Kolejna gala organizacji X Cage w Toruniu za nami. Sobotni wieczór dostarczył zgromadzonym fanom wielkich emocji i widowiskowych akcji zawodników. Tym samym po raz kolejny organizatorzy pokazali, że toruńska federacja rozwija się z gali na galę i staje się coraz bardziej liczącą marką w środowisku mieszanych sztuk walki
Już pierwsza walka rozgrzała kibiców do czerwoności. Wzięli w niej udział Dawid Wylęgała oraz Krzysztof Osmałek, który z racji wieku i doświadczenie zdawał się być faworytem starcia. Młodszego Wylęgałę wcale to nie wystraszyło i dzielnie stawił czoła przeciwnikowi. Co prawda początek walki można zapisać Osmałkowi, ale ważne jest przecież jak się kończy, a końcówka zdecydowanie należała do Wylęgały, który dominował w parterze, zdobywając przy tym cenne punkty. W ostatecznym rozrachunku dały mu one zwycięstwo przez jednogłośną decyzję sędziów.
Jak się miało okazać, walka amatorska była tylko przedsmakiem prawdziwych emocji. Te rozpoczęły się wraz z otwarciem karty głównej sobotniego wieczoru.
Jako pierwsi do oktagonu weszli Sylwester Borys oraz Krzysztof Pietraszek. Na początku walki trudno było wskazać jednoznacznego faworyta. Bardzo aktywnie nogami walczył Pietraszek, parę razy zaskakując przeciwnika obrotówką. Z kolei Borys odpowiadał swojemu rywalowi celnymi prostymi. Chwilę później walka przeniosła się pod siatkę, gdzie zawodnik Arrachionu Olsztyn obalił Pietraszka i po krótkiej akcji w parterze poddał go anakondą.
Druga walka wieczoru ponownie odbyła się w ograniczonej formule MMA. Zaprezentowali się w niej Piotr Wróblewski oraz Maciej Szydłowski. Pierwszy z tego zestawienia jest już dobrze znany toruńskim kibicom, bowiem na dwóch poprzednich galach X Cage walczył w pojedynkach amatorskich i dwukrotnie jego rywalem był wychowanek No Limits Toruń – Marcel Kachel. Wtedy widać było, że jego najmocniejszą stroną jest walka w parterze. Pokazał to również tym razem. Wróblewski od razu na początku pierwszej rudny obalił Szydłowskiego i próbował poddać rywala skrętówką. Szydłowski co prawda wyszedł z kłopotów, ale natychmiast wpakował się w następne. Chwila nieuwagi wystarczyła, aby oddać rękę, co natychmiast wykorzystał Wróblewski i poddał rywala balachą.
Trzeci pojedynek karty głównej nie miał jednoznacznego faworyta. Pokazała to dobitnie pierwsza runda, w której Karol Linowski i Mariusz Boszman toczyli naprawdę wyrównane starcie w stójce. W końcu walkę do parteru postanowił przenieść Linowski i obalił pod siatką rywala. Okazało się to wodą na młyn dla Boszmana, który dwukrotnie próbował poddawać balachą bardziej doświadczonego rywala. Linowski dał jednak radę się wyswobodzić i z powrotem przenieść walkę do stójki, po czym skończyła się pierwsza runda.
Druga odsłona pojedynku rozpoczęła się w parterze, bowiem od razu po sygnale sędziego poślizgnął się Mariusz Boszman. Jego przeciwnik kopnięciami próbował rozbić gardę młodego torunianina, co mu się w końcu udało i zajął pozycję boczną. Boszmanowi udało się z niej uciec do stójki, ale tam doszło już do egzekucji zawodnika No Limits. Linowski zasypał rywala serią mocnych ciosów po siatką. Boszman nie odpowiadał, a zatem sędzia skończył walkę tym samym przyznając zwycięstwo Karolowi Linowskiemu przez TKO.
Po dłuższej przerwie w zawodach Łukasz Jurkowski, który podczas toruńskiej gali był konferansjerem, wywołał do oktagonu Tomasza Jakubca oraz Petera Quellay. Ci dwaj zawodnicy dali prawdziwy pokaz walki w stójce. Quellay atakował Jakubca ciosami prostymi i podbródkowymi, a ten z kolei odpowiadał mocnymi low-kickami. Minutę przed końcem pierwszej rundy Irlandczyk miał okazję poddać przeciwnika, bo sprowadził go do parteru. Nie dopiął jednak dobrze duszenia mata leo i Jakubiec podniósł z powrotem walkę do stójki, w której przebiegła reszta pojedynku. Często obu fighterów oglądaliśmy w akcjach pod siatką, gdzie za plecy Jakuba próbował się wpiąć Quellay. W tym elemencie był zdecydowanie bardziej aktywniejszy i to dało mu jednogłośne zwycięstwo na punkty.
