Kolejny mecz toruńskiego TKH i kolejna porażka. Tym razem pogromcami torunian okazali się wiceliderzy tabeli – Comarch Cracovia Kraków. Chociaż słowo „pogromcy” chyba nie jest tu do końca właściwe…
Krakowian należy raczej nazwać kolejnymi szczęśliwcami, którzy w łatwy sposób mogli zdobyć punkty na słabeuszach z Torunia. Zawodnicy Olega Małaszkiewicza po raz kolejny zagrali w charakterystyczny dla siebie sposób – słabo, irytująco i względnie dobrze dopiero pod koniec spotkania. Taka postawa przyniosła im kolejną już porażkę w sezonie 2015/2016. Przegrana w Krakowie znacznie utrudnia torunianom utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Przed spotkaniem na południu zawodnicy Nesty Mires zajmowali dziewiątą pozycję w tabeli, która była jeszcze względnie bezpieczna, jeśli chodzi o utrzymanie w PHL. Teraz toruński zespół zajmuje miejsce dziesiąte i ma tylko jeden punkt przewagi nad Naprzodem Janów Katowice, z którym mają do rozgrania jeszcze jedno spotkanie. Przypomnijmy, że w pierwszym meczu tych drużyn lepsi okazali się katowiczanie, co w perspektywie rozegrania rewanżu stawia ich w o wiele lepszej sytuacji. Wróćmy jednak do wczorajszego spotkania w Krakowie.
Początek rywalizacji przybrał taki sam scenariusz, jak w poprzednich meczach Nesty Mires. Od pierwszej minuty na tafli dominował zespół gości, a poskutkowało to otwarciem wyniku już po niespełna pięciu minutach gry. Podanie Patryka Wajdy znakomicie wykorzystał Maciej Urbanowicz, który wykończył akcję „Pasów” pokonując Michała Plaskiewicza po raz pierwszy w tym spotkaniu. Na kolejne bramki kibicom Cracovii przyszło jednak trochę poczekać, bowiem w drużynie gości dało się zauważyć lekki zryw, który jednak nie przyniósł upragnionych rezultatów. Zawodnicy Nesty Mires tracili krążek, nie potrafili wykorzystać sytuacji sam na sam, czy strzelić gola pustej bramce, a także grali nadmierną ilością zawodników, co skończyło się kara techniczną. Wiadomo nie od dziś, że niewykorzystane sytuacje się mszczą, a pokazała to znakomicie końcówka pierwszej tercji, w której krakowianie strzelili przeciwnikom dwie bramki do szatni. Do niej też schodzili w lepszych nastrojach niż gracze Olega Małaszkiewicza. Nie ma się co dziwić. 3:0 po pierwszej części meczu to spora zaliczka.
Potem egzekucja trwała dalej. Grę w osłabieniu torunian wykorzystali gospodarze i strzelili kolejną bramkę, zaledwie cztery minuty po rozpoczęciu drugiej tercji. Chwilę potem doszło do kolejnego zrywu torunian, a właściwie Bartosza Fraszki, który po indywidualnej akcji pokonał znakomitego we wczorajszym meczu Michaela Łubę. Warto dodać, że jeszcze miesiąc temu Fraszko był zawodnikiem „Pasów”, ale dzięki akcji kibiców i klubu doszło do transferu do Torunia. A Toruń… jak to Toruń chwilę później stracił kolejną bramkę. Tym samym druga tercja skończyła się wynikiem 5:1.
Dopiero trzecia część spotkania przyniosła oczekiwany skutek, o którym marzyli goście. Nie jest tu mowa o samym przebiegu meczu, ale o wyniku. Trzecia tercja zakończyła się zwycięstwem gości 2:1, po bardzo dobrej grze. Niestety w końcowych minutach, bo początek i środek ostatniej części meczu wcale nie wyglądał kolorowo i mógł się skończyć dla torunian fatalnie. Na szczęście tak się nie stało i hokeiści Nesty Mires chociaż trochę częściowo zachowali twarz.
Comarch Cracovia Kraków 6 – 3 Nesta Mires Toruń
Bramki: Maciej Urbanowicz, Damian Słaboń, Patrik Svitana, Marcin Wróbel, Bartosz Fraszko, Petr Sinagl, Karol Kisielewski, Krzysztof Kantor, Jarosław Dołęga