„W Polsce osiągnąłem wszystko – teraz czas na NFL” – rozmowa z Jakubem Mazanem, toruńskim futbolistą Seahawks Gdynia

0
4712

Jakub Mazan swoją przygodę z futbolem amerykańskim rozpoczynał w Toruniu, grając w zespole lokalnych Angelsów. Teraz reprezentuje barwy Seahawks Gdynia, ale mierzy jeszcze wyżej. Toruński futbolista opowiedział nam, co sądzi o futbolu amerykańskim w Polsce, o swojej karierze i o śmiałych planach gry w Stanach Zjednoczonych

ChilliToruń.pl: Gratuluję powołania do reprezentacji Europy. To jest duża rzecz. Czy ktoś z Polski oprócz Ciebie został powołany?

Jakub Mazan: Ja i Patryk Matkowski (Panthers Wrocław – przyp. red.) dostaliśmy zaproszenie na Euro-American Challenge. Podobno wiele osób się na to zgłaszało. Natomiast Patryk i ja dostaliśmy to zaproszenie, żeby pojechać do Ameryki reprezentować Europę w meczu ze Stanami Zjednoczonymi.

CT: Na jakiej pozycji gra Patryk?

JM: Na tej samej co ja.

CT: Czyli dostało się dwóch skrzydłowych. W tym sezonie grasz bardzo dobrze, bo jesteś najbardziej wartościowym zawodnikiem ofensywy. Zostałeś nominowany przez USS Sport do MVP fazy play-off. To ogromne wyróżnienie, ale który sezon miałeś lepszy  -ten czy poprzedni, kiedy zdobyliście mistrzostwo z Seahawks Gdynia?

JM: Według mnie ten sezon powinien być lepszy, natomiast na chwilę obecną uważam, że odrobinę przyjemniejszy był zeszłoroczny ze względu na to, że mogłem więcej pokazać w finale. Nie czuję, żebym pokazał do końca wszystko w tym sezonie na swojej pozycji. Mogłem ciut więcej dać drużynie.

CT: Jesteś reprezentantem naszego kraju. Jak oceniasz występy reprezentacji? Wydaje się, że kadra nie gra najlepiej. 

JM: Nie powiedziałbym, że gra źle. Mamy dużo treningów przed meczami i skupiamy się, aby przygotować się do naszego najwyższego celu, czyli The World Games, które odbędzie się za rok. Wszystkie mecze są tak naprawdę etapem szkolenia i rozwoju do tych najważniejszych zawodów i zawsze jakieś błędy wychodzą w najważniejszych momentach meczów, ze względu na to, że jesteśmy zmęczeni po tygodniowych zgrupowaniach. To nie jest tak, że my jedziemy tylko na mecz, gramy i to wszystko. Przygotowujemy się przed meczem nawet parę dni, trzy razy dziennie mamy treningi i wtedy ostatnim etapem takich zgrupowań jest mecz. Graliśmy z Duńczykami, piątą czy szóstą drużyną naszego kontynentu, w poprzednich Mistrzostwach Europy. Przegraliśmy tak naprawdę własną głupotą – jednym punktem, bo dwa razy pomyliliśmy się w ich podwyższeniach. Mogliśmy spokojnie wygrać ten mecz. W kolejnym spotkaniu ze Szwedami było tak samo. Dwa błędy – w obronie i w ataku, Szwedzi to wykorzystali, bo są bardziej doświadczeni i przegraliśmy. Natomiast mecz z Węgrami przegraliśmy tylko i wyłącznie sami ze sobą. Byliśmy o wiele mocniejszą drużyną, być może zlekceważyliśmy przeciwnika, oni to wykorzystali, bo byli u siebie i wygrali. W końcu pokazaliśmy jak się gra od A do Z i cały mecz z Holandią wygraliśmy ze sporą przewagą.

CT: Jak wygląda gra w reprezentacji? Dostajecie stroje, ale pozostaje jeszcze dojazd i inne koszty. Związek pomaga?

