyła się ta krótka wymiana zdań, dowiedziałem się, że dana osoba (być może) już niebawem uzyska absolutorium z dziedziny świadczącej o znajomości prawa. Nie mogę się zatem doczekać, aż zdobyta w toku nauczania wiedza tejże osoby, pozwoli wskazać mi odpowiednie artykuły prawne mówiące o tym, że podmioty o iluzorycznie wyższym „statusie społecznym”, mogą w dowolny sposób posługiwać się wizerunkiem każdej osoby. Ale to przy okazji…

Jarosław The Gate Keeper Kuźniar
Wedle przewidywań, dalsza możliwość jakiejkolwiek dyskusji została bezpowrotnie odebrana. Szkoda. [źródło: archiwum własne]

Wieńcząc mój powyższy wywód, pragnę dokonać lekkiej parafrazy. Popełnię ją czerpiąc z dorobku jednego z wybitnych polskich pisarzy, Andrzeja Sapkowskiego, którego twórczość odbija się obecnie szerokim echem w uniwersum interaktywnej rozrywki. Miecz przeznaczenia ma dwa końce, panie Kuźniar. Z niecierpliwością wyczekuję wskazań przyszłości, kto jego rękojeść dzierżyć będzie. I proszę się nie bać, nie mam na myśli jakiegokolwiek rodzaju przemocy.