24 marca, godzina 18:00 na jednym z łódzkich przystanków wysiada mała dziewczynka. Kierowca MPK zamyka drzwi autobusu i odjeżdża. Siedmiolatka zostaje sama na ulicy, bo jej dziadek nie zdążył wysiąść. I tu zaczyna się dramat.
Dziecko, by nie zgubić pojazdu i swojego opiekuna, biegnie prawie pół kilometra na kolejny przystanek. W autobusie dziadek dziewczynki i pasażerowie będący świadkami zdarzenia proszą kierowcę by się zatrzymał. Ten jednak nie reaguje na ich prośby. Ktoś zauważa biegnącą dziewczynkę i wybucha jeszcze większe oburzenie. Kierowca tłumaczy swoje zachowanie przepisami, które go obowiązują. Jak widać okazały się one ważniejsze niż to, co musiało przeżyć przestraszone dziecko goniące pojazd.
– W Toruniu takiego przypadku nie mieliśmy. Jednak w takiej sytuacji kierowca powinien zatrzymać pojazd i wypuścić pasażera – komentuje rzecznik MZK w Toruniu, Piotr Reich.
Według regulaminu obowiązującego kierowców komunikacji miejskiej, nie mogą oni zatrzymywać się poza wyznaczonymi przystankami.
– Bez powodu kierowca nie powinien zatrzymywać się pomiędzy przystankami – natomiast w takich okolicznościach nie poniósłby on żadnych konsekwencji – dodaje rzecznik.
Zatem czy warto zawsze ślepo podążać za przepisami?
– Znieczulica panuje na tym świecie. Kierowca powinien zastanowić się widząc, że dziecko wysiada samo z autobusu. Co za problem włączyć światła awaryjne i wypuścić jej dziadka – komentuje pani Anna, mieszkanka Torunia.
Na szczęście nie doszło do żadnej tragedii. Jednak coraz częściej słyszy się o tego typu przypadkach. Trudno powiedzieć o tym, że kierowca wykazał się empatią. Każdego obowiązują jakieś przepisy, jednak warto czasem zachować zdrowy rozsądek. Z drugiej jednak strony mężczyzna opiekujący się dzieckiem, również wykazał się nieodpowiedzialnością. Jak podaje Dziennik Łódzki, według rzecznika MPK – Sebastiana Grochola, pasażer nie zareagował od razu, ponieważ był zajęty rozmową z innym pasażerem. Oby ta sytuacja była przestrogą dla innych.