JM: Koszty są zwracane. Trzeba się tylko rozliczyć się z reprezentacją. Tak naprawdę trzeba poświęcić tylko swój czas. Każda pozostała rzecz jest finansowana.

CT: Obecnie Top Liga i reprezentacja. Swoją przygodę zaczynałeś jednak w toruńskich Angelsach. Czy możesz opowiedzieć coś więcej o swoich początkach? Pewnie nie wszyscy kojarzą Jakuba Mazana z czasów, kiedy był Aniołem.

JM: Zaczynałem w Angels, gdzie grałem dwa sezony. W sumie grałem tam na wszystkich możliwych pozycjach. W pierwszym sezonie byłem obrońcą i głównie na tym się skupiałem, bo miałem być cornerbackiem (najbardziej cofnięty obrońca – przyp. red.). Jednak cały czas chciałem być receiverem, czyli skrzydłowym. Pierwszy sezon był przejściowy, chciałem zobaczyć jak się gra. W kolejnym był awans, a ja byłem jedną z części, która pomogła Angels przejść do PLFA 1. Później przeszedłem do wyższej ligi, do Mistrza Polski, z którym potem broniłem tytułu.

CT: W jednym z wywiadów mówiłeś, że Seahawks cię zauważyli. Ktoś z zewnątrz pojawiał się na treningach? Zazwyczaj odbywały się one bez obecności widzów.

JM: Zauważony zostałem podczas meczów, które graliśmy z Angelsami na wyjazdach i u siebie. Jeżeli graliśmy z Sopotem, a graliśmy z nimi wielokrotnie, to na każdym spotkaniu był sztab szkoleniowy z gdyńskiej drużyny. Wiedzieli, że jeśli chcą wygrać z nami mecz, to muszą się skupić na mojej grze i starać się mnie wyeliminować. Wiedzieli, kim jestem dzięki wnikliwej obserwacji. Na treningi nie przyjeżdżali, bo nie wiedzieli kiedy i gdzie mają miejsce. Wszystkie mecze są nagrywane i analizowanie. Przez nagranie i opowieści innych zawodników zostałem dostrzeżony.

15058038_1372357619464430_2050158907_n
Jakub Mazan w biało-czerwonych barwach (fot. Marcin Fijałkowski/Interception)

CT: W Polsce chyba ciężko określać się zawodowym futbolistą. To niesie za sobą wiele wyrzeczeń, ale niekoniecznie musi przekładać się chociażby na finanse. Gdybyś grał w piłkę nożną na poziomie drugiej lub trzeciej ligi, mógłbyś spokojnie się utrzymać. Teraz grasz w topowej drużynie, masz Mistrzostwo i Wicemistrzostwo Polski na koncie, a jedyny profit jaki z tego masz, to powołanie.

JM: W całej Polsce nie ma żadnego zawodnika, który jest zawodowcem. Są jedynie importowani gracze, którzy przyjeżdżają i na tym zarabiają. W niektórych drużynach są jakieś dofinansowania, niewielkie kwoty, które dostają zawodnicy za trenowanie, ale to dotyczy tylko najlepszych zawodników w Polsce. Może to tylko plotki, ale słyszałem, że w Panthers Wrocław mają jakieś dofinansowania, a jeżeli nie chodzą na treningi, to tracą te pieniądze. Z tego co wiem, to na pewno zawodnicy dostają wsparcie na odżywki.

CT: Panthers są w tym momencie dobrze promowaną drużyną, m.in. przez World Games. Warszawskie Orły dobrze sobie radzą jeżeli chodzi o typowy marketing i to, ile znaczy ta drużyna. Z ich pomocą udało się otworzyć klasę o profilu futbolu amerykańskiego, ponadto często pojawiają się w telewizji. Gdzie widzisz w tej sferze Seahawks? Czy to jest drużyna, która po prostu robi to, co do niej należy, czy gdzieś próbujecie promować zarówno siebie, jak i futbol amerykański w Polsce?

