Budowa osiedla na terenie Glinek wzbudza coraz większe kontrowersje. Sprawę nagłaśniają lokalne, jak i ogólnopolskie media. Mimo apelu wystosowanego przez historyków, wszystko wskazuje na to, że prace nie zostaną przerwane. Sęk w tym, że teren był już wcześniej zagospodarowany. Na Glinkach miały miejsce makabryczne sceny w trakcie, jak i po II wojnie światowej. Do dziś, tuż przy placu budowy, odnajdywane są szczątki ludzkie. „Osiedle powstaje obok grobów i na samych grobach, w miejscu przesyconym ludzkim cierpieniem, o tragicznej historii” – opowiada nam Marcin Orłowski. Jaka jest historia Stalagu XXC?
Koszmar II wojny światowej doprowadził do śmierci milionów ludzi na całym świecie. Wielcy dyktatorzy, zbrodniarze, setki tysiące żołnierzy zapłacili za swoje czyny najwyższą cenę. Swój żywot kończyli na różne sposoby. Polegli na froncie, padli ofiarą konspiracji, zamachu, popełnili samobójstwo lub na przykład zginęli w obozie jenieckim. Takich powstawało bardzo dużo w okresie największej ekspansji niemieckiej wymierzonej przeciwko większej części Europy. Przebieg działań wojennych wymusił na Niemcach stworzenie precyzyjnego systemu obozów jenieckich zarówno na terenie Trzeciej Rzeszy, jak i terenach okupowanych. Taki powstał również w Toruniu.
– Mamy wrzesień 1939 roku, data nam wszystkim doskonale znana – mówi Marcin Orłowski, badacz dziejów Stalagu w Toruniu. – 7 września Toruń zostaje zajęty przez Niemców. Już pod koniec września realizują się plany powstania Stalagu, czyli miejsca, gdzie będą przetrzymywani jeńcy wojenni. Takowy faktycznie powstaje. Na początku prowizorycznie jeńcy przetrzymywani są w fortach w północnej części miasta. Ostatecznie komendantura trafia do Przyczółka Mostowego, gdzie organizacja obozu rusza pełną parą. Z upływem lat zostaje on poszerzany o kolejne baraki i forty na Podgórzu. Wiosną 1941 roku Niemcy, przygotowując się do ataku na Związek Radziecki, decydują się na powstanie kolejnego obozu, na terenie Glinek. Na początku wojny niemiecko-radzieckiej obóz jest już gotowy na przyjmowanie jeńców. Jest to ogromny zespół baraków umieszczonych pomiędzy dawną ulicą Poznańską a Szubińską. Cała jego powierzchnia jest szacowana na 92 ha. Około 36 ha zajmują same baraki.
W celu opracowania sprawnego systemu obozów jenieckich Niemcy utworzyli dwadzieścia okręgów wojskowych, w których każdy obóz był podporządkowany danemu okręgowi. Położony na Glinkach Stalag XXC należał zatem do okręgu nr XX, a litera C najprawdopodobniej odnosiła się do chronologii zakładanych obozów. Każdy obóz miał swoją swoistą strukturę. Przede wszystkim dzielił się na przeznaczone dla kadry oficerskiej i generalicji oflagi oraz będące dla żołnierzy szeregowych i podoficerów stalagi.
– Większość jeńców to byli Rosjanie, a tak naprawdę żołnierze ze wszystkich republik Związku Radzieckiego, ale nie tylko – dodaje Marcin Orłowski. – Na terenie tego obozu tymczasowo przebywają Anglicy. Ponadto, gdy Włochy wycofują się z koalicji hitlerowskiej, trafiają tam także jeńcy włoscy. Późniejszy obóz dla jeńców niemieckich działał co najmniej dwa lata, choć są pewne przesłanki, że mógł istnieć w ograniczonej formie zdecydowanie dłużej. Niemieccy historycy szacują, że w latach 1945-46 przez ten obóz przetoczyło się około 30 tys. jeńców niemieckich. Część obozu była przeznaczona również dla kobiet, a część dla oficerów.
