W czwartkowy wieczór w Opolu doszło do starcia 17. Kolejki Polskiej Hokej Ligi, w którym tamtejszy Orlik podejmował toruńską Nestę Mires. Od początku walka była bardzo wyrównana, ale ostatecznie to gospodarze przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę, a torunianie po raz kolejny do domu wrócili z pustymi rękami
Hokeiści Olega Małaszkiewicza jechali do Opola z jasno kreślonym celem – wygrać mecz i przedłużyć szanse na utrzymanie w PHL. Niestety, podobnie jak w poprzednich spotkaniach i tym razem torunianie byli praktycznie bezradni wobec przeciwników, chociaż wynik spotkania i przebieg pierwszej tercji mogłyby sugerować zupełnie co innego.
W pierwszej części meczu kibice zgromadzeni na Toropolu byli świadkami bardzo wyrównanej walki obu zespołów. O dziwo od ataku nie zaczęli gospodarze, a goście, który tuż po przejęciu krążka zaczęli ostrzał opolskiej bramki. Na posterunku był jednak Frank Slubowski, który bez problemu poradził sobie z uderzeniami hokeistów Nesty Mires. Wtedy do ofensywy przeszli gospodarze, którzy zamknęli torunian w ich własnej tercji i rozpoczęli okupację bramki Krzysztofa Bojanowskiego. Najbliżej strzelenia pierwszego gola był Branislav Fabry, ale młody toruński bramkarz poradził sobie z jego uderzeniem.
W ten sposób układała się cała pierwsza tercja. Można powiedzieć, że obie ekipy wymieniały się tylko grą w ofensywie, ale ta jednym i drugim nie przyniosła żadnych rezultatów w postaci strzelonych bramek. Zmiana nastąpiła dopiero w drugiej tercji.
Ta z kolei przebiegała już pod dyktando gospodarzy. W pierwszych minutach dwa razy ukarany został Piotr Huzarski, a wraz z nim Mariusz Kuchnicki. To była woda na młyn dla zawodników Orlika, którzy wykorzystali grę w podwójnej przewadze i otworzyli wynik spotkania. Stracona bramka zdecydowanie podcięła skrzydła torunianom, którzy nie do końca potrafili się potem odnaleźć na tafli Toropolu. W efekcie padały kolejne gole na korzyść gospodarzy, a druga tercja zakończyła się wynikiem 3:0.
Jak to zwykle w tym sezonie w toruńskiej drużynie bywa, podopieczni Olega Małaszkiewicza zaczęli grać dobry hokej dopiero w ostatnich dwudziestu minutach meczu. Nie obyło się jednak bez wpadki, do której już nas torunianie przyzwyczaili. Na początku tercji Nesta Mires otrzymała karę techniczną za… nadmierną ilość graczy na tafli. Nie oznacza to jednak, że tylko nasi hokeiści byli karani. Zaraz po tym, jak goście zaczęli grać w komplecie, na ławkę kar odesłany został Bartłomiej Bychawski, a Nesta zyskała przewagę. Wykorzystał ją tuż przed końcem kary opolan Jauhen Żylinski i na tablicy widniał już wynik 3:1. Niedługo potem kolejną bramkę strzelił Piotr Husak, co dało toruńskiej ekipie nadzieję na korzystny wynik w Opolu. Szybko została ona jednak rozwiana, bowiem dwie minuty po zdobyciu przez gości bramki kontaktowej, kolejne trafienie opolskiej drużynie dał Alex Szczechura, a dwadzieścia sekund później rozluźnienie szyków obronnych przeciwników wykorzystał Maciej Rompkowski i było już 5:2. Torunianom prysła już wszelka nadzieja, ale mimo to stać ich było na zdobycie trzeciej bramki, a jej autorem był ponownie Jauhen Żylinski.
Na chwilę obecną Nesta Mires Toruń zajmuje wciąż dziesiątą lokatę w tabeli i w dalszym ciągu mają jeden punkt przewagi nad Naprzodem Janów. Znakomita okazja, aby ją powiększyć nadarzy się już w niedzielę, bo na tafli toruńskiego lodowiska zameldują się własnie katowiccy zawodnicy.