JM: Jako Seahawks jesteśmy na wszystkich większych imprezach w Trójmieście. Ludzie nas rozpoznają, nieraz nawet bardzo dobrze. Seahawks jest także na wszystkich sportowych imprezach w Gdyni. Promocji drużyny mógł zdecydowanie pomóc film „Niepowstrzymani”, który był emitowany w HBO i otrzymał nagrodę. Seahawks promuje się przede wszystkim własnym stylem. Najbardziej skupiamy się na corocznym zdobywaniu tytułu mistrza. Mamy ten przywilej, że jesteśmy najbardziej utytułowaną drużyną w Polsce i tak zostanie. Nie widzę siebie poza finałem za rok.

CT: Sama gra dla Seahawks wiele cię kosztuje, bo mieszkasz na stałe w Toruniu. Dojeżdżasz na treningi do Trójmiasta, w międzyczasie musisz pracować i odbyć trening siłowy, bez którego futbol amerykański nie istnieje. Starcza ci doby, żeby to wszystko pogodzić? 

JM: Nie, doba nie jest za krótka. Z drużyną z Gdyni dogaduję się tak, że jak zaczyna się okres przygotowawczy w październiku, to dojeżdżam systematycznie od grudnia albo od stycznia. A do tego czasu, kiedy oni są na siłowni, bądź przygotowują się typowo fizycznie, to ja zostaję w Toruniu i pięć lub sześć razy w tygodniu trenuję sam z trenerem, Michałem Wszelakim. W tym roku od grudnia będę jeździć dwa lub trzy razy w tygodniu na te treningi typowo futbolowe, a do tego dochodzi również siłownia tutaj w Toruniu. Da się to połączyć. Jeżeli wiem, że mogę sam to zrobić, to dlaczego nie? Trzy razy w tygodniu to nie jest dużo. Czasem śmieję się, że niektórzy z Rubinkowa jadą ponad godzinę przez cały Toruń w komunikacyjnym szczycie. A ja sobie dorzucam pół godziny i jestem w Trójmieście na treningu. To żaden problem.

CT: U siebie na fanpage’u napisałeś, że obierasz kurs na NFL. W pierwszej chwili myślałem, że planujesz ruszyć do draftu, ale po drodze dostałeś to powołanie. W jaki sposób ta sytuacja może ci pomóc w realizacji przyszłych planów? 

JM: Jak zacząłem grać w futbol, to moim wielkim marzeniem była gra w NFL. Wiedziałem, że jest to marzenie, które może spełnić się raz na milion. Zawsze trenowałem, aby kiedyś przynajmniej spróbować. Ten wyjazd na pewno da mi wiele ze względu na to, że tam będą skauci z innych drużyn. Będą mogli mnie zobaczyć, a ja porozmawiać z nimi. Jeżeli dane mi będzie zagrać w tym meczu chociaż chwilę i pokazać się z jak najlepszej strony, to wtedy może zobaczą, że w Polsce futbol to nie jest tylko zabawa, i że niektórzy zawodnicy są naprawdę na wysokim poziomie. Może zaproszą mnie wtedy na draft. A jak nie teraz, to będę miał drugą okazję w lipcu, na World Games, na które przygotowujemy się z reprezentacją. Wtedy również będę miał okazję się pokazać. Te dwa wyjazdy dają ogromną szansę dostać się do NFL. W Polsce osiągnąłem prawie wszystko, a jak się chce być wielkim sportowcem, to trzeba mierzyć wysoko. I teraz mierzę w najlepszą ligę na świecie, w NFL.

CT: Sam wylot do Stanów jest kosztowny. Na jednym z serwisów zorganizowałeś zbiórkę, której celem jest zebranie aż siedemnastu tysięcy złotych. 11 listopada było już półtora tysiąca, a właśnie wtedy rozpocząłeś tę zbiórkę. Pojawiają się potencjalni sponsorzy, czy na razie są to anonimowi darczyńcy?