Następna walka toczyła się pomiędzy Krzysztofem Klaczkiem a Sauliusem Baciusem. Od początku widoczna była dominacja zawodnika ANKOS Zapasów Poznań. Klaczek obalił swojego rywala podręcznikowym double leg’iem i wpiął się za plecy Litwina, gdzie ciosy przeplatał próbami duszenia. Po chwili Polak zajął dosiad, skąd skończył walkę mocnymi ciosami na głowę Baciusa. Piotr Michalak był zmuszony przerwać walkę i przyznać zwycięstwo Klaczkowi przez TKO.
Nadszedł wreszcie czas na walkę, na którą czekali wszyscy zgromadzeni. Mieli się w niej zmierzyć Daniel Markowski i gwiazda federacji X Cage – Paweł „Trybson” Trybała. Pojedynek tej dwójki miał pokazać jakie postępy w pół roku poczynił popularny „Trybson” i czy stać go będzie na kolejne zwycięstwo.
Runda pierwsza wykazała wyraźne braki w technice i umiejętnościach Trybały, który często zadawał ciosy na oślep. Chwilowo walka w jego wykonaniu przypominała bójkę na ulicy. Trzeba go jednak pochwalić za nieustępliwość i zaangażowanie w pojedynek. „Trybson” nie unikał konfrontacji i bardzo często uderzał w przeciwnika potężnymi sierpami. Nie robiło to na Markowskim jednak wielkiego wrażenia. Zawodnik K.O.zak Gorzów Wielkopolski uskuteczniał taktykę wymęczenia rywala od czasu do czasu atakując serią ciosów prostych, z których każdy dosięgał rywala. Ten pomysł na walkę zdał egzamin. Podczas gdy Trybała opadał z sił, to Markowski miał ich jeszcze dużo, co bezwzględnie wykorzystał. Uderzył „Trybsona” potężnym prawym prostym i tym samym posłał go na matę, a tam dobicie przeciwnika było już tylko czystą formalnością. Zwycięstwo Markowskiego stało się faktem, a pokonanemu „Trybsonowi” zostało już tylko pogratulować rywalowi.
– Gratuluję Danielowi zwycięstwa. To była dobra walka w jego wykonaniu, w moim niestety słabsza. Prawdą jest, że za mało było tych moich treningów. Często były inne priorytety i teraz są tego efekty. Ale Trybson jeszcze wróci, w jeszcze lepszej formie, tego możecie być pewni – mówił po walce Paweł Trybała.
W końcu nadszedł czas na Main Event gali Pure MMA X Cage 8. W walce o mistrzowski pas federacji X Cage zmierzyli się dwaj wielcy zawodnicy. Pierwszy z nich – Hracho Darpinyan – jest już doskonale znany toruńskim kibicom. Występował wielokrotnie na galach w Grodzie Kopernika i nie znalazł w nich pogromcy. Drugim był Michał Fijałka – jeden z najlepszych zawodników MMA w Polsce. Zawodnik Berserkers Team Szczecin drogę do oktagonu przebył w mistrzowskiej asyście Michała Materli oraz Piotra Bagińskiego – legendy brazylijskiego jiu jitsu w Polsce i znakomitego trenera MMA.
Z tak znakomitym narożnikiem Fijałka musiał osiągnąć dobry wynik, chociaż pierwsza runda nie układała się do końca po jego myśli. Popularny „Sztanga” sprawiał wrażenie zaskoczonego potężnymi ciosami Darpinyana, ale potrafił odpowiedzieć tym samym. Mimo wszystko z perspektywy trybun można było odnieść wrażenie nieznacznej dominacji Armeńczyka. Tego samego zdania byli sędziowie, którzy uznali zwycięstwo Darpinyana w pierwszej rundzie. Kolejne dwie odsłony to przebudzenie Fijałki. „Sztanga” bardzo zdecydowanie atakował przeciwnika i starał się sprowadzić akcję do parteru. W końcu mu się to udało i podjął próbę założenia przeciwnikowi balachy. Już wydawało się, że Darpinyan będzie klepał, ale Armeńczyka nie jest tak łatwo poddać. Hracho wyswobodził się z dźwigni w bardzo widowiskowy sposób i z powrotem podniósł walkę do stójki. W tej płaszczyźnie zaczął dominować Fijałka i to on zdobył mistrzowski pas federacji X Cage.