Jeszcze nie tak dawno temu świętowaliśmy razem z naszymi siatkarkami awans do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Dziewczyny osiągnęły to z niemałych rozmachem, uporem i ogólnopolskim szumem. Zachwiały wtedy związkowymi filarami, wywierając presję na jego władzach, by udostępniono kilka nowych miejsc dla klubów w czołówce. W ten sposób przebojem wdarły się do ekstraklasy. Pierwszy sezon w Orlen Lidze przebiegł stabilnie, następny, już w Lidze Siatkówki Kobiet zakończył się spadkiem. Dziś klub praktycznie zniknął ze sportowej mapy Torunia. Od wspominanego awansu do ekstraklasy minęły zaledwie 3 lata…
Tysiąc dni życia
Mniej więcej tyle czasu zajęło klubowi szybowanie w przestworzach najmocniejszej ligi siatkarskiej kobiet w Polsce, by zaraz potem zniknąć z radaru i zaryć dziurawym kadłubem o ziemię. Tak w najbardziej rozsądnych słowach można określić obecnie panującą sytuację w toruńskim klubie.
Ostatnie znaki życia Budowlani Toruń wydali z siebie na przełomie lutego i marca 2019 roku. Wtedy przyszedł czas podsumowań i zadumy nad niekorzystnym losem naszych siatkarek. Co ciekawe, między ferowaniem umiarkowanego i stabilnego sukcesu a totalną porażką, widniała bardzo cienka granica. Toruńskiemu klubowi udało się uniknąć tej gorszej, czarnej opcji, jednak może się okazać, że to jedyny pozytywny aspekt obecnej sytuacji, która od dłuższego czasu pogłębia się w klubie.
Obecnie kontakt z klubem i jego władzami nie należy do najłatwiejszych. Działalność i aktywność Budowlanych Toruń w mediach społecznościowych i tradycyjnych nie istnieje. Zwrotki pocztowe to rzecz już normalna, a oficjalna wizytówka klubu w postaci strony internetowej umarła śmiercią naturalną i próżny trud gdziekolwiek jej szukać. Można co prawda odwiedzić siedzibę klubu lub samego prezesa w takiej lokalizacji, jak chociażby Arena Toruń, jednak tutaj z pomocą przychodzą obecni, byli lub związani z klubem pracownicy, którzy również odradzają ten kierunek, ponieważ – jak sami twierdzą – prezesa po prostu dla nich nie ma.
Gdzie się podział Jarosław Hausman?
Oprócz wyników i awansów sportowych ważne jest stabilne i efektywne zarządzanie klubem. Najczęściej to drugie bardzo mocno i korzystnie wpływa na pierwsze. Tę rolę, z naciskiem na zapewnienie finansowego bytu klubowi, sprawuje obecnie Jarosław Hausman. Najważniejszy człowiek, który obwieszcza wszystkim swoją wizję i przekonuje do niej potężne firmy, by również podjęły walkę na boisku, ubierając czy wyposażając zawodniczki w okołosportowe dogodności. Jak udało nam się dowiedzieć, od pewnego czasu ani jednego, ani drugiego nie uświadczymy w toruńskim klubie.
Na pierwszy plan ponownie wchodzą byli już pracownicy klubu, którzy oddali zespołowi swój cenny czas, zaangażowanie i przede wszystkim pasję do tego sportu. Ich ogromne rozgoryczenie obecną sytuacją w toruńskiej siatkówce może wprawić w niemałe osłupienie osoby, które do tej pory bardzo powierzchownie zdobywały informacje na temat swojej ulubionej drużyny.
Z uwagi na trwające, wciąż nierozstrzygnięte rozmowy z władzami klubu, nasi rozmówcy poprosili o anonimowość.
– Klub zalega z wynagrodzeniem wobec swoich zawodniczek, jak również niektórych osób ze sztabu szkoleniowego nie tylko za ostatni sezon, ale także za rozgrywki 2017/18 i prawdopodobnie jeszcze wcześniejsze – komentuje sprawę były członek sztabu szkoleniowego Budowlanych Toruń. – Prezesowi zostały wytoczone sprawy sądowe, ponieważ nie było już innej drogi kontaktu i negocjacji. Klub podpisał ugody, z których wynika, że zobowiązania miały zostać spłacone w ratach, jednak w dalszym ciągu z obietnic się nie wywiązał. Prezes Hausman zwodzi, unika kontaktu, obiecuje i na tym kończy. W międzyczasie klub ubiega się o licencję na występy w 1. Lidze. – dodaje.
Informacje te potwierdzają nie tylko członkowie sztabu szkoleniowego, ale także inne osoby związane z klubem, pełniące w przeszłości różne funkcje w drużynie.
Ten klub istnieje obecnie już tylko w teorii – wyjawia kolejny, były już pracownik klubu. – Zobowiązania prezesa wobec zawodniczek, nie wspominając już o samych pracownikach czy sztabie, wynoszą, według mojej wiedzy, ponad kilkaset tysięcy złotych. W sprawie uregulowania naszych zaległości prezes nie robi nic, poza obietnicami, zbywaniem i unikaniem kontaktu. Bardzo duża część moich kolegów i współpracowników wkroczyła z tego powodu na drogę sądową. Na chwilę obecną nie słyszałem, by sąd nie orzekł w którymś przypadku na ich korzyść. Mimo to pieniędzy nadal nie ma.
W kwestii potwierdzenia, zaprzeczenia lub ewentualnego komentarza do sprawy podjęliśmy próbę kontaktu z prezesem Jarosławem Hausmanem, jednak bezskutecznie.