JM: Na razie są toczone rozmowy z wieloma firmami. Ale trzeba poczekać, aż to przemyślą i czy są za tym, żeby sfinansować mój wyjazd. Strona miała polegać na tym, żeby właśnie ci anonimowi darczyńcy mnie wspomogli. Podrzucono mi pomysł, że dam radę w ten sposób zebrać potrzebne pieniądze, że wiele ludzi takie akcje urządza. Jeżeli zbiorę jakąś część z tych pieniędzy, a kolejną będą mogli dorzucić sponsorzy, to może uda się wyjechać.

CT: Załóżmy, że jesteś już w Stanach, ale do NFL się nie dostajesz, za to chce cię ktoś z ligi uniwersyteckiej NCAA. Zostajesz czy wracasz do Polski?

JM: Jeżeli nie jestem za stary na college, to przemyślałbym to. Takie posunięcie nie zamyka furtki do NFL, bo z NCAA droga do NFL jest nadal otwarta, tylko nieco wydłużona.

CT: Sądzisz, że jesteś za stary? Babatunde Aiyegbusi (28 l.) próbował się dostać do NCAA. U niego był inny problem, bo grał w Europie i miał kontrakt – był półzawodowcem i przez to nie mógł wstąpić do NCAA. Do NFL się dostał, ale przed sezonem rozwiązano z nim kontrakt i teraz zajmuje się wrestlingiem.

JM: On miał około 30 lat. Jeśli chcę być dobry i pokazać, że mogę jeszcze wiele lat pograć, to 24 lata plus te kilka spędzonych w college’u już by mnie nie urządziły. Jeżeli miałbym zacząć tam grać, to za rok może dwa lata. Przygotowuję się do tego, żeby w ciągu dwóch lat dostać się do najlepszej ligi świata. Stawiam wszystko na jedną kartę, gram va banque. Uda się lub nie. Jak się nie uda, to zostanę na polskim podwórku, będę grać w Gdyni, albo wrócę do Torunia.

CT: Toruńska drużyna spadła w zeszłym sezonie do PLFA 2, a w tym nie udało się awansować do play-offów. Wśród zawodników mieli też „importów”. Widziałeś jakieś mecze Angelsów?

JM: Tak, widziałem i byłem na paru spotkaniach. Próbowałem im pomagać na treningach, ale wtedy doba musiałaby się jednak przedłużyć o jakieś parę godzin. Na meczach byłem. Chyba na wszystkich domowych w tym sezonie. Widziałem też sprowadzonych zawodników. Czy pieczołowicie wykonywali obowiązki, takie jak „import” powinien wykonywać? Ciężko stwierdzić, ale już nie ja będę to oceniał.

CT: Pamiętam z końcówki poprzedniego sezonu, jak Gus Paxton przyszedł do Torunia i rzeczywiście robił różnicę, ale kontuzja nie pozwoliła mu grać. Szkoda, bo był niesamowicie zbudowany i szybki.

JM: I to jeszcze była liga wyżej, więc mógł się pokazać. Jego grę widziałem tylko na nagraniach, ale słyszałem od kolegów, że pomógł im trochę, ale nie na tyle, żeby zostać w PLFA 1.

CT: Wtedy wszystko zgarnęła drużyna Seahawks Sopot, która dosłownie „zmiotła” swoją grupę rozgrywkową.

JM: Zmiotła tę grupę na wszystkie sposoby, bo tam wyniki były rzędu 40-7 czy 50-6. Nie powiodło im się jednak w finale, w którym przegrali. Srebro nie było sukcesem, bo byli murowanymi kandydatami do złota.

CT: W finale spotkali Kraków i się nie udało, a ten z kolei nie awansował…

JM: Bo stwierdził, że nie ma pieniędzy. Aby awansować do wyższej ligi, trzeba mieć spory budżet, żeby jeździć na mecze i konkurować z drużynami z Top Ligi. Nie mówię, że z nami, ale choćby z Warsaw Sharks, czy Warsaw Eagles, która jest znaną drużyną, ale od paru lat nie pokazują tego, co kiedyś. Mam nadzieję, że pokażą w następnym sezonie.

CT: Liga będzie ciekawsza, bo teraz wszyscy czekają na mecze Seahawks – Panthers i ewentualnie tych dwóch drużyn z Lowlanders Bialystok.

