Żenada, wstyd i… jeszcze raz żenada. Te słowa chyba najtrafniej określają postawę toruńskich hokeistów we wczorajszym meczu z Unią Oświęcim. Już pierwsza tercja zwiastowała niekorzystny wynik Nesty Mires, ale nikt się nie spodziewał, że będzie aż tak źle
Sezon 2015/2016 jest bez wątpienia jednym z najgorszych w historii toruńskiego hokeja. Kibice praktycznie przyzwyczaili się już do porażek swojej drużyny i nikt fajerwerków w ich wykonianiu nawet się nie spodziewa. Nikt się też nie spodziewał takiego „lania”, jakie dostali od przeciwników hokeiści Nesty Mires Toruń. Inaczej chyba nie można nazwać wyniku 10:2 na korzyść Unii Oświęcim.
Od samego początku na tafli Tor – Toru dominowali goście, którzy po dziesięciu minutach prowadzili już 2:0. Szansę na w miarę „korzystny” wynik dla Nesty podtrzymał jeszcze Michał Kalinowski, który w trzynastej minucie zdobył bramkę kontaktową, ale na tym się toruński opór skończył. Oświęcimscy hokeiści rozkręcili się na dobre i urządzili sobie w Toruniu istną kanonadę. Bezradni gospodarze, na czele z jeszcze bardziej bezradnym niż swoi zawodnicy trenerem, Olegiem Małaszkiewiczem, mogli tylko patrzeć jak goście strzelają kolejne gole Krzysztofowi Bojanowskiemu. Co ciekawe w strzałach na bramkę nie było wielkiej przepaści pomiędzy obiema drużynami. Torunianie oddali 40 uderzeń, a Unia 47. Nietrudno zatem zauważyć, że o wyniku zadecydowała nie znakomita skuteczność gości, ale fatalna Nesty Mires. Zawodnikom z Oświęcimia nie pozostawało nic innego jak ukarać za to gospodarzy i zrobili to aż dziesięciokrotnie. W pewnym momencie doszło do tego, że toruńscy kibice oklaskiwali bramki zdobywane przez gości. Nic dziwnego, bo tych zdobytych przez Nestę Mires wielu nie zobaczyliśmy.
Jednej z przyczyn tego blamażu można doszukiwać się w komunikacji trenera z zawodnikami. Wszyscy kibice na własne oczy mogli wczoraj zobaczyć jak Oleg Małaszkiewicz spokojnie patrzył na „egzekucję” swojej drużyny, stojąc oparty o pleksę toruńskiego boksu. Niewiele jest przypadków, kiedy trener nie pokrzykuje do swoich zawodników, ale widać w Toruniu zdarzają się wyjątki. Szkoda tylko, że to już kolejny raz z rzędu. Jak widać ta metoda nie zdaje egzaminu, dlatego proponujemy trenerowi Małaszkiewiczowi zmianę podejścia. A nuż to przyniesie pozytywne skutki, a na tym chyba wszystkim zależy.
Co można powiedzieć po tak sromotnej porażce? Na usta cisną się tylko słowa pełne rozgoryczenia, zdenerwowania i politowania dla naszego zespołu. Jak wiadomo łaska kibica na pstrym koniu jeździ, a ten najwidoczniej zaczyna coraz bardziej brykać, bo kibiców na Tor-Torze z każdym meczem ubywa. Ilu fanów zobaczymy na następnym spotkaniu Nesty Mires? Ciężko odpowiedzieć na to pytanie po ich ostatnim wyczynie. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że najwytrwalsi zostaną ze swoją drużyną i dodadzą jej sił do zrehabilitowania się. Na to teraz liczy całe miasto i aż strach pomyśleć co się stanie, kiedy hokeiści zawiodą ponownie.