Obóz zbudowano z myślą o napływających jeńcach radzieckich, jednak przebywali tam również żołnierze innych narodowości. Co ciekawe, w latach 1942-1945 w obozie przetrzymywano sporą grupę jeńców narodowości australijskiej pojmanych podczas walk o El-Alamein oraz walk w Grecji. W końcu świat obiega informacja o zakończeniu drugiej wojny światowej i kapitulacji Niemiec. Wbrew pozorom historia obozu wcale się nie kończyła. Pojawił się jedynie nowy właściciel i nowi więźniowie.
– 30 stycznia 1945 roku Niemcy wycofują się z Torunia – kontynuuje miłośnik dziejów Torunia. – Prawdopodobnie – tego niestety do końca nie wiemy – część obozu wtedy została podpalona. Nie wiemy, czy przez uciekających Niemców, wyzwolonych jeńców, czy przez atakującą Armię Czerwoną. Większa część obozu pozostaje w stanie nienaruszonym. Zostaje on obsadzony przez NKWD. Następnie do więziennych baraków sprowadzono żołnierzy Wehrmachtu. Wczesną wiosną 1945 roku trafiają tam jeńcy z całych Niemiec.
W Toruniu znakomitym miejscem do organizacji obozów jenieckich były XIX-wieczne fortyfikacje znajdujące się w południowej części miasta. Jeńcy przetrzymywani byli w części koszarowej fortów. Poza tym, chcąc ulokować jeszcze większą liczbę jeńców, tworzono tzw. podobozy, składające się z drewnianych baraków. W Stalagu XXC w 1943 roku funkcjonowało 21 baraków. W każdym były trzy pomieszczenia.
– Po wojnie panowały równie okropne warunki – głód, brak ubrań, brak jakichkolwiek środków higieny osobistej, czasami tylko więźniowie otrzymywali kawałek mydła wielkości kostki czekolady, ubrania roiły się od wszy i innego robactwa – wymienia Marcin Orłowski. – Do tego dochodził niskie temperatury, no i prześladowania. Poza tym wielu trafiło tu z ranami wojennym, brak możliwości prawidłowego leczenia warunkach obozowych też było przyczyną śmierci. Szacuje się, że w latach 1941-45 w tym obozie zmarło lub zostało zabitych około 15 tys. Rosjan. To też liczba mocno przybliżona. Na internetowych stronach rosyjskich pojawiła się nawet informacja o 30 tys. zmarłych. Po wojnie obóz staje się własnością NKWD i jest przeznaczony dla Niemców. W ostatnich publikacjach Niemcy szacują, że zmarło ich tam 8 tys. Jeśli te dane są prawdziwe, wychodzi na to, że zarówno podczas wojny, jak i w czasach powojennych na tym kawałku terenu zginęło ok. 25 tysięcy osób.
To oczywiście magia wielkich liczb. Przy braku pełnych informacji i wciąż niewydobytych wszystkich szczątków trudno oszacować dokładną liczbę ofiar poległych w Stalagu XXC. Po zaprzestaniu przetrzymywaniu Niemców przez komunistów i zakończenia działalności obozu, władze Torunia zleciły przeprowadzenie prac ekshumacyjnych. Takowe miały miejsce raptem 10 lat od powstania obozu.
– Pod koniec lat 40. na Glinach prowadzone były prace ekshumacyjne przez ówczesne władze Torunia. Ekshumowane szczątki ofiar rosyjskich trafiają na cmentarz na Glinkach, który co ciekawe swój początek miał już w czasie okupacji. Czy wtedy ekshumowano również Niemców, tego niestety nie wiemy.
Wydawało się, że wydobycie szczątków żołnierzy radzieckich powinno być wystarczającym zabiegiem zmierzającym do oczyszczenia terenu i uczczenia pamięci poległych. Nic bardziej mylnego. Skala pochówków na terenie Stalagu XXC była zdecydowanie większa, a jej ślady prędzej czy później ponownie musiały zostać odkryte. Z upływem lat teren przybierał niepozorny wygląd. Coraz mniej przypominał obóz jenieckich, choć jego nieodzowne elementy długo towarzyszyły krajobrazowi na Glinkach.