JM: Zdecydowanie. Naszą ligę czeka duża zmiana, bo w zespołach nie będzie czterech importowanych zawodników, tylko maksymalnie dwóch. Co prawda trzech może być w zestawieniu, ale dwóch w składzie meczowym, a tylko jeden może być na boisku i tak naprawdę Polacy będą teraz pokazywać swoją klasę. Mam nadzieję, że to właśnie ten sezon pokaże, jak Polacy wyglądają na tle Europy.

CT: W tym momencie w Europie, Panthers bardzo dobrze sobie radzili.

JM: Tak, występowali w Pucharze Europy i naprawdę pokazali znakomitą grę. Byłem w szoku. Kibicowałem im, ale nie myślałem, że mogą wygrać wszystko. Były w finale mecze „na styk”, ale i tak grali nieziemsko!

CT: Futbol amerykański jest bardzo kontaktowym sportem. Bardziej kontaktowe jest chyba tylko rugby.

JM: W rugby jest więcej kontaktu, ale wydaje mi się, że z mniejszą siłą. Może to wynikać z tego, że nie mają sprzętu. U nas jest tak, że tych zderzeń jest po prostu mniej.

CT: Nie macie zahamowań.

JM: Tak. Każdy wie, że ma się kask i pady, więc można z pełnym impetem uderzyć w przeciwnika.

CT: Jak długo trwa rekonwalescencja po meczu?

JM: Jestem dobrze przygotowany do sezonu i tak naprawdę jeszcze nie miałem takiego meczu, w którym po dwóch-trzech dniach nie mógłbym w stu procentach biegać. Jedynej kontuzji nabawiłem się przed sezonem w sparingu, grając jeszcze w Angels. Jeśli zawodnik dobrze się przygotuje do sezonu, to można spokojnie przetrwać bez urazu, a po meczu zregenerować się w dwa dni.

CT: Pamiętam jak rozmawiałem z jednym z zawodników Angels i powiedział, że jedną z najbardziej poszkodowanych pozycji w ofensywie jest running back (biegacz – przyp. red.), który non stop dostaje uderzenia i często jest przytrzymywany. Próbowałeś w ogóle grać na tej pozycji?

JM: Tak, nawet w Gdyni na niej grałem, ze względu na to, że u nas importowany zawodnik był kontuzjowany.

CT: Angelo Pease?

JM: Tak. To było w zeszłym roku, gdy grałem z Panterami. Powiem szczerze, że dostałem tam parę razy, ale nie było większej różnicy z uderzeniami, które dostaję grając na skrzydle. Na tych dwóch pozycjach, jeśli masz piłkę, to każdy biegnie na ciebie.

CT: Oglądałem kiedyś ciekawy materiał, w którym jeden z potężnych zawodników NFL spotkał się z badaczem, który chciał sprawdzić siłę uderzenia i wyrzucił go w górę na ok. półtora metra. To robi wrażenie! Jeżeli dostaniesz się do NFL, to będziesz się spotykał z takimi zawodnikami. Będą cię powstrzymywać ludzie dwukrotnie więksi i dwukrotnie silniejsi.

JM: Tak, ale myślę, że będę mentalnie do tego przygotowany. W Polsce też już są tacy zawodnicy, którzy potrafią skutecznie i mocno powalić przeciwnika. Niektóre z reprezentacji mówią, że jesteśmy jedną z najlepiej przygotowanych fizycznie drużyn. Jeden z trenerów powiedział, że jesteśmy wielcy. I to nie tak, że jesteśmy wielcy gabarytowo, tylko każdy jest silnym atletą.

CT: A morotyka? Wy nie musicie być tylko duzi, ale także szybcy i sprawni. Ciężko jest wypracować i utrzymać taką kondycję?

JM: Strasznie ciężko. To są jedne z najcięższych treningów. Mógłbym przerzucać tony ciężarów, ale bieganie i trenowanie motoryki to naprawdę nieopisany ból. W nogach czuć palenie mięśni i trzeba to trenować codziennie. Trzeba to wypracować, żeby być szybkim, zwinnym i mocno stąpać, by przeciwnik nie mógł cię powalić, bo nie wystarczy umieć biegać do przodu, nie jest to takie proste.