Najważniejsze jest zaufanie…
Obecnie jedyną osobą w szeregach klubowych, z którą udało się skontaktować, jest pierwszy trener zespołu – Damian Zemło. Przez swoich przedmówców w naszym tekście określany mianem człowieka racjonalnego, wizjonerskiego i oddanego swoim ambicjom oraz odwadze. Tych ostatnich z całą pewnością odmówić mu nie można, ponieważ objął klub jako szkoleniowiec, mając zaledwie 23 lata.
– Nigdy nie słyszałem o pierwszym trenerze na takim poziomie rozgrywkowym, w podobnym wieku – mówi nam szkoleniowiec Budowlanych Toruń, Damian Zemło. – Mimo wszystko dajmy czas mnie oraz drużynie, na tym się obecnie najbardziej chcę skupić. Wiele osób zapewne kręci głową z niedowierzaniem, niektórzy zapewne oczekują moich potknięć, ale dla mnie najważniejsze jest to, żeby dziewczyny mi zaufały i uwierzyły w to, co wspólnie robimy – dodaje.
Toruński klub daje tym posunięciem wyraźny pokaz zaufania, pokładanego w umiejętnościach swoich współpracowników. Obecny pierwszy trener zespołu pracował bowiem w poprzednich odsłonach jako asystent architektów boiskowej taktyki. Mimo szczerych chęci i zapału, do nadchodzącego wielkimi krokami sezonu trener Zemło jest w chwili obecnej zmuszony budować cały zespół… sam. Nie martwi go jednak taka perspektywa.
– Obecnie sztab prezentuje się w postaci mojej osoby, jako pierwszego trenera. Jestem w kontakcie z potencjalnym asystentem. Rok temu pełniłem właśnie tę funkcję, a w tym spotkał mnie szybki awans – kontynuuje Damian Zemło. – Na chwilę obecną od 9 sierpnia trenujemy w 10-tkę, szukamy jeszcze dwóch środkowych, na które w Polsce panuje deficyt. W stosunku do poprzedniego sezonu, w składzie zostały 4 dziewczyny. Jedną z nich będziemy przekwalifikowywać względem jej ostatniej pozycji. Mogę zapewnić, że klub trenuje i przygotowuje się na nadchodzące wyzwania.
Optymizm trenera Budowlanych jest godny podziwu i szacunku. Wymaga on również konkretnego wsparcia, aby wyniki boiskowe mogły znaleźć także swoje ujście w biznesie i mediach klubowych, które w obecnej sytuacji nie istnieją lub nie funkcjonują. Wedle relacji osób związanych z klubem, już w zeszłym roku, a nawet trochę wcześniej, pojawiły się problemy z zaopatrzeniem w najbardziej podstawowe akcesoria dla zawodniczek. Mówimy tutaj o ochraniaczach na kolana, opaskach i usztywniaczach na ręce, sprzęt do regeneracji czy nawet… bezproblemową podróż do rywalek, by wypełnić kalendarz ligowych rozgrywek.
Nasz rozmówca został poproszony o skomentowanie tych doniesień, w kontekście relacji prezesa klubu z zawodniczkami i sztabem.
– Staram się dawać sobą pozytywny bodziec dla klubu i chcę, by nie tylko pod względem sportowym szedł do przodu. Nawet jeśli klub obecnie nie stawia wobec mnie żadnych oczekiwań i celów, ja sam muszę sobie wyznaczyć absolutne minimum. W nadchodzących rozgrywkach takim planem będzie utrzymanie zespołu w lidze – oznajmia Damian Zemło. – Marzy mi się w Toruniu siatkówka na wysokim poziomie, nie tylko sportowym, ale także organizacyjno-sportowym. Oczywiste jest, że gdy klub niedomaga w podstawowych sprawach, te cele realizuje się dużo ciężej. Mam jednak nadzieję, że uda się nam podreperować wizerunek toruńskiej siatkówki. Obecnie pracuję także nad przywróceniem klubu do życia w mediach.
Trener toruńskich siatkarek nie szczędził też słów podziękowań dla kibiców i ma nadzieję, że los już niedługo ponownie pozwoli cieszyć się wynikami ich ulubienic.
– Kibiców i sponsorów serdecznie zapraszam na nasze mecze. Mam nadzieję, że mimo panującej obecnie ciszy nie odwróciliście się od nas. Życzcie nam wytrwałości i zdrowia. Resztę wypracujemy na boisku – kończy.
Coś się kończy, coś się zaczyna
Przed toruńską siatkówką żeńską i zdziesiątkowanym sztabem klubu Budowlanych Toruń niełatwa droga. Tradycja kobiecej siatkówki w Toruniu, swoją historią sięgająca lat 50-tych ubiegłego wieku, miewała na swojej drodze radosne chwile wzlotów oraz, jak pokazują obecne czasy, bolesne chwile dotkliwych upadków.
Sport i jego otoczka praktycznie od zawsze borykają się z mniejszymi lub większymi problemami w dziedzinie skutecznego zarządzania. Bardzo ciężko jest jednomyślnie wskazać przykład dobrze działającego systemu, w którym z wynikami sportowymi w jednym rzędzie idą także wyniki marketingowe, wraz z bezwarunkowym poparciem kibiców. To właśnie na tych aspektach klub z Grodu Kopernika powinien skupić się najbardziej, ponieważ napływające informacje o obecnej kondycji relacji wewnątrz zespołu nie napawają zbytnim optymizmem. Zwłaszcza, jeśli ponownie planujemy błyszczeć na arenie siatkarskiego sportu zawodowego i bić się o najwyższe stopnie podium.
Koniec końców, boisko i sport w swojej podstawowej postaci wszystko zweryfikują. Czasem szczęściu można jednak dopomóc, zdobywając się na odrobinę ludzkiej uczciwości wobec siebie i ludzi oddających swoim klubom serca, a czasem całe swoje życie.
Do tematu będziemy wracać…