– Do lat 70. teren ten jest mało zaludniony – mówi Marcin Orłowski. – Z czasem powstają tam ogródki działkowe, planowane są różne inwestycje, budowane są zakłady drobiarskie. Powoli teren zaczyna być industrialny, fabryczny. Jeszcze w latach 80. można było znaleźć tam ciągi słupów obozowych, połączonych drutami kolczastymi. Historia obozu odkrywa swoje nowe karty w połowie lat dziewięćdziesiątych. Niedaleko budowy jednej z fabryk znaleziono tam szczątki ludzkie. Odkryto grób zbiorowy. Przy ekshumacji wydobyto szczątki 926 żołnierzy niemieckich, którzy prawdopodobnie zmarli w marcu 1945 roku. Mimo posiadania różnych wskazówek, które napływają z Niemiec nie udaje się wówczas odkryć pozostałych grobów. Na terenie obozu trwają też poszukiwania prowadzone przez regionalnych miłośników historii i militariów, które też wskazują na mnogość, porozrzucanych w różnych miejscach mogił.
Okazuje się, że setki, jak nie tysiące ofiar wciąż spoczywa na terenie byłego obozu jenieckiego i mimo wielu prac poszukiwawczych i upłynięciu dekad wciąż nie zostały odnalezione. Przy identyfikacji zwłok, a więc ustaleniu tożsamości, a nawet daty i miejsca śmierci danego żołnierza kluczową rolę odegrały nieśmiertelniki.
– To blaszka, którą każdy żołnierz niemiecki nosił na szyi – wyjaśnia nasz rozmówca. – Składała się z dwóch części, które łatwo można było przełamać. Na obu częściach były wykute te same napisy, czyli skrócona nazwa jednostki oraz identyfikacyjny numer żołnierza w jednostce. Na podstawie tych danych można było zidentyfikować zwłoki danego żołnierza. Żołnierze, którzy przeżyli, notowali daty zgonów swoich kolegów i zabierali im tę połówkę nieśmiertelnika. Następnie po dotarciu do Niemiec po zwolnieniu z niewoli podawali te dane do siedzib Niemieckiego Czerwonego Krzyża, czy do ośrodków informacyjnych takich jak np. w Kassel. Dzięki temu możemy się dowiedzieć, z jakiego czasu pochodzi dany pochówek.
– Po odkryciu szczątków dwadzieścia lat temu historia tego obozu ożywa na nowo – wspomina Orłowski. – W Toruniu mówi się o tych ekshumacjach. Prawie tysiąc szczątków ludzkich to nie jest tak mało. Do Torunia zaczynają przyjeżdżać Niemcy oraz Rosjanie, którzy szukają informacji na temat swoich zmarłych bliskich, chcą się zapoznać z dziejami obozu, w którym przetrzymywani byli lub nawet życie stracili ich najbliżsi. Wydaje mi się, że ówcześni urzędnicy miasta powinni sobie wtedy zdać sprawę, że nie jest to teren dziewiczy. Nie jest to goło pole, na którym można planować w sposób dowolny inwestycje. Dlaczego wtedy nie wpisano odpowiednich uwag i zastrzeżeń do dokumentów pozostanie tajemnicą.
Glinki to osiedle mało zurbanizowane, mieszczące się na samym końcu Torunia, choć w ostatnich latach planowane były inwestycje na większą skalę, które miałyby dać początek rozwoju tego rejonu. Należy jednak pamiętać, że co niektóre tereny Glinek wiążą się z tragiczną historią II wojny światowej, a jej ślady de facto wciąż są odnajdywane.
– Latem ubiegłego roku Toruńskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego rozpoczyna prace przy ulicy Poznańskiej – dodaje autor książki „Spacerownik toruński po czasie i przestrzeni. Stare Miasto w chwilach rozpaczy i nadziei”. – W jednym z wykopów robotnicy odkrywają w sierpniu 18 szczątków ludzkich. Trafiają one do prokuratury i zostają szybko przebadane. Okazuje się, że są to ofiary wojenne. Budowa jest kontynuowana przez parę dni do chwil…
Po raz kolejny powraca temat szczątków ludzkich pochodzących z okresu działalności obozu jenieckiego. Sprawa odbija się wielkim echem nie tylko w Toruniu, ale i dalej.