CT: W Polsce ogółem panuje przekonanie, że futbol amerykański to jest taki rodzaj „dziwnego rugby”, a zawodnicy „tłuką” się bez celu. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo jest to skomplikowany sport. Wystarczy, że jedno ogniwo się posypie i…

JM: To jest jak domino.

CT: Tak. W defensywie, kiedy zawodnik pierwszej linii przepuści biegacza, to potem linebacker może za nim nie nadążyć, w zależności od tego, jak wcześniej obrona ułoży zagranie. Zostaje cornerback, który może też bronić skrzydeł, żeby reciever tam nie pobiegł, zostawiając cały środek wolny. 

JM: Każda osoba, która jest na boisku ma swoje określone zadanie i jeśli go nie wykona, to wszystko posypie się jak domino i można przez to przegrać mecz. Ja to porównuję do piłki nożnej. Tam gra też jedenastu zawodników, ale piłkę ma jeden, np. z przodu, a z tyłu obrońcy czekają na to, aż przeciwnik przyjdzie. W futbolu jest tak, że jedenastu atakuje i jedenastu broni. Nie ma tak, że ktoś może sobie truchtać i czekać na akcję, a jak ktoś do niego podbiegnie to wtedy trzeba bronić. Tutaj już od rozpoczęcia akcji, czyli od tzw. snapa, trzeba grać do gwizdka sędziego i zatrzymania akcji. Każdy zawodnik ma swój cel w każdej akcji. Wszyscy muszą zrobić wszystko, aby zagranie się powiodło, bo jedna źle ustawiona osoba może popsuć całą taktykę.

CT: Ale z czego wynika takie negatywne przekonanie o tym sporcie? Ludzie myślą, ze futbol to tylko bijatyka, która przyfrunęła do nas zza oceanu…

JM: Z niewiedzy. W Stanach Zjednoczonych to jest sport narodowy, tak jak u nas piłka. Tam wszyscy w niedziele idą na mecz futbolu, a w Polsce to dopiero raczkuje. Jeśli ktoś już złapie „bakcyla” i pozna ten sport, to później nie ma problemu, ale na początku funkcjonuje ocena tej dyscypliny, że jest to rugby w kaskach z dodatkiem wielkiej „bijatyki”, a jak ktoś już zobaczy jak to wygląda i o co chodzi w tym sporcie, to później wie, że można to oglądać równie dobrze jak piłkę nożną.

CT: Jak w każdym sporcie, również w tym pojawia się bardzo śliska sprawa – doping. Mówi się czasem, że nie da się uciec od wspomagaczy, bo ludzie chcą oglądać walki gladiatorów. Sama dyscyplina jest wymagająca, ze względu chociażby na wspomnianą motorykę. Uważasz, że zawodnicy regularnie stosują wspomagacze, chociażby w USA?

JM: Nie mam pojęcia. Jedynie czytałem artykuły na ten temat i można stwierdzić, że tam już raczej biorą takie rzeczy, ale są kontrole antydopingowe. U nas w lidze będą prawdopodobnie za rok. W każdym razie nie mogę powiedzieć, jak wygląda to w Stanach. Ja na własnej skórze też tego nie doświadczyłem

CT: Przed meczami reprezentacji macie kontrole antydopingowe?

JM: Nie, do tej pory nie było. Ale za rok mają być ze względu na igrzyska dyscyplin nieolimpijskich. W Top Lidze też zostaną wprowadzone.

CT: A niższe ligi?

JM: Nie wiem, jak to będzie.

CT: Kończąc – kto tym razem zdobędzie Superbowl, a kto mistrzostwo Polski?

JM: Ja kibicuję Seahawks Seattle. Ciekawy zbieg okoliczności, bo gram w zespole o takiej samej nazwie, ale po prostu lubię tę drużynę i mam nadzieję, że wygra właśnie Seahawks, tak jak w Polsce.