Sezon 2017 mamy już od dwóch tygodni za sobą. Teraz rozpoczął się sezon łowów. Drużyny kompletują swoje składy i jak zwykle w tych przypadkach bywa – wykrystalizował się nam jeden król polowania. Ponownie jest nim klub z Torunia. Działacze po fatalnym roku wkurzyli się nie na żarty i nie mają oporu przed wydawaniem grubych milionów na zawodników. Z jednej strony to dobra informacja, a z drugiej wygląda na to, że władze KS Toruń do końca nie wiedzą, kogo tak naprawdę chcą w swoim zespole. Pewne jest jedno – kibice w nadchodzącym sezonie chcą rzeczy wielkich, by utwierdzić się w tym, że chryja z minionego sezonu była tylko wypadkiem przy pracy, a Toruń jest skazany na Ekstraligę. A może odwrotnie?
Jakiś czas temu ruszyła transferowa karuzela. W zeszłym sezonie powypadały z niej wszystkie gwiazdy, ale jakoś żadna nie trafiła do Torunia. M.in. to spowodowało taki a nie inny wynik w sezonie 2017. Nie chce mi się po raz kolejny rozpisywać o nieudolności działaczy, bo stałbym się nudny i powtarzalny. W każdym razie toruńscy włodarze po hucpie z minionego sezonu wkurzyli się nie na żarty. Bliski spadek podziałał na nich jak płachta na byka i zaczęli szastać grubymi milionami na lewo i prawo. Zewsząd słyszy się o nowych zawodnikach w Toruniu. Bodajże tylko w ciągu tygodnia wszystkie „wiarygodne” źródła żużlowej informacji podały, że w Get Well spodziewają się kolejno: Maćka Janowskiego, Szymka Woźniaka, Jarka Hampela, Nielsa Kristiana Iversena, Przemka Pawlickiego, Jasona Doyle’a czy Rune Holty. Śmiem przypuszczać, że w tym całym szumie komunikacyjnym nikt nie połapałby się nawet jakby wśród ewentualnych transferów pojawił się Paweł Miesiąc. Chociaż hurraoptymizm pewnie i tak zostałby utrzymany. W każdym razie, Get Well buduje armię, która ma być nie do zatrzymania. W przyszłym sezonie ma być z czego wybierać, nic nie może być pozostawione przypadkowi. W związku z tym mówi się o już pewnym transferach Iversena i Doyle’a. Podobno z klubem są dogadani Miedziak i Przedpełski, a ostatnie szczegóły są dopinane z Michaelem Jepsenem Jensenem. Mówi się, że pewny pozostania jest Jack Holder, a jego brat może będzie jeździł w Toruniu, a może w Gorzowie. Jeśli rzeczywista byłaby ta druga opcja, wówczas w Grodzie Kopernika pozostałby Greg Hancock. Zatem skład liczyłby sześciu seniorów, których spokojnie można umiejscowić w pierwszym składzie. A podobno to jeszcze nie koniec polowania. Prawdziwa bomba ma gruchnąć już w listopadzie, kiedy okienko transferowe zostanie oficjalnie uruchomione. Nieoficjalnie mówi się, że zespół zasili Rune Holta, który ma za sobą znakomity sezon. Wówczas „Anioły” miałyby w czym wybierać, tylko teraz się rodzi pytanie: który z tych niczego sobie żużloków będzie grzał ławę? Niestety wszyscy się nie zmieszczą. Skazany na rolę rezerwowego w takim układzie jest Jack Holder, ale jeszcze ktoś musi do niego dołączyć. A tutaj może zrodzić się mały konflikt.
Co przyniesie okres transferowy? Bez dwóch zdań wzmocnienia, które jeszcze bardziej obudują filar, który podtrzymuje toruński klub, a jest nim Jacek Frątczak. To on planuje giełdę w wykonaniu Get Well, do tego dochodzą umiejętności negocjacyjne Adama Krużyńskiego i przepastna kieszeń Przemysława Termińskiego. Nie ulega żadnym wątpliwościom, że poznaliśmy już króla polowania, tylko co ono dobrego wniesie dla toruńskiego żużla? To już pytanie do menedżera Frątczaka. To człowiek, który potrafi z kamienia wodę wycisnąć, więc na pewno zdziała coś dobrego. A co, o tym przekonamy się za pół roku. Obecność Frątczaka daje pewność, że nie trzeba się obawiać bezsensownego wydawania pieniędzy bez umiaru, co przecież mogłoby się zdarzyć, gdyby go nie było (przykładem jest zeszłoroczny sezon transferowy), a to już całkiem fajny prognostyk na przyszłość.