Twarde Pierniki ograbione z szansy na zwycięstwo po festiwalu błędów sędziowskich…

0
3275
Sędziowie drugiego półfinału PLK najprawdopodobniej nie unikną kar (fot. archiwum)

Na te pojedynki czeka się cały rok. Do tych emocji odlicza się dni i godziny. Zwycięstwo po niezwykle trudnym i zaciętym meczu cieszy długo. Wyrwanie go z rąk w ostatniej sekundzie spotkania boli już na zawsze. Zwłaszcza, jeśli gra toczy się o Twoje dalsze być albo nie być…

Faza pucharowa Polskiej Ligi Koszykówki to kwintesencja i zwieńczenie wymagającego sezonu w kraju nad Wisłą. Tysiące kibiców gromadzi się w halach, by podziwiać swoich ulubieńców w walce o podium. Często jednak muszą mocno zweryfikować swoje nastawienie, ponieważ zamiast biletu na dobry koszykarski spektakl, dostają najlepsze miejsca do obserwowania sędziowskiego kabaretu.

Nie da się ukryć, że na tym etapie rozgrywek nie ma już absolutnie żadnego miejsca na pomyłki. Nie będzie już rewanżów w dalszym etapie, ani liczenia na potknięcia innych drużyn. Najlepsza ósemka rodzimej ligi koszykówki doskonale zdaje sobie z tego sprawę i przygotowała się w pocie czoła do trwającego właśnie maratonu. Podobnej zaprawy nie doświadczyli chyba jednak najlepsi, wydawałoby się, eksperci w swojej dziedzinie, czyli sędziowie. Nie minę się chyba z prawdą, a wręcz jestem pewien, że wielu kibiców i entuzjastów koszykówki się ze mną zgodzi, mówiąc o kiepskiej reputacji polskich arbitrów koszykarskich.

Skrzypek na parkiecie

Najczęściej powtarzającą się oceną ich pracy, zaraz po mocno niecenzuralnej opinii kibiców zebranych w halach, jest totalna absurdalność decyzji, podejmowanych w trakcie spotkań. W sytuacjach napiętych, kiedy sportowe i rywalizacyjne termometry osiągają ekstremalne wartości, arbitrzy bardzo lubią wejść w sam środek wydarzeń i zagrać nieprzewidziane w scenariuszu solo na skrzypcach. Cały problem polega na tym, że sami dla siebie grają bardzo smutną, pogrzebową wręcz nutę, która nie przynosi innych odczuć i emocji, niż żal i głęboka rozpacz.

Swój ostatni popisowy numer zaprezentowali w drugim meczu półfinałowym PLK, rozegranym w hali przy ulicy Wrocławskiej 51, w Ostrowie Wielkopolskim. Koszykarze BM SLAM bardzo dobrze odrobili lekcje i przygotowali się na pojedynek z Polskim Cukrem Toruń, który wcześniej na swojej drodze bez większych problemów ominął MKS Dąbrowę Górniczą. Twarde Pierniki nie zamierzały łatwo oddawać pola i mimo przegranej w pierwszym meczu, chcieli pokazać się z dobrej strony w drugiej próbie walki o cenne punkty.

Obie drużyny w mecz weszły bardzo niechlujnie, marnując sporo dobrych okazji i miotając się po halowym parkiecie. Pojedynek nabrał rumieńców w końcówce, gdzie walka szła punkt-za-punkt. Na taki obrót wydarzeń arbitrzy o międzynarodowej sławie Jakub Zamojski, Wojciech Liszka i Łukasz Jankowski nie byli jednak przygotowani i postanowili zafundować własny zestaw emocji. Błędy sędziowskie zdarzają się w każdym meczu, jednak trzeba naprawdę się postarać, by wyrwać się z dotychczasowej rutyny. Ten akrobatyczny niemalże wyczyn wspaniale udał się wspomnianym Panom, kiedy po serii kilku drobnych wpadek, w drugiej połowie… zgubili wynik meczu. Konsultacje trwały bardzo długo i skorzystano nawet z systemu telewizyjnych powtórek, by dojść w końcu do ładu. Przyczyną tego typu zdarzeń było przerywanie rzutów wolnych zmianami w obu drużynach, które najpierw wyprowadziły z równowagi ostrowian, w dalszej części meczu torunian.

Graj muzyko

Dalsza część sędziowskiego spektaklu to znane już wszystkim nuty i przeboje odgwizdywania fauli, których nie było lub grobowa cisza gwizdka, gdy zawodnicy byli „zdzielani” łokciami w czoło. Jak wspomniałem wcześniej – taka sytuacja nikogo już tutaj nie dziwi. Wisienką na torcie okazała się być ostatnia akcja meczu, przy jednopunktowym prowadzeniu Ostrowa. Przy piłce Toruń. Ostatni rzut w ostatniej sekundzie spotkania, która w umysłach kibiców musiała trwać bardzo długo, zablokowany przez obrońcę i ku ogromnej uciesze publiczności, koszykarze BM SLAM mogli cieszyć się dwupunktowym prowadzeniem w półfinałowym pojedynku.

Brzmi jak piękny bitewny pean na cześć zwycięskiej obrony, jednak nie wszystkim umknął ten najważniejszy szczegół. Zawodnik oddający rzut zza linii 3-punktów był wyraźnie faulowany, o czym świadczy chociażby fakt, że piłka nawet na ułamek sekundy nie została dotknięta przez obrońcę, natomiast ręka strzelca została wyraźnie trafiona otwartą dłonią defensora. Jak można domyślić się z wcześniejszego streszczenia tego festiwalu błędów, tutaj również nie podjęto właściwej decyzji. Nie zdecydowano się nawet na zastosowanie powtórki wideo, która tak bardzo pomogła odnaleźć się dowodzącym na boisku grą arbitrom we wcześniejszej fazie meczu.

Kurtyna…

Drużyna Twardych Pierników została dosłownie ograbiona z niemalże pewnego zwycięstwa w meczu. Oczywiście zawsze istnieje szansa, że stres i ciężar aż 3 prób mogłoby przeważyć toruńskiego egzekutora na linii rzutów wolnych. Nie ulega chyba jednak wątpliwości, że obecnie jest to scenariusz wielce nieprawdopodobny, tak samo jak nieskazitelna opinia polskich sędziów po jakimkolwiek meczu Polskiej Ligi Koszykówki.