– W tym momencie jadą tam osoby, które są zainteresowane dziejami obozu, by zobaczyć miejsce, gdzie dokonano ekshumacji – mówi Marcin Orłowski, badacz dziejów Stalagu w Toruniu. – Znajdują tam wiele innych szczątków, ze ściany budowlanego wykopu sypią się czaszki, kości miednic, kości udowe. Okazuje się, że przeprowadzona ekshumacja nie została wykonana dokładnie. Sprawę zgłoszono do prokuratury i policji. Do tego włącza się jeszcze IPN, który podejrzewa, że spoczywają tam również Polacy. To pracy przystępują archeolodzy toruńscy z wydziału Antropologii UMK. W sumie toruńscy naukowcy badają ponad 300 szczątków ludzkich. Badania potwierdzają, że większość z nich to żołnierze Wehrmachtu.
Nagle liczba kilkunastu odnalezionych ofiar powiększa się do 300. To jednak nie koniec. Wkrótce skala ekshumacji sięgnie niebywałych rozmiarów.
– Po pierwszej części ekshumacji do pracy przystępuje Fundacja Pamięć, która specjalizuje się w tego typu ekshumacjach na terytorium Polski. Ma ona zawartą umowę z odpowiednimi władzami niemieckimi. Fundacja prowadzi tam prace od ponad trzech miesięcy. Do piątku (3.02) wydobyła 1580 szczątków ludzkich.
Podsumowując, przez ostatnie 20 lat wydobyto najpierw 926, następnie w pracach prowadzonych przez Sanepid i UMK kilkaset i w ostatnim czasie ponad 1600 szczątków, a więc w sumie prawie 3 tys szczątków. Ponadto, wiele wskazuje na to, że w ziemi spoczywa jeszcze kilka tysięcy ofiar. Jak dowiadujemy się ze specjalnego oświadczenia Urzędu Miasta, prace poszukiwawcze powinny potrwać do końca marca bieżącego roku.
– Prowadzone były na tym terenie badania sondażowe i okazuje się, że jeszcze nie wydobyto wszystkich szczątków – dodaje nasz rozmówca. –Szacuje się, że będzie jeszcze kolejnych kilkaset szczątków. Wszystko się to dzieje na terenie lub tuż przy granicy budowy, gdzie powstaje osiedle mieszkaniowe. Robotnicy pracując na budynkach widzą poniżej w dołach szczątki ludzkie. Trzeba pamiętać, że mają tutaj powstać ścieżki, place zabaw, miejsca rozrywki. Rodzi się pytanie, czy w takim miejscu powinno się coś takiego budować, czy nie jest to przekroczenie granicy szacunku do zwłok, do miejsca wielu cierpień. Tym bardziej że cały teren wymaga przebadania, bo na tę chwilę mamy wydobyte niecałe 3 tys. szczątków niemieckich. Z kolei z Niemiec napływają informacje, że ta liczba może sięgać nawet 8 tys.
Nic więc dziwnego, że budowa osiedla mieszkaniowego wywołuje sporo kontrowersji. Przede wszystkim, przed rozpoczęciem prac teren nie został prawidłowo zbadany. A z możliwością natrafienia na szczątki w takim miejscu powinno się liczyć. Czy budowa może zostać przerwana? Stan budynku jest wciąż surowy, choć etap prac może być już zbyt zaawansowany, by podjęto decyzję o zaprzestaniu budowy.
– W tym momencie decyzja jest po stronie miasta. Pojawił się list otwarty apelujący o przerwanie robót i zmienienie funkcji inwestycji, pod którym podpisało się m.in. trzech honorowych obywateli miasta, panowie Antoni Stawikowski, Jerzy Wieczorek, Jan Hanasz.
W specjalnym oświadczeniu UMT informuje, że znalezione szczątki ofiar zostaną wydobyte, a teren będzie dokładnie oczyszczony. Miasto planuje także zlecić dalsze prace sondażowo-archeologiczne na pozostałym obszarze. O ile jeszcze te działania są warte poparcia, o tyle plany dalszej budowy wywołują wielki spór.
– Warto dodać, że tuż obok inwestycji, kilka minut spacerem, po zachodniej stronie powstających zabudowań, tuż za torami znajduje się cmentarz, na którym spoczywa 15 tys. Rosjan – kończy Marcin Orłowski. – Kilka minut drogi na południe od tych terenów, po przekroczeniu ul. Poznańskiej znajduje się kolejny grób masowy z pamiątkowym pomnikiem, w którym spoczywają Rosjanie, oraz prawdopodobnie też Niemcy. Owo osiedle powstaje obok grobów i na samych grobach, w miejscu przesyconym ludzkim cierpieniem, o tragicznej historii.